Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Lordsholm, Magistria District, dzień 1, 12.42 czasu lokalnego
Wydawszy suche rozkazy kierowcom transporterów Lucien przywołał do siebie pozostałych braci i ruszył szybkim krokiem w stronę bramy enklawy, śledząc optycznymi autozmysłami trzymające go cały czas w polu rażenia lufy ciężkich bolterów wieżyczek. Reszta Marines ruszyła jego śladem rozpraszając nieznacznie szyk i opuszczając broń ku nawierzchni drogi. Silniki obu pojazdów zgasły niemal jednocześnie, a oglądający się ponad naramiennikiem apotekariusz spostrzegł parę kierowców dosłownie wspinających się na fotele i odprowadzających swych niecodziennych pasażerów pełnym fascynacji wzrokiem.
- Eliasie, ulotnij się cichaczem - rzucił w eter na taktycznym paśmie Lucien - Sprawdź sytuację w obrębie przepompowni, ale pozostawaj w stałym kontakcie radiowym.
- Potwierdzam - padła krótka, ale pobrzmiewająca autentycznym zadowoleniem odpowiedź - Odezwę się natychmiast po analizie sytuacji.
Marines pokonali szeroki pas ziemi niczyjej dzielący jezdnię od ściany muru, pozornie nie zwracając uwagi na mierzących do nich wciąż obrońców, ale gotowi w każdej sekundzie odpowiedzieć na zdradziecki atak i zmieść seriami z bolterów przechylonych ponad blankami ludzi w czarnych karapaksach. Sepheran szedł jako ostatni w szyku, z ciężkim bolterem opartym o prawy naramiennik. Jego system wspomagania ognia ustawicznie analizował strefę ostrzału najbliższej wieżyczki, wyświetlając na prawym wizjerze hełmu sugerowaną trajektorię ognia w przypadku próby zniszczenia pociskami jej mechanizmu obrotowego. Broń Krwawego Anioła potrafiła bez trudu przebić na wylot miejscowy samochód pancerny, ale wieżyczki enklawy były znacznie ciężej opancerzone, toteż trzeźwo myślący Marine uznał, że ma zaledwie trzy sekundy na wykonanie stawianego przed sobą zadania, a szansa jego realizacji wynosi niecałe czternaście procent. Każda kolejna sekunda spędzona w polu ostrzału wieżyczki zwiększała prawdopodobieństwo jej unieruchomienia o kilka sekund, ale groziła jednocześnie śmiercią samego Sepherana.
Apotekariusz odetchnął ze starannie skrywaną ulgą, kiedy znalazł się w cieniu odlanej z czarnego żelaza bramy, spoglądając na zdobiący ją ogromny emblemat dwugłowego orła. Pozostali zakonnicy dołączyli do niego schodząc z pola rażenia usytuowanych w górze wieżyczek, ale wciąż zachowując profesjonalną czujność. Nikt nie wiedział jakie jeszcze niespodzianki mogli skrywać w zanadrzu obrońcy, od wbudowanych w futrynę bramy wysuwanych działek termicznych po emitery broni psionicznej.
- Mówi Młot - oznajmił Lucien mocując swój bolter na magnetycznym uchwycie nagolennika - Jesteśmy pod bramą. W imię Boga-Imperatora, otwierajcie.
Brama rozsunęła się, nim jeszcze przebrzmiał głos Ultramarine, z cichym zgrzytem wślizgując się w mur po obu stronach wejścia i odsłaniając widok na wewnętrzną część enklawy. Trzydziestu stojących na placu mężczyzn w czarnych karapaksach i pełnych hełmach trzymało swe ciężkie lasery w zgięciach lewych ramion, ale autozmysły Luciena natychmiast odnotowały fakt, że akumulatory ich broni ustawione były w pełnym trybie zasilania.
Stojący nieco z boku człowiek w pancerzu identycznym jak zbroje pozostałych strażników podszedł bliżej opuszczając trzymany w prawej rękawicy laser lufą ku ziemi, lewą zaś podnosząc wizjer swego hełmu. Lucien ujrzał blade twarde oczy osadzone w równie bladej, pozbawionej śladu zarostu twarzy.
- Jestem starszy vitifer Raelthion - powiedział głosem, w którym apotekariusz rozpoznał natychmiast wcześniejszego rozmówcę radiowego - Witajcie w imieniu Boga-Imperatora. Czym powodowana jest wasza obecność w tym uświęconym miejscu?
Brama zasunęła się za plecami Sepherana z metalicznym trzaskiem uderzających o siebie połówek. |
|