SamboR |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 28 Gru 2008 |
Posty: 540 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Steinau an der ODER Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Orbita parkingowa nad Raakata, Przestrzeń Koronus, 9124631.M41
Słabo oświetlony korytarz wypełniała mgła z przestrzelonych kondensatorów powietrza. Przez jękliwe dźwięki syren alarmowych przedzierały się co rusz odgłosy wystrzałów. Wykonaną z plastalowych płyt podłogą co rusz wstrząsały odległe wybuchy. Zza zakrętu wybiegło kilku marynarzy w osmalonych uniformach dokerów. Ostrzeliwywali się chwilę, by ruszyć dalej, w stronę pokładu awaryjnego, na którym znajdowały się kapsuły ratunkowe. Po chwili ich śladem ruszyło kilku piratów, odzianych w krwistoczerwone pancerze karapaksowe i uzbrojonych w automatyczne strzelby abordażowe. Za tym drobnym, lecz doskonale wyposażonym i wyszkolonym oddziałem szturmowym podążał wysoki, młody mężczyzna o ciemnorudych, niemal czerwonych włosach. Wydawał się nieprzejęty wydarzeniami rozgrywającymi się na okręcie, jakby myślami wybiegał już daleko w przyszłość. Jego odzienie zdradzało jego wysoki status społeczny. Lewą część całkiem przystojnej, pociągłej twarzy, osłaniały srebrzone płyty protetycznego implantu oka. Za młodym arystokratą podążała serwoczaszka, która nieustannie zdawała raporty z postępów akcji abordażowej, metalicznym, piskliwym głosikiem.
- "Lordzie-kapitanie, pokłady od trzydzieści do czterdzieści siedem zdehermetyzowane po bezpośrednim trafieniu naszą torpedą. Zgodnie z rozkazami, "Tyran" przerwał ostrzał. Przewidywana odległość do skarbców okrętowych to 300 metrów."
Oddział pryzowy* kilkoma celnymi strzałami wyeliminował stawiających opór marynarzy. Po przejściu kilku kolejnych grodzi stanął przed wysokimi na kilka poziomów wrotami do okrętowego skarbca. Jeden z piratów ujął w dłonie przecinak laserowy, dotychczas przewieszony przez plecy i zaczął wycinać otwór w kolosalnych drzwiach. Reszta oddziału obstawiła jedyne wyjścia z komnaty - to, którym się dostali oraz drugie, prowadzące na pokład ratunkowy. Po kilku niespokojnych minutach droga do skarbca stała otworem. Lord-kapitan wszedł do środka, by po chwili powrócić, niosąc w rękach jedwabne zawiniątko. W tej samej chwili gwałtowny wstrząs rzucił cały oddział na ziemię. Arystokrata również upadł, lecz nie wypuścił z rąk swej zdobyczy. Serwoczaszka zaskrzeczała, wypluwając kolejne dane.
***
Zza niewielkiego księżyca, okrążającego Raakata, który znajdował się obecnie kilkaset tysięcy kilometrów za walczącymi jednostkami wyłoniły się trzy niepokojące kształty. Sensory lekkiego krążowanika klasy "Nieustraszony", którego kapitan przewodził akcji abordażowej, były skupione na skanowaniu przestrzeni w poszukiwaniu kapsuł ratunkowych, których część została wystrzelona z frachtowca w początkowej fazie starcia. W momencie, w którym pasywne systemy augurskie wykryły obecność trzech kutrów orczego pochodzenia. Przelatując w odległości dochodzącej do 20 kilometrów, między obiema jednostkami, wypaliły ze wszystkich dział, dobijając dogorywający wcześniej frachtowiec oraz poważnie uszkadzając silniki plazmowe "Tyrana".
***
Po chwili całkowitej ciemności na pokładach szybko rozszczelniającego się frachtowca zabłysły czerwone światła alarmowe. Lord-kapitan, wraz z kilkoma ocalałymi piratami ruszył biegiem w kierunku kapsuł ratunkowych. W zamieszaniu spowodowanym potrzebą nagłej ewakuacji nie zauważył, że przyboczna serwoczaszka leżała zapomniana u wejścia do skarbca ...
***
Stacja kosmiczna Port Wander, tawerna oficerska "Pod Niespokojnym Saurusem", 6624831.M41
"Mówię Ci Strakker, to autentycznie oryginalna serwoczacha samego kapitana Czerwonogrzywego!" - wysapał lekko podchmielony Jonas Habermagen, poważny kupiec zaopatrujący Port Wander w lepsze alkohole i cygara oraz, jak to lubił określać, "artykuły luksusowe". Przy dość oszczędnie zdobionym stoliku prócz niego i samego kapitana Edmunda Strakkera siedziało jego dwóch przybocznych - oficer pokładowy Lupus Wolfskin, szczupły, wysoki trzydziestolatek oraz Astra Blurmayer, znana w pewnych kręgach jako "Lucky Star" będąca obecnie głównym oficerem bezpieczeństwa we świcie Wolnego Handlarza. Wszyscy oni siedzieli, popijając wyśmienity, nieco ziołowy w smaku amasec z prywatnych zapasów Habermagena, wysłuchując niestworzonych historii o cudach, jakie czekały na śmiałków, którzy zdecydowaliby się na eksplorację położonego na galaktyczny północny-zachód Obszaru Koronus. Dotychczas ród Strakkerów operował głównie na terenach sektora Calixis, z rzadka zapuszczając się za barierę sztormów Immaterium, jakie odgradzały Calixis od Przestrzeni Koronus. Relatywny spokój, jaki panował w sektorze nie sprzyjał szybkiemu zdobywaniu bogactwa i chwały, jakich oczekiwali zazwyczaj Wolni Handlarze. Właśnie te oczekiwania były powodem, dla którego "Aquilla Negra", rajder lorda Strakkera cumował od kilku tygodni w Port Wander. Sam lord, niespokojny duch o potężnych, luźno opadających wokół ust wąsiskach, które stały się jego znakiem rozpoznawczym, szukał na stacji dobrego odbiorcy na skarby, które zamierzał przywieźć z dzikich obszarów poza sektorem. Habermagen, podstarzały, jowialny handlarz od razu przypadł Strakkerowi do gustu, proponując podział profitów fifty-fifty. Wszelkie szczegóły umowy były już ustalone, okręt odbierał właśnie ostatnie błogosławieństwa od attache Adeptus Mechanicus Magosa-Eksploratora Ramireza. Za dwie godziny, o 18 czasu lokalnego przewidziana była procedura startu.
Serwoczaszka, leżąca na stole, przy butelce świetnego trunku, wyraźnie była nadgryziona zębem czasu. Systemy optyczne umocowane w lewym oczodole były poznaczone uderzeniami mikrometeorytów, a same kości nosiły ślady dawnego pożaru. Głośnik wokalizera, sprytnie umieszczony pod kośćmi składającymi się na żuchwę miał wycięte okablowanie. Brakowało też płytki antgrawitacyjnej, pozwalającej konstruktowi na przemieszczanie się. Innymi słowy, ten domniemany artefakt słynnego pirackiego kapitana, wydawał się być bezużyteczną stertą złomu. |
|