Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, katedra Eklezjarchii, 23 martius 831.M41, godz. 6.30
Po wyjściu Lyry i Vespera Kara poleciła Castorowi zamknąć drzwi gabinetu nuncjusza na klucz, po czym zaczęła dokładnie i z pietyzmem kontrolować wszystkie ściany pomieszczenia, a także wybrane fragmenty posadzki. Nie natrafiwszy nigdzie na ślad ukrytego przejścia podobnego do tunelu w apartamencie arcybiskupa Dularka, dziewczyna zapędziła do pomocy diakona, wspólnymi siłami przestawiając niemal wszystkie meble w gabinecie, sąsiadującej z nim sypalni oraz niewielkiej spartańsko urządzonej łazience.
Ku swej frustracji wciąż nie natrafiła nigdzie na tajemne przejście ani żadną podejrzaną skrytkę, w której Maisquin mógłby przechowywać jakieś kompromitujące go materiały. Pozbawiona chwilowo koncepcji śledczej, dziewczyna przysiadła na krawędzi biurka nuncjusza bawiąc się pozostawionym przez Lyrę pistoletem Vespera. Matowoczarny automat miał powiększony magazynek o łukowatym kształcie, mieszczący w środku piętnaście pocisków zamiast standardowych ośmiu; pozbawiony był też sygnatury producenta i numeru seryjnego, usuniętych w nader staranny sposób.
- Wielu duchownych w Sheaf nosi przy sobie broń? – zapytała Kara przestawiając tam i z powrotem bezpiecznik broni – Ty dla przykładu, wielebny?
- Tylko kilku, pani – odpowiedział diakon ocierając z czoła spowodowany przepychaniem mebli pot i siadając na jednym z krzeseł – Arcybiskup miał własny pistolet, nuncjusz chyba nie, ale diakon Vesper rzeczywiście, parę razy go z nim widziałem. Coś mi się zdaje, że nucnjusz własny, ten z czasów wojskowych, podarował kiedyś w prezencie jednemu z fratrów milicji kościelnej, dawno temu.
- A ty broni nie masz, tak? – ponowiła pytanie Kara, opuszczając uzbrojoną w Holsteca broń wzdłuż uda i podrywając ją płynnie w górę, kilkakrotnie przyjmując dla rozgrzewki pozycję strzelecką.
- Oj, nie, pani – zapewnił ją natychmiast diakon – To było zawsze bardzo spokojne miasto, zawsze. Przed tymi morderstwami to nawet regulatorzy nie nosili tutaj broni na ulicach, wystarczały im tylko pałki jak trzeba było przywołać do porządku jakiegoś pijaka. Nigdy nie potrzebowałem pistoletu.
- I dobrze, tak trzymaj – kiwnęła głową zabójczyni – Jak cię już zdążyłam poznać, pewnie byś się w pierwszy dzień śmiertelnie z niej postrzelił, oczywiście przez przypadek.
Agentka odłożyła pistolet na biurko, stanęła w rozkroku pośrodku gabinetu zastanawiając się, które papiery zacząć przeglądać, bo oprócz dokumentów wywiezionych przez Lyrę w pomieszczeniu wciąż pozostały całe pryzmy wyrzuconych z szaf teczek i segregatorów.
- Pani? – odezwał się nieśmiało Castor.
- Tak? – dziewczyna zerknęła na niego z ukosa.
- Wy już pewnie wszystko wiecie albo prawie wszystko, przecież jesteście z Inkwizycji – zaczął niepewnym głosem diakon – Ile jest prawdy w tym, co ludzie mówią o Oatmowie? Że to niby Mały Dulark zamordował Jego Świątobliwość, a potem uciekł i ślad po nim zaginął? Toż to takie niepojęte jest, żeby brat na brata rękę podniósł, żeby krew przelał w świętych murach. |
|