Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Scintilla, Kopiec Sibellus, Wieża Toya, 19 julius 831.M41, godz. 16.10
Brachus Venner nie podskoczył w miejscu, kiedy ktoś klepnął go bez ostrzeżenia w plecy, nie wciągnął gwałtownie powietrza ani nie uczynił innej z rzeczy, które mogłyby zdradzić jego zaskoczenie faktem, że ktoś zdołał go tak skrycie podejść. Odwrócił się powoli pamiętając o schowanym dyskretnie nożu, gotów do słownej utarczki czy nawet bójki, gdyby los zetknął go z jakąś uliczną szumowiną.
Łącznik Świętej Inkwizycji musiał się kryć w wąskim tylnym wejściu do odrapanego, pokrytego graffiti robotniczego habitatu, skąd miał zaledwie kilka kroków do miejsca zajmowanego przez Vennera. Brachus wyrzucił z siebie nieme przekleństwo, obiecując sobie jednocześnie w myślach, że obcy już go więcej nie zdoła zaskoczyć.
- Gdzie reszta? – zapytał wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu, rozglądając się jednocześnie uważnie po niezbyt uczęszczanych ulicach dystryktu. Brak ludzi na chodnikach niespecjalnie Vennera dziwił, większość mieszkańców ubogiej dzielnicy mozoliła się właśnie na drugiej zmianie w fabrykach, reszta zaś odsypiała wyczerpujący dzień.
- Nie wiem – wzruszył ramionami Brachus – Mieszkamy w tej samej norze, ale oni piętro wyżej. Nie pijamy razem ani nie śpimy. Pewnie zaraz przyjdą... sir.
Masz hardy charakterek, co? pomyślał Thorn Slade taksując swego towarzysza wzrokiem. Ciężko ci jakoś przeszło to sir przez gardło, ale nic nie szkodzi. Kilka dni razem i wszystko będzie dobrze...
Były arbitrator, członek niegdysiejszej sekcji śledczej Mira Salvarro i obecny agent operacyjny lorda inkwizytora Antona Zerbe, obserwował w milczeniu stojącego obok Brachusa Vennera. Nie podobała mu się sylwetka agenta, wysoka i postawna, ale o groteskowo umięśnionych barkach, przez co mężczyzna sprawiał wrażenie nieco zdeformowanego. Thorn nie obawiał się w najmniejszym stopniu ewentualnej mutacji współpracownika, bo wiedział doskonale, że agenci terenowi Officio Planetia Sibellus przechodzili staranne, częstokroć również dyskretne, badania czystości świętego wzorca genetycznego. Gdyby deformacja Brachusa spowodowana była mutagennym czynnikiem, mężczyzna już dawno spłonąłby na stosie lub został zesłany do kopalni na Sepheris Secundus.
- Skąd jesteś? - zapytał pozornie od niechcenia Thorn, wsadzając ręce do kieszeni płaszcza i przesuwając wzrokiem po wąskim krzywym nosie, bez wątpienia kiedyś złamanym nosie Vennera, jego zmierzwionej brodzie i wyraźnie zarysowanych pod skórą podbródka dolnych zębach, posiadających w kilku przypadkach niepokojąco szpiczasty kształt.
- Z Wieży Toya, sir - odpowiedział wymijającym tonem Brachus, wyraźnie nieskory do rozmowy.
- To wiem, ale gdzie się urodziłeś? - nie ustępował Thorn - Słyszę po akcencie, że nie jesteś stąd, ani z Sibellusa ani z kopców satelickich. Obcoświatowiec?
- Z Ganf Magna - odparł po chwili namysłu agent, poprzestając na tym krótkim stwierdzeniu. Thorn milczał przez chwilę, próbując zlokalizować w pamięci ojczystą planetę Vennera. Po kilku sekundach uśmiechnął się w duchu do siebie samego, zadowolony z efektów kilkudniowego ślęczenia nad astrokartograficznymi mapami. Ganf Magna położony był na Zewnętrznej Rubieży, na galaktyczne północy sektora Calixis, opodal pasa kosmicznej pustki oddzielającej Calixis od Sektora Ixaniad. Prowincja na krańcu świata, pomyślał Slade, teraz twój wygląd już mnie niezbyt dziwi... |
|