Bors |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 15 Maj 2009 |
Posty: 665 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: WarSaw/Venedia Sector/Segmentum Obscurus Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Habitat C-IV, Trakt Centralny, 27 aprilis 831.M41, godz. 12:13
Idąc w stronę zatopionego w modlitwie Constantina, obie agentki analizowały dostępne opcje. Posługując się mapą kopuły wgrana na elektrokartę, dziewczyny ustaliły optymalną marszrutę.
Na pierwszy ogień poszedł sklep z bronią. Warto było uzupełnić nadwątlony arsenał i zorientować się w dostępnym asortymencie. Poza tym Kara bez trudu wyłowiła neon ze znajomym słowem „BR_Ń” („O” co jakiś czas pobłyskiwało brunatno-żółtym światłem) pośród szyldów otaczających plac sklepów.
Po kilku minutach cała trójka przeciskała się już, pośród zwartej ciżby kopalnianych mrówek, pracowników śluzy i nielicznych przyjezdnych.
Lyra odtrąciła wyciągnięta w jej stronę dłoń, pełną miedzianych medalików ze świętym Vernusem i talizmanów na szczęście. Kara odgoniła kopniakiem włóczęgę, który zbyt zainteresował się zawartością jej kieszeni. Obie szczelnie owinęły się płaszczami, ograniczając ciekawskie spojrzenia i niespokojne reakcje na widok tak licznej broni. Otaczający je gwar, smród niemytych ciał i ulicznych barów drażnił po wielu miesiącach okrętowego spokoju i filtrowanego powietrza.
W odróżnieniu od nich Constasntine kroczył przez ciżbę spokojnie i dostojnie. Tłum samoistnie rozstępował się przed potężnym duchownym. Na jego widok niejeden czynił znak orła, a przerzucona przez ramię okazała broń przyciągała ciekawe spojrzenia. Najwyraźniej duchowni, zwłaszcza tak majestatyczni i uzbrojeni, nie stanowili tu częstego widoku. Każdy czym prędzej usuwał się z drogi "Kościoła Wojującego" który wkroczył w ich ciężkie i monotonne życie.
Minął dobry kwadrans, nim wszyscy troje stanęli pod szyldem „Broń Otto i Kurtza”. Okazałym, ale mocno już przybrudzonym i zdezelowanym. Poniżej znajdowała się sięgająca dwóch pięter wystawa, ozdobiona solidną kratą i ciężką, kuta bramką w miejscu drzwi. Po obu stronach wejścia, zamiast spodziewanego arsenału, okna wypełniały ciężkie, zielone kotary ozdobione symbolami największych producentów broni sektora Calixis.
Idąca na przedzie Lyra z zaciekawieniem zajrzała w półmrok wnętrza. Na wprost wejścia znajdowała się lada i rząd szafek, których zawartość była z zewnątrz całkowicie niewidoczna. Powyżej widać było wysoką galerię z kutą barierką. Nieco zbita z tropu Sepheryjka wcisnęła dzwonek.
-Czego tam znowu?! – zabrzmiał gdzieś z galerii, lecz nim zdążyła odpowiedzieć za lada pojawił się potężny, lekko łysiejący mężczyzna w skórzanym fartuchu. Spojrzał na całą trójkę z nieskrywaną ciekawością i sięgnął pod blat.
Kuta bramka ustąpiła z cichym brzęczeniem i z pewnym wahaniem weszli do sklepu.
- Witam, nazywam się Aximand Kurtz. Co mogę państwu zaproponować?
Nim agenci byli w stanie odpowiedzieć, minęła chwila, w której krocząc przez przestronną salę, nasza trójka z zainteresowaniem lustrowała asortyment. Najbliżej wejścia znajdowały się gabloty wypełnione brnią białą, głównie wszelkiej maści nożami, sztyletami i krótkimi mieczami. Pośród nich leżały egzemplarze broni obuchowej, wyraźnie spokrewnionej z kilofem. Dalej ich oczom ukazały się popularne typy pistoletów, rewolwerów. Wszystkie dokładnie oczyszczone, lecz noszące ślady długiego użytkowania. Podobnie prezentowały się wiszące nas ścianach, nieco toporne strzelby i karabiny o metalowych kolbach, kolekcja laserów różnej wielkości, oraz leżące nieopodal lady trzy laserowe pistolety o grawerowanych obudowach. Zebrany towar musiał stanowić szczyt wymagań tutejszej klienteli, lecz dla agentów Ordo nie stanowił interesującej propozycji.
Docierając do samej lady, zobaczyli pod szkłem najcenniejsze jak dotąd egzemplarze. Ciężki, pozłacany, lecz wyglądający bardzo topornie pistolet boltowy, dwa potężne rewolwery w drewnianym pudełku i smukłą laserową krócicę, pokrytą filigranowym zdobieniem. Ponad tym wszystkim lśnił profesjonalny uśmiech kupca, pełen srebrnych zębów. Jego brązowe włosy były zebrane poniżej łysiny w długi warkocz, przerzucony przez ramię. Oczy były zimne i inteligentne. Jego lewa dłoń nadal kryła się pod lada, poza zasięgiem wzroku agentów. Gdzieś na galeryjce dał się słyszeć cichy turkot kółek. |
|