Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dzierżąca głownię miecza lewa ręka Amaveta wystrzeliła do przodu w tej samej chwili, w której wyspiarz złapał za swój toporek. Broń młodzieńca wsunięta była w rzemienną pętlę, toteż musiał ją pociągnąć w górę chcąc oswobodzić drzewce, a cudzoziemiec ani myślał mu sprawę ułatwiać. Pochwycony lewą ręką Eilharta za płaszcz zalotnik otrzymał potężny cios w brzuch, po którym wypuścił z bolesnym jękiem powietrze z płuc. Wciąż jeszcze gorzejąc chęcią konfrontacji, Amavet natychmiast grzmotnął go drugi raz wprost w czoło, wypuszczając jednocześnie Skelligana z uścisku. Młodzieniec zwalił się z nóg na pobliską ławę, odbił od niej i runął bezwładnie na kamienną posadzkę sali, zwijając się w kłębek i drgając w torsjach.
- Ot i porzygał się jak kot – wycedził przez zęby Amavet spoglądając zaczepnie na drugiego Skelliganina. Obserwujący dotąd zajście z wysokości swych siedzisk goście pozrywali się w międzyczasie z ław kupiąc się bliżej i mierząc obcego bardzo nieprzyjaznymi spojrzeniami – Jak żeś ochotny do tańca, dla ciebie też chwilkę znajdę, bez obawy.
Drugi młodzieniec odsłonił zęby w grymasie rosnącej złości, odrzucił w bok połę płaszcza odsłaniając tkwiący w pochwie miecz, a potem jednym szybkim ruchem obnażył ostrze ustawiając się jednocześnie bokiem do Eilharta.
- Łeb ci oberżnę, chwaście jeden! – warknął niskim nieprzyjemnym tonem, wprawnie kreśląc klingą miecza niewielkie łuki w powietrzu. Amavet wyciągnął z jaszczura własne ostrze, mrużąc oczy badawczo i szacując drugiego przeciwnika w myślach. Młodzik zwijający się wciąż na posadzce był niedoświadczonym głupcem i dał się Eilhartowi zaskoczyć, ale Skelliganin z mieczem sprawiał wrażenie dużo groźniejszego przeciwnika, a co więcej, w izbie dawało się wyczucie nieme poparcie jakim obdarzyli go z miejsca śledzący wydarzenia goście, wszyscy bez wyjątku miejscowi wyspiarze. Amavet aż kipiał chęcią wrażenia ostrza w bebechy krnąbrnego mężczyzny, ale resztki rosądku podpowiadały mu, że zabicie czy nawet okaleczenie młodzieńca mogło się dla niego skończyć ciężkimi konsekwencjami: prawie wszyscy obecni w karczmie ludzie mieli przy sobie broń i sprawiali wrażenie takich, którzy wiedzieli jak się nią posługiwać.
- Schować żelazo i to już! – oznajmił dźwięcznym głosem krasnolud, wspinając się na dębową ławę i zakładając ramiona na beczkowaty tors – Jeden obity i starczy, nie ważcie się krwią mi tu napaskudzić, ani mi się widzi po was sprzątać!
- Nic mi do was, panie Munro, chociaż żeście nieludź – odparł pozbawionym cienia sympatii tonem wyspiarz – Ale ten przybłęda nie będzie lał bez pozwolenia mojego druha, a nadymał się tu jak jaki indor. Na indora jeden jest sposób, łeb mu trzeba urżnąć mianowicie, potem się już nie nadyma. A krwią się nie troskajcie, niechaj ta pięknooka po swoim druhu posprząta, najlepiej kubraczkiem, to się przy okazji obejrzy, co tam pod spodem skrywa! |
|