 |
 | Wiedźmin - Agenci z przypadku |
|
 |
Wysłany: Wto 19:17, 25 Lis 2008 |
|
|
Dobro |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 13 Lis 2008 |
Posty: 609 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Ankh-Morpork Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Wtedy ich spotkałem. Właśnie wracałem z głową bazyliszka pod pachą, kiedy jakiś krasnolud i ten mężczyzna biegli przez gościniec krzycząc w niebogłosy. Co krzyczeli? Ano, że trzeba im pomóc bo ktoś ich goni. Wzruszyłem ramionami i już dochodziłem do wierzchowca, kiedy za ich plecami ujrzałem chmurę dymu. Zaciekawiony wytężyłem wzrok, i zobaczyłem, czemu krasnolud drze się jak obdzierany żywcem kot, a biegł szybciej niż ja po eliksirach. W sumie się nie dziwiłem za bardzo, bo za nimi biegła banda rozwścieczonych bobołaków wywijających toporami na prawo i lewo. Byli zaledwie kilkanaście metrów ode mnie, a było ich czterech. No nic, już ruszałem, by ich przepędzić, ale zaraz jak mnie zobaczyli, zahamowali, rzucili spojrzenie na łeb bazyliszka i dali noge w przeciwnym kierunku. Tak poznałem Bjorna Wręcemocnego i Danna. Potem było już łatwo; Bjorn szukał jakiegoś wiejskiego znachora, żeby pozbyć się biegunki, której nabawił się od zajadania wilczych jagód. Szczęściem dla nas, po drodze do tego miasta, spotkaliśmy Myszomira, który obecnie robi wywar miłosny dla jednej klientki.
Młoda dziewczyna, słuchając opowieści wiedźmina, ciągle otwierała i zamykała usta ze ździwienia, a na jagodach nieraz występował rumieniec. Dann, siedzący obok Berengara, wpatrywał się nachalnie na tyłek dziewki, jednocześnie pociągając piwo z kufla. Bjorn natomiast rozmawiał z karczmarzem, ani troche niezainteresowany wdziękami służącej kelnerki, mimo iż było na co popatrzeć.
Przy sąsiednim stole siedziało paru kmieci i zawzięcie gadali o tegorocznych zbiorach. Oprócz nich tawerna była pusta; większość gości wróciła do domów, gdyż był późny wieczór.
Nazajutrz wiedźmin spotkał się z sołtysem w sprawie nagrody za leb bazyliszka. Reszta drużyny siedziała przed domem zarządcy miasta i czekała cierpliwie; postanowili bowiem razem wyruszyć do większego miasta, a nie siedzieć w tej dziurze. gdy Berengar wychodził, wpadł na niego jeden z tutejszych kmieci, przeprosił wylewnie wiedźmina za uderzenie i pognał dalej, do sołtysa. Z izby na dwór słychać było zdyszane krzyki:
- Panie! Panie, tragedia! Wąpierz zeżarł mi krowe! Tamuj, byłech na polu, szukałem zaginionej trzody, a tu patrze; po Krasuli jeno nogi zostały! Nie ma krwi, nic a nic! To wąpierz był!
Wiedźmin odwrócił się zaciekawiony. Czyżby kolejna praca? pomyślał.
Co zamierzacie zrobić? |
|
Ostatnio zmieniony przez Dobro dnia Pon 17:58, 12 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
Wysłany: Wto 20:01, 25 Lis 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Myszomir podniósł wzrok znad parującego kociołka, spojrzał pytająco na karczmarza, ten jednak prychnął nie zważając na dobiegające z zewnątrz okrzyki i dając gościowi do zrozumienia, by ten kontynuował swą robotę. Żar paleniska sprawiał, że obu mężczyznom pot perlił się na czołach, lecz w przypadku Myszomira za pot ów tylko po części odpowiedzialne było gorące wnętrze kuchni.
Co też mnie podkusiło, żeby się w to pakować, pomyślał ze zdenerwowaniem, skończy się tak samo jak ostatnio, garbowaniem skóry! Przecież można było od razu przewidzieć, że karczmarz nie głupiec, nie zapłaci za specyfik z góry, najpierw zechce go wypróbować, a dopiero potem sypnąć groszem!
Mieszanka z mielonych żołędzi, liści laurowych i paprotnika szerokopiórego mogła pięknie pachnieć i na pierwszy rzut oka faktycznie uchodzić za miłosny wywar, ale tylko do chwili, kiedy wybranka serca karczmarza zanurzyłaby w kubku usta. Tak, jęknął w duchu Myszomir, dalej będzie rzygać niż widzi, to pewne, a zaraz potem zaświszczą w powietrzu pałki, oj zaświszczą!
- Jakom wcześniej wam rzeknął, gwarancyji na niezawodność dać nie mogę – oznajmił ostrożnym tonem młodzian, dosypując do wywaru jeszcze garść suszonych owoców jarzębiny – Lubczyk nie ma w sobie potęgi magicznych zaklęć, czasami upór niewieści potrafi dać mu odpór...
- Mieszaj, mieszaj, mości panie, niczym się nie troskaj – barczysty karczmarz poklepał Myszomira po ramieniu, zaśmiał się gardłowo – Jakeś sobie radę dał z zębami starego Męciwora i z wrzodem na zadku szołtysowej, to i lubczyk dla ciebie furda! A ja pamiętliwy jestem, przysługi nigdy nie zapomnę, brachu, nie poskąpię ci ani jadła ani grosza, jeśli ona mi po tym napitku da!
Na Melitele, opienkunkę mędrców i zielarzy, niech ten ktoś krzyczący na dworze zechce się drzeć trochę głośniej! Myszomir ponownie otarł rękawem czoło, szukając pierwsego lepszego protekstu, by tylko zarzucić realizację tego nieszczęsnego pomysłu z lubczykiem. |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 21:55, 25 Lis 2008 |
|
|
el_imperatorro |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 26 Sie 2008 |
Posty: 1125 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Wolsztyn / Poznań Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dann potarł w zamyśleniu podbródek, czując pod palcami kilkudniowy zarost.
Można by się i ogolić, skoro mamy do miasta jechać... - pomyślał - Ciekawym, co też nasz medyk uwarzył w tym kociołku. Lepiej dla niego zeby wybranka gospodarza przeżyła zażycie tego specyfiku... Ech, ci medycy...
Milena! - krzyknął głośno, patrząc jak karczmarz znika za drzwiami - Piwa przynieś!
A tego gdzie znowu gna, zaraza... - mruknął do siebie, widząc wiedźmina wybiegającego z karczmy - Wiedźmini, krasnoludy, druidzi, co za kompania mi się trafiła... Byle tylko płacili w terminie...
I jak, szacowny druidzie? - rzucił ze śmiechem w stronę Myszomira - Jak się zapatrujesz na szanse gospodarza u oblubienicy? Dostanie czego chce czy idziemy siodłać konie zanim wróci? |
|
Ostatnio zmieniony przez el_imperatorro dnia Wto 21:58, 25 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|