Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, katedra, 22 martius 831.M41, godz. 21.35
Lyra złapała Karę za ramię, osadziła zdenerwowaną towarzyszkę w miejscu spoglądając jednocześnie z uspokajającą miną na Tesseusa.
- W porządku, ojcze, kimże jesteśmy, byśmy mieli zakłócać spokój nuncjusza. Lecz ponieważ sprowadza nas sprawa niebywałej wagi, nalegam, abyś mnie doprowadził do sekretarza arcybiskupstwa, natychmiast. Myślę, że diakon Castor udzieli mi posłuchania bez względu na późną porę.
Stareńki duchowny nie oponował więcej, popędził w miarę swych sił ciemnymi korytarzami katedry prowadząc niezapowiedzianych gości do "kreta" Sepheryjki.
Castor znajdował się w swoim pokoju, odpoczywając widać po obfitującym w nerwowe wydarzenia dniu. Na widok stojących za progiem kobiet aż podskoczył w miejscu, załamując ręce i otwierając szeroko oczy.
- Czcigodna pani VanErest nalegała... - wybąkał Tesseus - Racz wybaczyć, bracie...
- Ależ oczywiście, że wybaczam - machnął natychmiast ręką Castor - Zaszczyt to móc przyjąć tak dostojnego gościa. Ojcze, zostaw nas samych, proszę.
Kiedy tylko stary diakon zamknął za sobą drzwi, Castor dał upust swemu przestrachowi, chowając za plecami trzęsące się lekko ręce.
- Siostry, co sprowadza was ponownie tutaj? - wybąkał wodząc wzrokiem od jednej twarzy do drugiej i z powrotem - Jak mogę pomóc?
- Bardzo prosto - odparła ostro Kara - Musisz nas wprowadzić do nuncjusza Maisquina, jak najszybciej. Musimy się z nim spotkać w dyskretny sposób. Gdzie teraz przebywa?
- O ile mi wiadomo, u siebie - Castor zawahał się na chwilę; jakby podejrzewał, że w pytaniu Kary ukrywa się jakiś haczyk - Mam was zaprowadzić?
- Tak, natychmiast - wtrąciła Lyra - Lecz musisz wiedzieć coś jeszcze, ojcze... nuncjusz Maisquin musi z nami wyjechać. Nie wiem, kiedy wróci do katedry, więc ktoś kompetentny będzie musiał zająć do odwołania jego miejsce. Jesteś gotów przyjąć na swe barki ten ciężar odpowiedzialności?
Diakon oniemiał w pierwszej chwili, przełknął bezwiednie ślinę, potem w jego oczach pojawił się na ułamek chwili dziwny błysk.
- Tak, czcigodna siostro - odparł powoli, z namysłem - Sororitas będą zadowolone ze swego wyboru.
- Prowadź zatem do nuncjusza, nie zwlekajmy ani chwili.
Opatulone płaszczami kobiety minęły w mrocznych korytarzach kilku zalęknionych nowicjuszy, ale zawzięta mina diakona Castora sprawiała, że żaden z nich nawet nie spojrzał w kierunku obcych, woląc błyskawicznie ulotnić się w bocznych nawach. Nuncjusz zajmował kilka połączonych ze sobą pomieszczeń w sercu budowli, przebudowanych na apartament podobny w rozkładzie pokoi do kwater Dularka.
Diakon zastukał w drzwi gabinetu Maisquina, oglądając się przy tym co chwila za siebie, uchylił je w odpowiedzi na krótkie wezwanie ze środka.
- Ojciec Castor? - do skrytych za progiem drzwi akolitek dobiegł poirytowany głos nuncjusza - Przecież prosiłem, żeby mi teraz nie przeszkadzać!
Kara odsunęła Castora na bok, weszła wraz z Lyrą do pokoju. Nuncjusz wlepił zdumiony wzrok w akolitki, podnosząc się jednocześnie zza swego biurka.
Zmierzając do katedry z zamiarem aresztowania kleryka, Kara i Lyra wyobrażały sobie na różne sposoby chwilę wejścia do pokojów Maisquina: włącznie z zakłóceniem swą obecnością jakiejś demonicznej orgii. To dlatego obie przekroczyły próg trzymając dłonie na kolbach Hecuterów.
Jak się okazało, całkiem niepotrzebnie.
Nuncjusz Maisquin, rozebrany do spodni i podkoszulka, siedział za wielkim drewnianym biurkiem, pisząc coś na arkuszach papieru listowego.
- Niezapowiedziana wizyta? - w głosie duchownego pobrzmiewała nuta narastającego gniewu. |
|