Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Na pokładzie Corolisa, kabina Constantine, 17 aprilis 831.M41, godz. 01.06
Mercutio Tenkar podniósł się ze swojej cienkiej maty sypialnej, usiadł na podłodze ze skrzyżowanymi rękami. Młodziutki orbellański nowicjusz sypiał czujnie niczym małe zwierzątko, toteż obudził się natychmiast po wezwaniu jego nowego mistrza, obserwując w milczeniu ubierającego się Constantine. Kapłan nic nie powiedział do swego wychowanka, w zamian mamrotał pod nosem jakieś słowa, które w najmniejszym stopniu nie kojarzyły się Tenkarowi z modlitwą.
Kiedy Constantine wyszedł, Mercutio zmówił cicho kilka litanii proszących o łaskę Boga-Imperatora, potem zaś zaczął się rozglądać niespokojnym wzrokiem po metalowych ścianach pomieszczenia. Za każdym razem na samą myśl o podróży kosmicznej statkiem przechodził młodzieńca dreszcz grozy, a rozgorączkowany umysł nie chciał się pogodzić z faktem, że spokojne życie w Sheaf nagle dobiegło końca. Tenkar nie miał pojęcia, dlaczego cudzoziemski duchowny zażądał od nuncjusza Maisquina, aby ten oddał mu nowicjusza w opiekę, ale podejrzewał, że miało to wiele wspólnego z potworną nocą w stolicy Orbell Quill i przyprawiającymi o ciarki obrzędami, które omal nie doprowadziły do wpędzenia w obłęd biednego ojca Vasana i śmiertelnie przeraziły samego nowicjusza.
Constantine powracał do zdrowia nad wyraz szybko, biorąc świeżo upieczonego wychowanka w karby żelaznej dyscypliny i dokładając wszelkich starań, by wciąż pozostający w stanie zalęknienia chłopiec wiedział, gdzie jest jego miejsce. I tak młodziutki Mercutio zaczynał dzień od czyszczenia i prasowania ubrań pryncypała, potem zaś dbał o jego posiłki, ścielił posłanie, podawał przepisane przez okrętowego lekarza lekarstwa i studiował sprezentowany mu przez obcoświatowca brewiarz, z mozołem literując wydrukowane w wysokim gotyku słowa psalmów.
Spojrzenie chłopca pobiegło ku szafie, w której Constantine trzymał swoje rzeczy, a w oczach nowicjusza błysnęły iskierki podniecenia. Mercutio wiedział, że kapłan Inkwizycji chował tam swój ogromny rewolwer, a widok tej broni - regularnie rozkładanej na części i czyszczonej - budził w Tenkarze dziką fascynację. Nowicjusze w Sheaf nie posiadali na co dzień styczności z bronią, leżało to bardziej w domenie braci z milicji świeckiej, jednakże młody Mercutio od zawsze uwielbiał słuchać historii ojca Vasana opowiadających o militarnych tryumfach Kościoła i podkreślającego godną wieczystej czci waleczność żołnierzy w sutannach.
Tenkar nie odważyłby się naturalnie otworzyć szafki mistrza, na samą o tym myśl zakręciło mu się w głowie. Co ten srogi cudzoziemski kapłan mógłby mu za to zrobić? Zastrzelić na miejscu czy wyrzucić na zewnątrz statku, w budzącą upiorny lęk pustkę kosmosu? Tak, wszystkiego można się było po nim spodziewać, lecz nie pobłażliwości. Kiedy Constantine kierował swój wzrok w stronę nowicjusza, czy to z zamiarem wydania mu nowych poleceń czy odpytując chłopca ze znajomości brewiarza, widok przysłaniającej ranę na czaszce metalowej płytki wprawiał chłopca niezmiennie w stan takiego zalęknienia, że niemal zawsze jąkał się przy odpowiedzi ściągając na swą głowę groźne połajanki.
Mercutio nie miał pojęcia, kto wezwał w środku nocy jego surowego mistrza, ale nie mógł się oprzeć podejrzeniom, że szykowało się coś bardzo niedobrego. |
|