Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Lordsholm, Portica District, dzień 1, 07.53 czasu lokalnego
Wydawszy śpiesznie rozkazy Lucien ruszył w kierunku odległych o kilkadziesiąt metrów schodów, wiodących ku otwartym drzwiom świątyni. Przywołany krótką komendą brat Octavius zrównał swój krok z apotekariuszem, maszerując z opartym o pancerz na biodrze bolterem i lustrując uważnie wzrokiem pobliskie dachy. Chociaż rebelianci wycofali się poza pole widoczności obrońców, Astartes nie mogli wykluczyć, że lada chwila pierwsi z nich powrócą zmieniając taktykę na bardziej uciążliwą i rzucając do akcji snajperów. Sami Marines nie żywili większych obaw wobec strzelców wyborowych, ponieważ ich pancerze stanowiły doskonałą ochronę również w stosunku do tego rodzaju uzbrojenia, ale oficerowie i podoficerowie Sił Obrony Planetarnej stanowili dla snajperów łakomy kąsek.
Kapitan Ascolte obejrzał się z ukosa na idącego obok Ultramarine, potem zerknął ponad ramieniem w tył na uwijających się za barykadą żołnierzy, opatrujących rannych, odbudowujących uszkodzone segmenty umocnień lub sprawdzających w szalonym pośpiechu broń. Lucien podążył za wzrokiem kapitana, w myślach dokonując szybkich obliczeń, które nie do końca przypadły mu do gustu. W chwili lądowania kapsuły świątyni broniło blisko sześciuset lordsholmskich żołnierzy, teraz jednak w pełni sprawnych operacyjnie było ponad trzystu, a kilkudziesięciu dalszych sprawiało wrażenie tak ciężko rannych, że bez zaawansowanej pomocy medycznej skazani byli na śmierć. Lucien westchnął w duchu widząc tak wielu dzielnych imperialistów pozbawionych możliwości ratunku. Jego instrumenty medyczne potrafiły zdiagnozować praktycznie wszystkie przypadki obrażeń wśród Lordsholmczyków, ale medykamenty Astartes nie były przeznaczone dla zwykłych śmiertelników i próba ich użycia skazana była z góry na porażkę.
- Jest was sześciu? – spytał kapitan Ascolte przeliczywszy wpierw wzrokiem Astartes. Lucien mruknął twierdząco pod nosem, nie widząc powodu, dla którego miałby skłamać. Insygnia na mundurze oficera faktycznie potwierdzały, że służył on w sztabie generalnym SOP na Avalos. Być może stąd brała się będąca źródłem zaskoczenia dla Luciena wiedza Ascolte na temat zakonnej heraldyki, apotekariusz nie posiadał się bowiem ze zdumienia słysząc jak kapitan nazywa go synem Guillimana. Oficerowie Sił Obrony Planetarnej stacjonujący na zapadłych planetach takich jak Avalos zazwyczaj wiedzieli na temat Astartes bardzo niewiele, a czasami wręcz nic. Kapitan Ascolte sprawiał wrażenie znacznie lepiej od nich wykształconego, a jego pozbawione lęku wobec Marines zachowanie pozwalało sądzić, że byłby cennym współpracownikiem operacyjnym.
Co nie zmieniało faktu, że obserwujący go kątem oka Lucien miał dziwne przeczucie co do kapitana, opanowanie oficera wydawało mu się bowiem nie do końca naturalne w obecności tak zaskakujących przybyszów jak szóstka noszących czarne pancerze siłowe olbrzymów.
- Jak wygląda sytuacja strategiczna w mieście? – zapytał dla odmiany Ultramarine, nie zamierzając tracić nawet minuty czasu na nieme spacery – Oficerowie sztabu generalnego dowodzą teraz na pierwszej linii?
Zniekształcony suchymi trzaskami wokalizera głos Luciena pozbawiony był jakichkolwiek emocji, ale kapitan obejrzał się w stronę rozmówcy z leciutkim błyskiem w oczach, być może urażony treścią pytania. Jego spojrzenie natrafiło na czarny hełm i promieniujące czerwoną poświatą wizjery z pancernego szkła, doskonale ukrywające twarz apotekariusza i błyszczące w jego oczach emocje.
- Przykra konieczność – odpowiedział lordsholmski oficer wspinając się szybkim krokiem w górę schodów. Za plecami mężczyzn rozległy się suche trzaski pojedynczych wystrzałów. Oglądający się przez ramię Octavius dostrzegł przemierzających pobojowisko żołnierzy, którzy strzelali do rannych buntowników z podniesionych z ziemi karabinów, oszczędzając w ten sposób własną amunicję – Większość oficerów liniowych zginęła pierwszego dnia buntu. Rozruchy trwają od dwóch dni, ale ich skala rośnie z każdą godziną. Pierwsze uderzenie zostało bardzo dobrze skoordynowane, wczoraj w południe kilkanaście tysięcy rebeliantów, niemal wyłącznie mieszkańców miasta, zaatakowało z bronią w ręku wszystkie ważniejsze instytucje rządowe i militarne w Lordsholmie. Do wieczora do walki weszło następne kilkanaście tysięcy, przybywając z bliżej położonych wiejskich prowincji.
- Aktualny status Sił Obrony Planetarnej? – spytał Lucien stając u szczytu schodów, tuż przed progiem kamiennej budowli.
- Trudno o precyzyjne szacunki – wzruszył ramionami kapitan wchodząc przodem do nawy kaplicy – Łączność radiowa praktycznie nie istnieje, więc komunikacji pomiędzy poszczególnymi jednostkami nie ma, ale podejrzewam, że straciliśmy kilka tysięcy żołnierzy. Reszta broni się w różnych częściach miasta, w odizolowanych od reszty punktach oporu, które są krok po kroku likwidowane przez buntowników.
- W czym problem z łącznością radiową? – odezwał się brat Octavius, raz jeszcze spoglądając sprzed wejścia do kaplicy na pobojowisko – Nie macie komunikatorów?
- Mamy, ale z nich nie korzystamy – odpowiedział sucho Ascolte – Nieprzyjaciel prowadzi ciągły nasłuch na wszystkich naszych częstotliwościach. Według niepotwierdzonych meldunków na stronę buntowników przeszły też oddziały Sił Obrony Planetarnej, ale nie znam skali tej zdrady. Korzystanie z książek kodowych SOP dla celów koordynacji działań poszczególnych punktów oporu przy jednoczesnym nasłuchu wroga nie ma najmniejszego sensu, znaliby każdy nasz krok jeszcze przed rozpoczęciem akcji.
- Prawda – przyznał oficerowi rację Lucien, zgrzytając jednocześnie zębami na wieść o skali buntu – Co z władzami planetarnymi?
- Gubernator i jego doradcy żyją, a przynajmniej żyli pięć godzin temu – oznajmił Ascolte docierając do środka nawy i odwracając się w kierunku idących w ślad za nim Astartes – Pozostają w dystrykcie rządowym, są tam dobrze strzeżeni, a buntownicy nie zdołali się dotąd wedrzeć na mury. Próbowaliśmy się tam przebić po nieudanej akcji ratunkowej w siedzibie Departmento Munitorium, lecz kordon nieprzyjaciela okazał się zbyt silny. Wycofałem ludzi tutaj, ale część zdrajców poszła naszym śladem. Dzisiaj rano miałem cztery kompanie, teraz zostały niepełne dwie. Miałem nadzieję, że zdążycie dotrzeć na czas, ale Bóg-Imperator nie był dla nas chyba zbyt łaskawy. Sześciu Marines może nie wystarczyć...
Kapitan podniósł powoli obie ręce, prostując się mimowolnie i spoglądając na Astartes dziwnym wzrokiem.
- Palce z daleka od spustów, jeśli łaska – powiedział zmienionym głosem, budząc zdumienie obu Ultramarines. Szorstki lokalny akcent zniknął bez śladu, zastąpiony dźwięcznym kobiecym altem.
Twarz lordsholmskiego oficera rozmyła się nagle, jakby opuchnięta, w następnej sekundzie zaczęła formować się ponownie ukazując zupełnie inne rysy twarzy. Włosy uległy wydłużeniu, nabrały gęstości, zmieniły też kolor na dużo jaśniejszy.
- Na krew Guillimana! – syknął Octavius cofając się mimowolnie o krok do tyłu. Ultramarine patrzył ze zdumieniem na napinający się w kilku miejscach materiał wojskowego munduru, poddawany punktowym naprężeniom związanym z niezwykłym procesem polimorficznym zachodzącym z zawrotną szybkością w ciele kapitana Ascolte. Stojący przed Astartes człowiek wydał z siebie głuche stęknięcie, wibrujące wyczuwalną nutą cierpienia, zachwiał się na chwilę, ale ustał na nogach.
Ustała. Lucien podziękował w myślach za założony na głowę hełm, dzięki niemu bowiem mógł ukryć wyraz zaskoczenia wyrysowany bez wątpienia na swej twarzy. Niska szczupła kobieta o jasnych włosach przetarła dłonią mokre od potu czoło, a potem spojrzała na apotekariusza poprawiając machinalnie zbyt luźny mundur, który przed chwilą pasował jeszcze doskonale na lordsholmskiego kapitana.
- Wpływy Officio Assassinorum sięgają bardzo daleko – oznajmił dyplomatycznym tonem Lucien, rozpoznając w ułamku sekundy prawdziwą tożsamość kapitana Ascolte.
- Służymy Imperium – odpowiedziała Calliduska składając dłonie w znak Orła – Czas jest krytycznie ważny dla powodzenia waszej misji, więc nie traćmy czasu na zbędną kurtuazję, bracie. Jestem Sybilla, przyboczna jej dostojności pani Kalistradi. Powtórzę wcześniejsze pytanie na wypadek, gdybyście zastosowali taktyczną dezinformację wobec mojej drugorzędnej tożsamości. Ilu was przybyło i jaki jest status waszego środka transportu? |
|