Bors |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 15 Maj 2009 |
Posty: 665 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: WarSaw/Venedia Sector/Segmentum Obscurus Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pokład Stella Felix, 20 aprilis 831.M41, godz. 14.28
Potwór zdawał się górować nad powalonym kapłanem. Bił od niego żar i łuna jadowitych płomieni, kontrastująca z urywanym, czerwonym blaskiem lamp. Płaty spalonej tkanki opadały z ciała demonicznej istoty, niczym zrzucana skóra.
- Strzelajcie w zbiornik. – Krzyknęła Lyra, mierząc w dolną część monstrum.
Kara nic nie odpowiedziała, po raz kolejny pociągając za spust Maulera. Pocisk uderzył w podłego tuż przed płonącą bestią i pomknął krzesząc iskry, aby eksplodować na ścianie.
Constantine złowił kątem oka przemykający obok snop iskier. Widząc, że bestia sięga w jego stronę jedną z macek, nie myślał długo łapiąc za broń. Pocisk z ciężkiego rewolweru rozerwał kończynę w fontannę płonących tkanek.
Potwór płonąć i topiąc się stracił już znaczną część swej masy, nagle zapadając się w sobie. Jego potępieńczym rykom przez chwilę wtórował mrożący krew w żyłach krzyk bólu. Kobiet leżąca obok zbiornika została ocucona potwornym ciężarem bestii i trawiącymi ja płomieniami. Wszyscy obserwowali z mieszaniną grozy i bezsilności jak jej ciało trawią płomienie.
Lyra pociągnęła za spust, lecz pociski z jękiem obramowały sylwetkę potwora, rykoszetując dziko. Dwa z nich trafiły kobietę, kończąc jej cierpienia. Trawiące ją dotąd jadowicie zielone płomieni zmieniły się w zwykłe języki ognia.
Tymczasem potwór zadrżał wyraźnie.
Jakby się nadął. Pomiędzy płatami czerni przez ułamek sekundy przeświecała żywa zieleń płomieni i czerwień tkanek.
Constantine zwinął się w kłębek, czekając na kolejny popis potwora. Lyra i Kara zbyt późno rzuciły się za osłonę.
Biała kula ognia pomknęła przez korytarz, niosąc fragmenty rozerwanego cielska. Za falą płomieni gnało znacznie potężniejsze uderzenie psychicznej mocy. Gdy ich sięgało, ludzie padali z jękiem na ziemię, czując drżenie zarówno w umyśle, jak i w ciele, a nawet wibrujących kościach. Było jak fala czystej esencji rzeczywistości, powracajacej do naturalnego stanu.
Lyra i Kara z impetem grzmotnęły o ziemię, tracąc na chwilę oddech. Constantine poczuł jak sunie po podłodze i z hukiem uderzył o obudowę transformatora. Za sobą ujrzał leżącą pokotem załogę i usłyszał krzyk bólu astropatki, której zmysły były bardziej wyczulone na psioniczne emanacje. Swój dar przypłaciła niewyobrażalnym cierpieniem.
Duchowny nerwowo spojżał w przeciwnym kierunku. Zamiast potwora ujrzał resztki rozerwanego zbiornika i intensywne, żółte płomienie trawiące w oszałamiającym tempie truchło, które zdawało się nie tyle płonąć, co topnieć i parować. |
|