Bors |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 15 Maj 2009 |
Posty: 665 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: WarSaw/Venedia Sector/Segmentum Obscurus Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Asteroida TS-471/6 C, Habitatu C-IV, 27 aprilis 831.M41, godz. 14:39
Constantine zdecydowanym krokiem ruszył w stronę kultystów, ale w miejscu osadziła go Lyra.
- Dokąd. – Rzuciła gniewnie, patrząc w rozpalone oczy duchownego. - To mogą być terroryści. A jeśli specjalnie sprowokowali to zbiegowisko? Jeśli to coś więcej niż tylko przemowa? Lepiej poczekajmy. Muszą w końcu stamtąd wyjść. Przez tych pałujących raczej się nie wydostaną.
- Imperator mi sprzyja – ton Constantina nie pozostawiał miejsca na dyskusję – On jest moją tarczą, a ja Jego mieczem. – Oświadczył strącając z ramienia dłoń Lyry i ruszając w tłum. Mimo że nie widział już nigdzie zamaskowanych bluźnierców, to parł w stronę miejsca gdzie widział ich ostatnio, torując sobie drogę w ludzkie ciżbie. Owiał go obłok gęstego oparu, drażniąc oczy i osiadając na skórze gryzącym nalotem. Duchowny z trudem powstrzymał się przed przetarciem oczu. Widział, że łzy wypłuczą drażniący gaz, a wtarcie go w oko mogłoby spowodować nawet trwałe oślepienie. Tyraliera strażników Hax Gerthe była coraz bliżej, ledwie kilka metrów od miejsca, do którego zmierzał.
Kolejny pojemnik z gazem wyładował nieopodal, rozpylając swą zawartość. Najbliżsi demonstranci kaszleli i wymiotowali, lub próbowali jak najszybciej się oddalić. Reszta cofała się pod naporem uzbrojonych funkcjonariuszy. Ci nie szczędzili razów. Stojący w drugim szeregu strzelali do najbardziej agresywnych ludzi w tłumie. Ciężkie gumowe lanki trafiły w twarz i pierś głośno coś skandującego osiłka, powalając go na ziemię.
Lyra obserwowała to wszystko, szybko przemykając się w stronę przyczajonej za trójkołowcem Kary. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Poleciał wyplenić herezję jakby miał skrzydła.
- Po Orbell Quill wcale mu się nie dziwię. Też wolę tych jawnych od konspiratorów.
- Mamy jakiś plan?
-Trzeba będzie się szybko zmyć. Z tym arsenałem nie ma się co pchać w oczy strażnikom, bo jeszcze zarobimy po kulce.
- Żeby tylko Constantine się opamiętał zanim na niego wpadną.
Obie nerwowo spojrzały w stronę nadciągających sił porządkowych.
Tymczasem Constantine nerwowo rozglądnął się szukając heretyckich zakonników. Niemal potknął się o porzucony na bruku wzmacniacz kaznodziei. Urządzenie było nadal włączone, lecz mikrofon gdzieś zniknął. Z głośników słychać było statyczny szum i jakiś miarowy sygnał. Ducowny zignorował je, szukając innych śladów. Nigdzie nie widział porzuconych szat, więc założył że heretycy nadal noszą habity i maski. Zamieszanie wkoło było coraz większe. Coraz gęściej padały gumowe pociski. Wszystko przysłaniał łzawiący gaz. Wokoło padali ludzie.
Nieopodal wył z bólu jakiś robotnik w spłowiałym drelichu. Miał złamaną nogę. Skrwawiona kość sterczała z rozerwanej nogawki. Nieszczęśnik musiał wpaść w zamieszaniu do niedomkniętej studzienki. Jej pokrywa była częściowo odsunięta, odsłaniając owalny wycinek ciemności. Dwie kobiety o poszarzałych twarzach próbowały odciągnąć zawodzącego nieszczęśnika. Złamana noga wlekła się za nim jak martwa, wywołując wrzask za każdym razem, gdy wpadał na nią któryś z kłębiących się ludzi.
Dziewczyny również szukały w tłumie znajomych sylwetek. Przed chwilą straciły z oczu Constantine’a, który najwyraźniej pochylił się nieco, aby mniej rzucać się w oczy agentom ochrony. Czasu na ucieczkę było coraz mniej. Lyra sięgnęła do tkwiącego w uchu komunikatora, chcąc ponaglić duchownego. Przeszkodził jej gniewny okrzyk. Odwróciła lekko głowę, lecz nie wyciągała jeszcze broni. Kara kucała nieco dalej z boku.
- Ej, wy! Do was mówię suki! Co robicie przy moim wozie ?! – Rzucił nadbiegający byczek. Miał poczerwieniała twarz, budowę rasowego bandziora i trzech podobnych sobie kumpli. Wszyscy na zielonym kombinezonach roboczych nosili kurtki z emblematem Hax Gerthe. Pod nimi kryli noże i krótkie pałki.
- Won dziwki, bo skończycie w bagażniku! |
|