Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, Twierdza Barleystone, 22 martius 831.M41, godz. 22.05
Pozostawiwszy nuncjusza Maisquina pod opieką Kary, Lyra odeszła w boczny korytarz skrzydła Twierdzy i wyciągnęła spod płaszcza ręczny komunikator ustawiony na częstotliwości identycznej z pasmem wybranym dla modułu łączności diakona Castora.
Sepheryjka była rozczarowana i zła budzącym niesmak zachowaniem swego agenta, bo w przypadku Castora gra szła o wysoką stawkę: świeżo nominowany „kret” Oficjum miał przecież doglądać porządku w świątyni i monitorować ewentualną działalność kleryckich popleczników Maisquina w czasie jego wizyty w Twierdzy – wizyty, która miała wszelkie powody ku temu, by się przeistoczyć w bezterminowe internowanie.
Moduł popiskiwał cichutko sygnalizując ponawiane próby nawiązania łączności, ale diakon Castor zwlekał z uruchomieniem Ducha Maszyny dobre parę minut, zapewne przerażony sygnalizującym coś urządzeniem.
- Tak? – usłyszała w końcu jego zalękniony głos Lyra.
- Posłuchaj mnie uważnie, wielebny, albowiem nie będę się powtarzać – sarknęła do mikrofonu Sepheryjka – Na wymioty mi się zbiera, kiedy wspominam twoją postawę w obliczu nuncjusza. Jesteś naszym wybrańcem, naznaczyło cię Święte Oficjum powierzając misję niebywałej wagi, a ty niemal tracisz przytomność na widok skrzywionej twarzy Maisquina?! Czy tak zachowuje się człowiek obdarzony zaufaniem Ordo?!
- Na Złoty Tron, racz mi wybaczyć, pani! – jęknął rozdzierająco Castor, pewnie zlany już potem albo i czym gorszym – Pani...
- Nie jęcz! – nie dała mu dojść do słowa Lyra – Bóg-Imperator nie ma wyrozumiałości wobec ludzkich słabostek! Masz przed sobą tylko dwie drogi, diakonie, tylko dwie. Pierwsza z nich to głowa orbellańskiego Kościoła. Druga to głowa... oddzielona od tułowia, najpewniej czymś bardzo ostrym i w bolesny sposób! Rozumiesz?!
- Ta... tak, pani...
- Weź się w garść, człowieku, i pokaż, że wykuto cię ze stali, a nie ulepiono z ptasiego gówna! Ordo Hereticus spogląda na twe czyny, ocenia i nagradza... lub karze. Nie chcę słyszeć żadnego więcej płaczu, bo osobiście odstrzelę ci głowę! A teraz do rzeczy... jesteś tam jeszcze czy już zemdlałeś, wielebny?
- Nie zemdlałem, pani – padła stłumiona odpowiedź. Lyra uśmiechnęła się kącikami ust, bo odniosła wrażenie, że głos Castora stężał nieznacznie, stwardniał nasycając się zrodzoną z rozpaczy desperacją – Uczynię wszystko wedle woli Świętego Oficjum.
- Doskonale. Przypilnuj, żeby nikt nie wchodził do gabinetu nuncjusza i nikt nic z niego nie wynosił. Dzisiejszej nocy mamy ręce pełne roboty, ale najpewniej odwiedzimy katedrę jutro rano, a wtedy chętnie obejrzymy apartamenty czcigodnego Maisquina. Czy to zrozumiałe?
- Tak, pani.
- Jeśli wydarzy się coś niezwykłego... ktoś zacznie podnosić głos, szukać Maisquina albo zachowywać się w dziwny sposób, masz do mnie natychmiast dzwonić. Twój moduł łączności ma wprowadzony do pamięci wzorzec Ducha Maszyny mojego komunikatora, więc nie będziesz miał problemów z wybraniem numeru. I powtarzaj sobie cały czas, że Ordo cię potrzebuje... lecz jeśli je zawiedziesz, będzie potrzebowało do tej roboty kogoś innego!
Nie czekając na odpowiedź Lyra zerwała połączenie i poszła szybkim krokiem w stronę korytarza wiodącego do pokoju narad.
W zasadzie nie musiała nawet pamiętać prowadzącej tam drogi, bo doskonale słyszała stłumione drzwiami krzyki. |
|