Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Coscarla – mieszkanie Saula Arbesta, 384.830.M41, godz. 23.30
- W kącie siedź, nie kręć się pod nogami – fuknęła zmarszczona Cimbria, a widok jej ściągniętej gniewnie twarzy sprawił, że blady jak ściana Edvard Zed dosłownie wlazł w wąską przestrzeń między rogiem kuchenki i ścianą, robiąc wszystko, by zniknąć akolitom z oczu.
Dymitri i Thorn odstąpili od leżącej na materacu Lyry, krytycznymi spojrzeniami oceniając prowizoryczne, wykonane z kawałków podartego prześcieradła opatrunki. Rany dziewczyny wyglądały fatalnie i mężczyźni obawiali się autentycznie, że w każdej chwili może wyzionąć ducha, zwłaszcza po ustąpieniu działania narkotyku.
- Ciebie praktycznie nikt tutaj nie zna – przesądził arbitrator – Wsadź kaptur na głowę i przedostań się zaułkami w kierunku stacji. Musimy stąd wyjechać, jak najszybciej. Jeśli dworzec nie będzie obstawiony, spróbujemy prysnąć pierwszym dostępnym składem.
- Pójdę z nim – wtrąciła Cimbria, po czym uniosła rękę nie dając Thornowi dojść do głosu – Sam jeszcze się zgubi po ciemku, my znamy tę okolicę dużo lepiej od niego. W kapturze po nos nikt nie mnie po ciemku nie rozpozna, a w razie kłopotów mamy broń. Zresztą na ulicach panuje taki chaos, że przemkniemy się bez śladu.
Żaden z agentów nie zaoponował, chociaż widać było, że decyzja albinoski nie przypadła im do gustu. Zarówno oparty o ścianę Thorn jak i siedzący na krześle, wyraźnie zmęczony Verner patrzyli w milczeniu na sprawdzających sprzęt towarzyszy. Cimbria upewniła się, że dioda w jej laserze wciąż świeci, choć barwa kontrolki przeszła z czystej zieleni w lekko pożółkłą. Wsunąwszy broń pod płaszcz albinoska spojrzała wyczekująco na Dymitria, ten odpowiedział jej kiwnięciem głowy.
Kiedy para agentów zniknęła za drzwiami mieszkania, Thorn przeszedł do wychodzącego na plac okna, spozierając po drodze złowieszczo na Edvarda Zeda. W głowie mężczyzny kłębiły się dzikie ciągi myśli, przeplatane obrazami wydarzeń mających miejsce w przeciągu ostatnich dwóch godzin. Zespół Ordo wszedł do Domu Tantalusa nie spodziewając się zupełnie tego, co na miejscu zastał. Konfrontacja z heretykami odpowiedzialnymi za porwania, mordy, nielegalne eksperymenty medyczne oraz kanibalistyczną utylizację ludzkich szczątków okazała się niebywałym wyzwaniem, któremu akolici podołali jedynie połowicznie. Główny sprawca nieszczęść Coscarli umknął bez szwanku, podobnie jak większość fałszywych regulatorów, bez wątpienia podstawionych w miejsce zamordowanych wcześniej skrycie członków obsady posterunku. Targany wątpliwościami Thorn nie potrafił się zdecydować, czy aby nie zażądać pomocy od Luntza. Gangster mógł się już dowiedzieć, że zlecona przez niego misja skończyła się fiaskiem, mógł też niezależnie od rezultatów i tak zlikwidować swych gości: dla zatarcia śladów własnego udziału w ataku na Dom i dla zaoszczędzenia honorarium. Pytaniem pozostawała także obecność w dystrykcie Purpurowych Cieni – klansterzy bez wahania zaatakowali regulatorów, lecz czy podejrzewali właśnie ich o śmierć swych pobratymców czy też raczej chcieli usunąć z drogi przeszkodę dzielącą ich od prawdziwych sprawców? A jeśli tak, skąd zdobyli te informacje? Od Luntza grającego na kilka frontów i angażującego w misję likwidacyjną kolejną stronę zatargu? A może o zazdrosnego o podział wpływów Reevesa, który postanowił rękami Cieni usunąć z drogi potencjalnych rywali w wyścigu o względy Luntza?
Widząc biegających po ulicy ludzi Thorn uświadomił sobie, że panika w Coscarli rosła z każdą minutą. Przerażeni pożarem oraz intensywną strzelaniną mieszkańcy próbowali zdobyć jakąkolwiek wiedzę na temat zajść w ich siedlisku, ganiając od drzwi do drzwi w poszukiwaniu lepiej poinformowanych sąsiadów, pośród krzyków, przekleństw i płaczu zalęknionych dzieci.
Arbitrator odprowadził wzrokiem sylwetki Dymitria i Cimbrii, dopóki para agentów nie znikła z jego pola widzenia, pozostał dalej przy parapecie śledząc wzrokiem popłoch na ulicy.
Jego spojrzenie nie pobiegło ani razu ku położonej na kuchennym stole metalowej walizeczki, skrywającej w swym ciemnym wnętrzu przeźroczyste tuby wypełnione drgającymi leciutko, ośligłymi w dotyku i na wskroś diabolicznymi pasożytami. |
|