Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, Twierdza Barleystone, 23 martius 831.M41, godz. 8.12
Girwan DeVayne opuścił skrzyżowane dotąd na piersiach ręce, postąpił krok do przodu żywo zainteresowany słowami nuncjusza.
- Z kim przybył Vesper? - zapytał ostro Scintillijczyk - Z kim się przyjaźnił po przybyciu tutaj?
Maisquin, wpatrzony do tej pory w surowe oblicze Constantine, drgnął zauważalnie na dźwięk tonu drugiego agenta, spojrzał szybko w jego stronę.
- Chyba sam... - bąknął duchowny marszcząc czoło - Przywiózł go chyba statek kurierski z Malfi, ale nie jestem pewien. Na Tron, to miało miejsce dwa lata temu... ale w kosmoporcie są rejestrowane wszystkie przyloty i odloty, od setek lat. Komendant Dregs z pewnością może sprawdzić jak dokładnie trafił tu diakon, tak, z pewnością może to sprawdzić.
Sylwan pokiwał leciutko głową, nie w geście aprobaty dla sugestii nuncjusza, tylko z cyniczną nostalgią: spoglądał na wpływowego i wysoko postawionego człowieka, który w konfrontacji ze Świętym Oficjum stał się w przeciągu kilkunastu godzin swym cieniem, nie próbującym już dłużej testować własnej pozycji i cierpliwości śledczych, tylko myślącym gorączkowo nad każdym strzępem informacji, który rzucony jego oprawcom mógłby zaoszczędzić nuncjuszowi cierpienia.
Ludzie sprawujący swe obowiązki w imieniu Inkwizycji dzierżyli w rękach prawie niczym nieograniczoną władzę - Sylwan, malutki trybik w inkwizycyjnej machinie pozbawiony praktycznie żadnego dla Konklawy znaczenia, tutaj w przypływie kiepskiego humoru mógłby jednym słowem przesądzić o życiu lub śmierci wysokiego dostojnika Kościoła.
Tak, pomyślał akolita, każdy z nas skupia w swych rękach władzę, której smak potrafił uderzyć do głowy.
- Pytałem, z kim się tutaj przyjaźnił - powtórzył Girwan.
- Zacharias Vesper nie był człowiekiem o towarzyskim usposobieniu - odpowiedział Maisquin - Unikał kontaktów pozasłużbowych, ściśle stosował się do regulaminu i prawa kościelnego. To dlatego mianowałem go swoim doradcą, miał szczególny dar rozpoznawania ludzkiej natury i bardzo logicznie...
- Szczególny dar to on miał bez wątpienia! - syknął Girwan - Leży na górze, jako jawny dowód zżerającej ten świat korupcji. Twój zausznik Vesper posługiwał się bronią noszącą błogosławieństwo Chaosu, mieszkał z nią być może od samego początku w tych świętych murach!
- Mówicie o jego pistolecie? - otworzył szerzej oczy nuncjusz - Ta broń była przeklęta?
- Ta broń jest czymś znacznie gorszym - odpowiedział szorstko Constantine - Jak żaden pobożny człowiek w tej katedrze nie zyskał żadnych podejrzeń wobec diakona? Jak ty sam nigdy nie zauważyłeś niczego niepokojącego? Przecież tak rażąca niekompetencja wręcz świadczy o zmowie i spisku.
- Błagam, nie oskarżajcie mnie w tak absurdalny sposób! - nuncjusz zaczął spoglądać rozbieganych wzrokiem na wszystkich trzech gości, dłużej zatrzymując swój wzrok na milczącym od chwili wejścia Sylwanie - Vesper nigdy nie zachował się w żaden sposób mogący sugerować choćby cień podejrzeń, naprawdę! Był wzorem naśladowania dla nowicjuszy! Ten pistolet kupił chyba w zeszłym roku, od jakiegoś marynarza zbożowego masowca, pamiętam, że pokazywał go potem arcybiskupowi, bo Jego Świętobliwość bardzo żywo interesował się militariami...
Constantine podniósł rękę urywając wypowiedź więźnia i zmieniając szybko temat.
- Drogi Maisquinie, a co masz na myśli mówiąc, że arcybiskup zaczął na nowo organizować struktury tutejszego Kościoła? - zapytał pozornie beznamiętnym tonem,
- Cóż, obejmując arcybiskupstwo Jego Świątobliwość napotkał na wiele problemów we współpracy z miejscowym klerem. Ja przybyłem pod sam koniec tej reformy, więc znam całą sprawę prawie wyłącznie z rozmów z arcybiskupem. Cały kler składał się z rodowitych Orbellan, Dulark zastał tu jakieś niedopuszczalne koligacje rodzinne, jakieś mętne układy finansowe pomiędzy Kościołem i zamożniejszymi rodzinami z Sheaf. Arcybiskup był niesłychanie wrogo nastawiony do korupcji i nadużyć, natychmiast po przybyciu na Orbell Quill wypowiedział im wojnę, wprowadził też powtórnie do użytku odstawiony na bok Kodeks Chaundera.
- A co mieli wspólnego z tymi zabiegami cudzoziemscy klerycy? - zapytał Girwan.
- Mieli oczyścić atmosferę - odparł Maisquin tonem takim jakby DeVayne zadał dziecinne pytanie - To była w zamyśle arcybiskupa świeża krew, mająca tchnąć odnowionego ducha wiary w skostniały orbellański Kościół. |
|