Wysłany: Pią 11:27, 06 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kopiec Sibellus, Scintilla, 377.830.M41
Lyra podeszła nieśpiesznie do metalowej barierki tarasu, oparła się o nią delikatnie. Lekki wiatr zwichrzył świeżo umyte włosy dziewczyny przynosząc ze sobą mnóstwo nieznanych i fascynujących zapachów. I tym razem łowczyni nie zdołała opanować dreszczu emocji, kiedy przed jej oczami ukazała się przepastna otchłań, z której wyrastały majestatycznie niczym góry kompleksy Kopca Sibellus. Ogromne wielopiętrowe konstrukcje wystrzeliwały w przestworza ginąc w chmurach; promienie słońca lśniły na ich gładkich ścianach, pajęczynach masztów, anten i rur, na wspornikach mostów łączących poszczególne części gigantycznej metropolii. Wychylając się za barierkę w złudnej nadziei na ujrzenie najniższych poziomów miasta, dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową. Nic, co przeżyła do tej pory nie przygotowało jej na tak silny szok kulturowy.
Już sama podróż promem na orbitę Sepheris Secundus omal nie doprowadziła jej do histerii. Lyra była twardą kobietą, bo na Sepheris tylko twardzi ludzie mogli przetrwać i czegokolwiek się dorobić, ale pierwszy w jej życiu lot okazał się niesamowitym wstrząsem. Wyjrzała za okienko kabiny promu jeden raz, potem siedziała już tylko wciśnięta w fotel z zamkniętymi kurczowo oczami i modlitwą szeptaną przez zęby. Widok ojczystej planety oddalającej się za rufą kosmicznego statku natychmiast pogłębił uczucie całkowitego odizolowania od swego dotychczasowego życia, ale to było niczym w porównaniu do emocji, które objawiły się w chwili skoku frachtowca w Osnowę. Duchowni niosący posługę na Sepheris Secundus byli ludźmi słabo wykształconymi, prostolinijnymi i skrajnie przepracowanymi. W ich kazaniach Osnowa jawiła się siedliskiem bezgranicznego zła, upiornym matecznikiem diabolicznych istot czyhających na dusze śmiertelników. Lyra nie miała pojęcia, na czym właściwie polegały podróże kosmiczne, toteż gdy jeden z uczynnych marynarzy poinformował ją o rychłym skoku w Osnowę, dziewczyna całkiem opacznie zrozumiała znaczenie jego słów. Powstałe chwilę później zamieszanie rozwiązano połączonymi siłami Mira, Vernera i kilku marynarzy, wspartych zbawiennym działaniem leków usypiających. Pierwszą połowę tranzytu Lyra spędziła w swojej kabinie, odwiedzana regularnie przez Mira i Vernera. Fedridańczyk rozumiał doskonale dręczące dziewczynę problemy, bo opuściwszy tropikalne lasy macierzystego świata przeszedł przez identyczne pasmo udręk i szokujących odkryć. Bogaty o te doświadczenia, dzielił się nimi w rozmowach z Lyrą przygotowując ją powoli na kolejny wstrząs – lądowanie na zupełnie innym świecie. Verner, sam będący rodzonym Sepheryjczykiem o niewielkiej wiedzy o reszcie Imperium, zazwyczaj przysłuchiwał się tym rozmowom w milczeniu, tylko okazjonalnie zadając jakieś pytanie.
Lecz czym innym jest słuchanie niesamowitych opowieści w bezpiecznym zaciszu kabiny statku, a czym innym znalezienie się twarzą w twarz z Kopcem. Pełna wstrząsów podróż przez atmosferę Scintilli, widok niewiarygodnie wielkiego i wysokiego miasta, przelot poprzez labirynt jego strzelistych wieżyc... Lyra miała kłopoty ze snem przez pierwszy tydzień pobytu w Sibellusie, bo budził ją każdy drobny dźwięk: trzaśnięcie drzwi gdzieś opodal, łoskot windy, pracujące bez przerwy wentylatory, gwar tysięcy ludzkich głosów. Oddane do dyspozycji akolitów mieszkanie, położone na sto dwudziestym piętrze wieży mieszkalnej R, zdawało się dziewczynie bezkresne, chociaż liczyło jedynie pięć pokoi, jadalnię, łazienkę i niewielką kuchnię. Mir poświęcił sporo czasu na objaśnienie jej jak działa wyposażenie mieszkania i lekcje te wprowadziły Lyrze istny mętlik w głowie.
Lecz same w sobie były niebywale cennym źródłem informacji o życiu, którego istnienia łowczyni nawet nie podejrzewała, bo i kto na Sepheris Secundus mógł jej wcześniej opowiedzieć o takich cudach jak kanalizacja, mikrofalówki, kolejka miejska czy elektryczne oświetlenie w każdym pokoju! |
|
Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Czw 23:19, 18 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 12:09, 06 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Zanim opowiem Wam o zasadach pobytu w tym „cichym” domu Ordo w Sibellusie, chciałbym usłyszeć jak w przeciągu kilku ostatnich tygodni ukształtowały się relacje pomiędzy członkami zespołu. Zaprezentuję to na przykładzie Cimbrii i poproszę o informacje podług tego wzorca dla pozostałych akolitów.
Mir – chociaż w przypadku albinoski nie można mówić o przyjaźni, traktuje ona Mira w zauważalnie koleżeński sposób, dbając o ograniczanie zwyczajowych sarkazmów i koncentrując się na tematach „zawodowych”: broń, amunicja, techniki przetrwania w dziczy, inwigilacja – wszystko to, co może posłużyć korzystnej wymianie doświadczeń.
Thorn – spory dystans i rezerwa, chociaż widać, że chętnie przełamałaby lody i nawiązała bliższą znajomość (najwyraźniej kierują nią te same motywy, co w przypadku Mira: wymiana doświadczeń, w końcu Cimbria była arbitratorką na swoim hulku). Na razie zagaduje Scintillańczyka o różne ciekawiące ją rzeczy, tym bardziej że pochodzi on z tego właśnie Kopca i w zasadzie jest u siebie w domu.
Verner – Cimbria jest osobą głęboko wierzącą, ale do Vernera podchodzi z wyraźną nieufnością (to nie ta Cimbria, która skoczyłaby w ogień za Iorgo). Być może chodzi tu o uprzedzenia wobec ludzi z zacofanego cywilizacyjnie świata (taka pomniejsza forma ksenofobii), a może drażni ją fakt, że osoba duchowna pozwala sobie na okazjonalne wychylenie kieliszka i używki?
Lyra – cóż, biedna łowczyni jak na razie nie zyskała ani cienia sympatii u Cimbrii. Albo to zawodowa niechęć arbitratora do prywatnej łowczyni nagród albo najzwyklejsze w świecie uprzedzenie do bardziej atrakcyjnej kobiety? Jaka by nie była przyczyna tej dezaprobaty, daje się ją zauważyć na każdym kroku, bo albinoska nigdy nie przepuści okazji, by „łajzie z plebsu” dokuczyć.
A tę wiadomość chcesz na priv czy tutaj ? |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 15:02, 06 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Echo metalicznego łoskotu zwróciło uwagę dziewczyny na miejski pociąg: rząd przeszklonych wagoników sunących po zawieszonym nad otchłanią wiadukcie. Skład przemknął kilka pięter poniżej tarasu – dostatecznie blisko, by łowczyni dostrzegła stłoczone wewnątrz wagoników ludzkie sylwetki, siedzące na niewielkich siedzeniach po obu stronach kabiny.
Pociąg zniknął z oczu zafascynowanej dziewczyny, wjechał bowiem w ciemny wylot stacji ziejący pustką na ścianie sąsiedniej wieży. Lyra westchnęła cicho, uporządkowała chaotyczne myśli, po czym zawróciła wolnym krokiem ku wejściu do mieszkania. Za parę minut miała się rozpocząć kolejna tego dnia lekcja i łowczyni fuknęła mimowolnie pod nosem na myśl o niekończącym potoku informacji, za którym trudno jej było nadążyć.
Już drugiego dnia po zakwaterowaniu w Sibellusie do mieszkania zawitał mężczyzna w podeszłym wieku, wspierający się na eleganckiej metalowej lasce. Towarzyszyli mu dwaj milkliwi młodzieńcy obładowani paczkami i torbami, o wypranych z emocji twarzach naznaczonych skomplikowanymi tatuażami. Starzec przedstawił się jako adept Yaro, akolita Ordo oddelegowany do przyśpieszonej edukacji nowych agentów. Słysząc jego powitalną przemowę Lyra uśmiechała się pod nosem, bo jakoś nie widziała siebie w roli uczniaka, szybko jednak została przywołana do porządku. Jak się okazało, adept Yaro nie stronił od karcenia swych wychowanków za pomocą laski, nie bacząc wcale na płeć, wiek czy pochodzenie ofiary. Lyra nosiła siniaki na ramionach i udach, ale najbardziej bolesne okazywały się razy wymierzane w kostki dłoni, toteż po krótkim czasie wszyscy akolici przestali wystawiać cierpliwość nauczyciela na próbę – tym bardziej, że wszelkie skargi dotyczące kar fizycznych adept Yaro polecił kierować w formie pisemnej do Konklawy Calixiańskiej, nie dając się tym samym zastraszyć ani Mirowi ani Thornowi.
Starzec zjawiał się codziennie godzinę po rozpoczęciu cyklu dziennego, w towarzystwie dwóch młodzianów dźwigających jego przybory i pomoce naukowe. Akolici szybko nauczyli się, że śniadanie – dostarczane podobnie jak obiad i kolacja przez anonimowego pracownika pobliskiej jadłodajni - muszą zjeść przed przybyciem mentora, w przeciwnym bowiem wypadku niedokończony posiłek lądował pomimo protestów w zsypie. Czas do przerwy obiadowej wypełniały im monotonne zajęcia dotyczące obyczajów, powiązań hierarchicznych i powinności członków Inkwizycji, heraldyka, astrokartografia w uproszczonej wersji oraz dogmaty religijne i historia Kościoła, chociaż czasami adept Yaro wzbogacał te powtarzające się co dnia przedmioty dodatkowymi wykładami na temat bankowości, zasad pierwszej pomocy, klasyfikacji stołecznych gangów i numerologii.
Lyra czuła jak każdego wieczoru pęka jej głowa, ale nie poddawała się pamiętając doskonale słowa Sanda usłyszane w Icenholmie.
Nie mogła sobie pozwolić na porażkę. |
|
|
|
|
Wysłany: Sob 17:21, 07 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kopiec Sibellus, Scintilla, 382.830.M41, godz. 8.00
Pod koniec drugiego tygodnia pobytu w Sibellusie akolitów spotkała dziwna niespodzianka. Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić do codziennych odwiedzin i nużących wykładów adepta Yaro, kiedy więc w progu mieszkania stanął nieznany nikomu mężczyzna o pozbawionej wyrazu twarzy, otwierający mu drzwi Thorn z trudem zdołał ukryć grymas zaskoczenia.
Gość nie przedstawił się, nie wyrzekł zresztą ani słowa – podał arbitratorowi szarą kopertę, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł korytarzem, odprowadzony czujnym wzrokiem Thorna.
Scintillijczyk zamknął drzwi i wrócił do sali jadalnej, gdzie czekali już pozostali agenci.
- Gdzie adept? – odezwała się Cimbria marszcząc swe czoło.
- Nie przyszedł – odpowiedział Thorn rozcinając za pomocą kuchennego noża kopertę i wyciągając z niej niewielką kartkę papieru. Mężczyzna przesunął wzrokiem po liście, po czym podał go siedzącemu najbliżej Vernerowi. Kolejno czytana, kartka powędrowała przez ręce wszystkich akolitów.
Oprócz czerwonej pieczęci Ordo Hereticus list zawierał jedynie trzy wytłuszczone linijki tekstu, umieszczone jedna pod drugą.
Prosektorium 712C, wieża S, poziom 80.
382.830.M41.
11.30. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 11:10, 09 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kopiec Sibellus, Scintilla, 382.830.M41, godz. 8.50
Przygotowanie się do wyjścia zajęło akolitom niecałe dziesięć minut, wszyscy ubrali się bowiem tak szybko jak to tylko było możliwe. Chociaż nikt nie komentował głośno znaczenia enigmatycznego listu, agenci wiedzieli doskonale, że taka zmiana w nieco już monotonnym trybie ich życia mogła oznaczać tylko jedno.
Kolejne wyzwanie. Kolejny test przydatności dla Ordo.
Kiedy wszyscy wyszli już na korytarz, Thorn zamknął na klucz wejście do mieszkania, po czym objął funkcję przewodnika. Lyra szła tuż za arbitratorem, rozglądając się wokół badawczo. W ciągu ostatnich dwóch tygodni tylko raz opuściła apartament, wiedziona zdrożną ciekawością, i miała później ogromne kłopoty z ponownym do niego trafieniem. Korytarz ciągnął się w linii prostej na setki metrów, naznaczony dziesiątkami identycznych drzwi z przynitowanymi do nich tabliczkami, których treści łowczyni nie potrafiła odczytać; przecinały go w regularnych odstępach prostopadle położone korytarze, które w wyobraźni Sepheryjki tworzyły ogromną szachownicę, w polach której żyły dziesiątki tysięcy stłoczonych ponad miarę ludzi. W mętnym świetle wiszących pod sufitem lamp korytarzami przemieszczały się ogromne rzesze mieszkańców habitatu, zmierzające gdzieś w sobie tylko znanych celach. Wielkie metalowe łopaty wentylatorów obracały się z łoskotem, ale pompowane przez nie powietrze i tak było stęchłe, przesycone ciężkimi odorami potu, brudu, starzyzny. Lyra nie mogła opędzić się przed myślą, że wylądowała w gigantycznym mrowisku pełnym anonimowych istot uwijających się w kieracie nieznanego jej jeszcze systemu roboczego.
Wiedziona przez Thorna grupa pokonała blisko kilometr korytarza, zanim arbitrator skręcił do wielkiej windy o perforowanej klatce. Kiedy agenci weszli do jej środka, zbijając się ciasno ze względu na sporą grupę innych pasażerów, Lyra zerknęła pod nogi i przełknęła ślinę dostrzegając przez otworki w podłodze smolistą czeluść szybu windy, pulsującą rzędami czerwonych lampek. Dziewczyna próbowała skoncentrować swe myśli na czymś innym, ale wyobraźnia wciąż podsuwała jej obraz urwanej klatki spadającej bez końca w bezdenne trzewia Kopca.
Podróż nie trwała na szczęście długo. Kilkanaście poziomów niżej agenci opuścili windę, popędzając Vernera, który uległ w międzyczasie prośbom kilku napotkanych w windzie robotników i zgodził się udzielić im pomniejszego błogosławieństwa. Wędrówka kolejnym korytarzem wyglądała dla Lyry identycznie jak poprzednia, ale trwała krócej, bo po zaledwie pięciuset metrach Thorn wskazał towarzyszom ogromne łukowate wejście do stacji kolejki miejskiej.
- Mam nadzieję, że zabraliście jakieś drobne – oświadczył arbitrator sięgając do kieszeni płaszcza – Bilet kosztuje ćwierćtronówkę.
Obmacując kieszeń w poszukiwaniu drobnych Lyra spostrzegła nagle stojących przy wejściu na stację strażników Magistratum – czterech rosłych mężczyzn w szarych uniformach z kompozytowymi kamizelkami. Wszyscy mieli przewieszone przez ramiona strzelby i rozmawiali ze sobą popalając papierosy, ale ich badawczy wzrok prześlizgiwał się cały czas po rzeszy ludzi wchodzących do stacji lub ją opuszczających. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 14:42, 09 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kopiec Sibellus, Scintilla, 382.830.M41, godz. 9.45
Piątka mężczyzn i kobiet przeszła przez punkt kontrolny nie zwracając na strażników pozornie uwagi. Verner patrzył wprost przed siebie mamrocząc coś pod nosem, Mir i Cimbria rozmawiali przyciszonymi głosami, Thorn i Lyra sprawiali wrażenie zaprzątniętych głęboko myślami. Co prawda wszyscy zaraz po przybyciu do Kopca dostali jakieś plastikowe karty identyfikacyjne, ale nikt nie wiedział, na ile wiarygodne okazałyby się w razie potencjalnej kontroli, lepiej zatem było takiej kontroli uniknąć.
Funkcjonariusze Magistratum całkowicie ich zignorowali.
Przejazd kolejką z jednej wieży mieszkalnej do drugiej nie trwał nawet pół godziny, ale przysporzył wszystkim z wyjątkiem Thorna niezapomnianych wrażeń, bo przerzucony między budowlami wiadukt sprawiał z perspektywy pasażera bardzo kruche wrażenie, a z okien wagoników nie było widać powierzchni ziemi, przesłoniętej pasem fabrycznych wyziewów. Na początku podróży nic nie zapowiadało takiego emocjonalnego wstrząsu, bo pierwsze kilkanaście kilometrów kolejka pokonała wewnątrz wieży, jadąc od stacji do stacji poprzez ciasne tunele – dopiero potem skład wypadł znienacka w słoneczne promienie, a pod wagonikami rozwarła się przerażająca otchłań.
Lyra usłyszała jak Verner szepcze ledwie słyszalnie słowa modlitwy, dołączyła więc do niego w myślach, patrząc jednocześnie z niemą rozpaczą na monolit sąsiedniej wieży, rosnący w oczach zdecydowanie zbyt wolno. Siedzący wokół pasażerowie nie przejawiali większych emocji, widać przyzwyczajeni do podskoków i wstrząsów szarpanego silnym wiatrem pociągu.
Łowczyni wypuściła z ulgą powietrze, kiedy skład wpadł w końcu w ziejący czernią otwór wjazdowy na ścianie wieży S i powietrze akrobacje z miejsca ustały. Wagoniki zaczęły hamować z niepokojącym piskiem wieszcząc bliskie położenie stacji.
- Wysiadamy – powiedział Thorn Slade, wstając z siedzenia i poprawiając swój płaszcz. Skład znalazł się na stacji minutę później, poprzedzony stosownym ogłoszeniem w trzeszczących sucho głośnikach umieszczonych nad drzwiami wagonu. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 15:11, 09 Cze 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kopiec Sibellus, Scintilla, 382.830.M41, godz. 11.00
Stacja kolejki znajdowała się równe dwadzieścia poziomów nad prosektorium, toteż następną godzinę akolici spędzili na intensywnym spacerze poprzez rozległe korytarze, galerie handlowe, klatki schodowe i windy; mijając sektory mieszkalne, zamknięte w ścianach wieży targowiska, punkty medyczne i lokale rozrywkowe. Kilkakrotnie Mir i Thorn wychwycili w tłumie przechodniów mundury funkcjonariuszy Magistratum, za każdym jednak razem cała grupa na czas wchodziła do najbliższego sklepu lub baru znikając potencjalnym prześladowcom z oczu.
Opuściwszy ostatni pasaż handlowy agenci zeszli szerokimi schodami w dół poziomu, skręcili za róg i stanęli przed szeroko otwartymi drzwiami, zza których do wnętrza gigantycznej budowli wlewało się jaskrawe światło dnia.
- Co to, wyjście na zewnątrz? – zdziwiła się Cimbria. Albinoska zmrużyła oczy, zbyt długo przyzwyczajone do sztucznego oświetlenia wieży.
- Zobaczysz – odparł krótko Thorn. Arbitrator pierwszy wszedł w plamę światła, przekroczył próg wejścia. Idący w ślad za nim akolici znaleźli się znienacka na ogromnej zewnętrznej platformie, swego rodzaju olbrzymiej półce wystającej ze ściany wieży. Wszyscy odnieśli wrażenie, że stoją na krawędzi całej dzielnicy domów mieszkalnych i fabryk zawieszonej w pustce ponad otchłanią.
- Każda wieża ma kilkadziesiąt takich zewnętrznych dysktryktów – oświadczył Thorn wskazując ręką podobne półki zauważalne na ścianach sąsiednich wieżyc Kopca – Tam znajdują się zazwyczaj te zakłady produkcyjne i przetwórcze, które muszą odprowadzać na zewnątrz gazy przemysłowe i parę wodną.
- Ale ludzie też tu mieszkają? – albinoska kiwnęła głową w stronę najbliższego habitatu, skąpanego w promieniach słońca odbijających się w rzędach szyb.
- Oczywiście – odparł arbitrator tonem takim, jakby go pytanie Cimbrii zdumiało – Na największych platformach do dziesięciu tysięcy. Każdy kombinat chce mieć pracowników jak najbliżej zakładu.
Agenci Ordo zeszli po schodach na normalną ulicę, ogrodzoną z obu stron ścianami zwykłych budynków, dźwięczącą warkotem samochodowych silników i głosami przechodniów. Verner i Lyra rozglądali się wokół z niedowierzaniem, jakby nie potrafili przyjąć do wiadomości, że oto znaleźli się znienacka w miniaturowym miasteczku zawieszonym tysiące metrów nad powierzchnią ziemi.
- Prosektorium jest dwie ulice dalej – powiedział Slade i ruszył żwawo chodnikiem wymijając gromadę ludzi w brudnych roboczych kombinezonach. |
|
|
|
|