Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pamiętni ostrzeżenia jarla, cudzoziemcy wstali grubo przed świtem, myjąc się śpiesznie i sprawdzając raz jeszcze swe bagaże. Jako ostatni zwlókł się z posłania Eilhart, ziewający przeraźliwie i trący pięściami zaczerwienione powieki. Favir i Agnes wymienili między sobą kilka uwag w swym melodyjnym języku, popatrując na Amaveta znacząco i z kpiarskimi iskierkami w spojrzeniach. Zabijaka czuł się zbyt śpiący, by szukać zwady, więc machnął elfom na odczepnego ręką zginając ją w powszechnie uważanym za obraźliwy geście i wsadzając głowę w miskę z zimną wodą. Nocne harce z córką kowala znacznie nadszarpnęły jego siły witalne, bo jak się szybko miał okazję przekonać, hoża dziewoja w udach była równie silna, co w rękach i dosiadłszy swego kochanka w pachnącej świeżym sianem stodole zdarzało się jej zapominać w chwilach uniesienia, że męskie ciało ma pewne ograniczenia w kwestii nacisku na szczególne jego części.
Była to pełna wrażeń noc i wybudzony przez nieco poirytowanego Stomira z głębokiego snu Amavet miał wrażenie, że ledwie przyłożył głowę do siennika, a już kazano mu wstawać.
- Mniej byś pytą robił, a więcej głową, to byś teraz tak nie stękał – jak się okazało, kapłan Melitele prócz wzniosłych mów potrafił też wygłaszać zwięzłe i kąśliwe uwagi trafiające doskonale do osobników, których podniosłe mowy zwykły nudzić już po drugim słowie – Łódź na nas czekać nie będzie, więc wycieraj łepetynę i zbieraj torby.
Goście rozliczyli się z gospodarzem jeszcze poprzedniego wieczoru, toteż nie spodziewali się ujrzeć go o tak wczesnej porze, ale ku ich zdziwieniu krasnolud czekał w izbie jadalnej przy wygasłym kominku, grzebiąc w zimnym popiole pogrzebaczem i dumając w milczeniu nad sobie tylko znanymi sprawami.
- Nie tylko ze mnie ranny ptaszek jak widzę – roześmiał się na widok zbolałej miny Amaveta, przywodzącego swym wyglądem na myśl jakiegoś świętego męczennika – Mus mi tak miłych gości pożegnać, nawet jeśli mi czasami klientelę poturbowali. Prowiant wam na drogę narychtowałem, żadne tam frykasy, ale na pewno lepsze to w samku od jadła, które wam na drakkarze będą dawali... chyba, że ktoś się lubuje w grubo solonym śledziu.
Wyraz twarzy Agnes i Amaveta zdradził z miejsca ich głęboką niechęć do solonych ryb, zwłaszcza tych popularnych na Skellige, gdzie śledź taki nabierał największego dla wyspiarzy smaku po kilkutygodniowym leżakowaniu. Wszyscy zapakowali z nieukrywaną wdzięcznością owinięte w płótno niewielkie paczki pachnące świeżo wypieczonym chlebem, ściskając raz jeszcze prawicę prostodusznego krasnoluda i wychodząc jedno po drugim na zewnątrz karczmy, w jaśniejącą blaskiem przedświtu noc. Medyk omiótł wzrokiem skrzący się od gwiazd nieboskłon, granatowy ponad jego głową, ale przechodzący w pas bladego światła nad wschodnią linią widnokręgu, gdzie przestworza stykały się z powierzchnią rozkołysanego morza.
Dociągnąwszy paski chlebaków i dociągnąwszy ledwie chroniące przed porannym chłodem płaszcze wędrowcy ruszyli grząską uliczką osady w stronę przystani, mijając chaty, w których zapalały się pierwsze olejne lampki i zagrody, z których dobiegało beczenie budzących się owiec. Gdzieś zapiał donośnie kogut, po krótkiej chwili zawtórowało mu kilka innych ptaków.
Nad Skellige wstawał kolejny chłodny dzień. |
|