Dobro |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 13 Lis 2008 |
Posty: 609 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Ankh-Morpork Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Gdy Bjorn z głośnym pluskiem wpadł w wodną breję, nad kanałem pokazała się pierwsza twarz strażnika.
- Psubraty! Zapłacicie za to!
Krasnolud pokazał jeszcze nieprzyzwoity gest, składając lewą rękę w łokciu i nakładając prawą rękę od dołu, tak, że lewa dłoń trzymała zgięcie łokcia prawej ręki. Zaraz po tym pobiegł za resztą, której to chlapanie ciągło się echem po niewysokim kanale.
Po kilkunastu minutach narzekań, Sarez w końcu zaprowadził wszystkich przed drewniane drzwi, przed którymi znajdowała się mała dziura odprowadzająca wode i szlam. Naszyjnik Berengara zaczął wibrować. Najpierw słabo, potem coraz silniej.
- Czuje w powietrzu magię - mruknął bardziej do siebie, niż do towarzyszy. Jahim tylko się uśmiechnął.
Chwila pukania do drzwi ciągnęła się w nieskończoność, każdy czuł na karku pościg, który mógł w każdej chwili pojawić się za rogiem.
W końcu drewniane drzwi stanęły otworem, a z rozjaśnionego jakimś dziwnym światłem wnętrza, wychyliła się postać w szarym płaszczu.
To był Nikifor.
- A my się zastanawialiśmy, gdzie to wciągnęło naszego wróżbitę - powiedział sarkastycznie Myszomir.
Tak naprawdę nikt o nim nie pomyślał, kiedy podczas wędrówki przez miasto Nikifor nagle znikł.
- Cóż... zaproponowano mi pewny interes i nie mogłem odmówić. Wejdźcie, bo zimno leci. I gównem.
Ukryta w labiryncie kanałów komnata składała się jeszcze z dwóch mniejszych pokoi. Główna część pomieszczenia, ta, przez którą weszli, robiła oszałamiające wrażenie.
Przy tylniej ścianie stała duża biblioteczka z wieloma księgami. Każda była przytwierdzona do ściany srebrnym łańcuchem.
Nad sufitem paliły się zawieszone na cienkich nitkach świece, które wolno krążyły nad pomieszczeniem, zawsze w tej samej konfiguracji pięcioramiennej gwiazdy; pentagramu. Obok biblioteczki stał drewniany stół, z otwartą księgą, kartkami papieru, kałamarzem z inkaustem i wyostrzonymi gęsimi piórami.
Prawa boczna izba była pokojem sypialnym; trzy senniki, kufry na ubrania, stół i krzesło. Lewa izba była miejscem do kąpieli i zaspokojeniu fizjologicznych potrzeb. Kilka dużych, drewnianych bali wypełnionych wodą, a obok kamienne podwyższenie z dziurą w środku.
Miejsca było mało, ale nie wiadomo skąd każdy miał krzesło.
Magia aż wrzała w powietrzu.
- No, czas wyjaśnić parę spraw, panowie. Ale najpierw się umyjcie, bo śmierdzicie nieziemsko.
***
Jahim von Sarez stanął w środku głównej komnaty i spoglądając po zebranych, zaczął przemawiać cichym głosem, który w miare wypowiadanych słów rósł w siłę.
- Waszym zadaniem tutaj było odkrycie, co stoi za tajemniczymi zgonami tutejszej ludności. I udało nam zaledwie wczoraj, przed waszym przybyciem. Źródłem kłopotów jest magiczna istota kierowana przez jednego z tutejszych czarnoksiężników. Nie mamy pojęcia, dlaczego i jak kieruje on myślami tej istoty, ale wiemy w jakim celu.
- O jakiej istocie mowa? - obudził się Berengar, nie bardzo wcześniej słuchający słów Sareza.
- Zaraz. Ofiary były przypadkowe, oprócz jarla. Widocznie nie udało się ujarzmić bestii, gdyż od czasu zgonu jarla, zaczęli umierać ludzie niezwiązani z władzą. Jedno jest pewne: zwłoki miały bez wyjątku rozszarpane gardła, byli nimi tylko mężczyźni i stracili dużo krwi, lecz nie całą. Właściwie można powiedzieć, żę się wykrwawili przez rany, z tym że nie było dużych plam krwi. Jedyne ślady są dziwne; przypominają ślady węża.
- Lamia - mruknął wiedźmin.
Chwila ciszy została przerwana przez byłego rycerza.
- Kurwa jej mać. Szkoda było Mandricka. Zginął głupio, bo jego też bestia dorwała, kiedy próbował wybadać co się dzieje. Teraz Nikifor zajął jego miejsce. W każdym bądź razie, naszym zadaniem jest dowiedzieć się kto zlecił zabójstwo i po co. I przy okazji można zabić tą... lamie. Dzięki tym informacją i zlikwidowaniu problemu, rząd Redanii może poprawić swoje stosunki ze Skelliege.
- Dobra dobra. Co ze złotem?
- Ech, no tak.
Sarez znikł w sypialni. Po chwili słychać było, jak przeciąga niewielki kuferek na środek pokoju.
- Podzielicie się tym równo. Nie pytajcie, skąd to mam.
Otworzył kłódkę. W środku do połowy skrzyni leżały małe rubiny, szafiry, amestyty idealnie oszlifowane, elementy biżuterii i sporo złotych monet w walucie redańskiej.
Bjorn oszacował wartość wynagrodzenia na kilka tysięcy dukatów. Powiedział to reszcie.
- Za... za co tyle...? - wyjąkał Myszomir, po raz pierwszy widząc tyle kosztowności.
- Za zadanie. |
|