Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, Twierdza Barleystone, 22 martius 831.M41, godz. 20.05
Mir ponownie zmuszony został do skrytego uznania dla opanowania komendanta Dregsa. Fedridańczyk zauważył już wcześniej, że na dźwięk słowa „demony” każdy człowiek zwykł czynić mimowolnie gesty mające chronić go od złego, komendant pozostał jednak niewzruszony, jedynie w jego oczach pojawił się na moment ulotny błysk. Mir uśmiechnął się w duchu widząc tę reakcję i czując zadowolenie z faktu, że trafił mu się wreszcie kompetentny lokalny współpracownik.
- Istnieją pogłoski, jakoby za zgonami tych ludzi stały demony – przyznał ostrożnie Dregs – Z racji starszeństwa rangi byłem obecny przy oględzinach gabinetu komendanta Quinoi oraz inspektora Chaffa. Wielebny Maisquin dowodzi, że zauważalne tam... ślady mogą być pochodzenia pozaziemskiego i podobno potwierdzają to też egzorcyzmy, ale moja wiedza na temat okultyzmu jest szczęśliwie tak skąpa, że na temat ten nie mogę dodać nic od siebie.
- Szczęśliwie skąpa? – powtórzył Mir unosząc nieco brwi.
- Umysły wędrujące na manowcach często padają ofiarą drapieżców Osnowy – odpowiedział wprost oficer – Zgłębianie zakazanej wiedzy zbyt często budzi zgubną ciekawość. Wolę nie prowokować przeznaczenia i nie narażać duszy na pokuszenie. Czy ta odpowiedź legata satysfakcjonuje?
- Tak, jak najbardziej – odparł Mir – Ale wieści o deszczowych demonach nie narodziły się wyłącznie w Sheaf, prawda? O ile mi wiadomo, mówią o nich również przybywający do miasta uchodźcy.
- Owszem, tego rodzaju plotki rozchodzą się z zastraszającą prędkością – przyznał Dregs – Nie mogę stwierdzić jednoznacznie jak je powinniśmy interpretować. Ludzie mówią o ukrywających się w deszczu istotach, polujących na osłabionych podróżą uciekinierów lub porywających całe wioski. Podejrzewam, że źródłem tych podejrzeń było zniknięcie kilku farmerskich społeczności w zachodnim kantonie.
- Oraz pańskiej ekspedycji – przypomniał Mir – Chciałbym usłyszeć coś więcej na ten temat.
- Niewiele mam niestety do powiedzenia – wzruszył ramionami oficer – Szóstego marca przed świtem zostałem wezwany do Twierdzy, gdzie otrzymałem od komendanta Quinoi polecenie natychmiastowego sformowania oddziału śledczego mającego sprawdzić sytuację w Narbo. Quinoa uważał, że istnieje ścisłe powiązanie pomiędzy nieuzasadnionym zerwaniem łączności w Narbo, śmiercią Jego Świątobliwości oraz zniszczeniem naszego hangaru. Działając na mocy jego rozkazu wybrałem osobiście trzydziestu funkcjonariuszy z prewencji, komendę nad nimi objął starszy regulator Lomax.
- Wspominał pan, że byli to zaufani ludzie – stwierdził Mir.
- Tak jest, sir, sam ich rekomendowałem do udziału w tej misji. Ponieważ w pożarze zniszczone zostały wszystkie pojazdy latające, grupa otrzymała trzy ciężkie samochody ciężarowe, zapasowy komunikator dalekiego zasięgu oraz całą broń wsparcia z rezerw Twierdzy: trzy ciężkie karabiny maszynowe, trzy granatniki przeciwpancerne i dwa moździerze.
- To wszystko, co mieliście w arsenale Twierdzy? – zdumiał się zauważalnie Mir – Trzy cekaemy i dwa moździerze na całą planetę? To brzmi... absurdalnie!
- Proszę nie zapominać, że Departmento Munitorium nigdy nie sklasyfikowało tej planety nawet jako „potencjalnie zagrożonej” – zmarszczył czoło Dregs – W budżecie Magistratum od czterech lat nie widziałem żadnej kwoty przeznaczonej na dozbrojenie garnizonu. Wszyscy regulatorzy posiadają długą i krótką broń laserową, w wielu przypadkach bardzo przestarzałą, to wszystko. Obowiązujące procedury kryzysowe zakładają przyjęcie taktyki pasywnej poprzez obronę Twierdzy do momentu przybycia wzywanych z Malfi posiłków.
- Plany na wypadek inwazji opierają się wyłącznie na obronie Twierdzy? – powtórzył ponownie Mir, nie wierząc swoim uszom – Jakimi siłami?
- Trzystu regulatorów i personel pomocniczy oraz pospolite ruszenie. Katedra stanowi odrębny punkt strategiczny. W razie zagrożenia zobowiązani jesteśmy do natychmiastowego przeniesienia kluczowych dla Kościoła duchownych do Twierdzy, natomiast sama świątynia ma być broniona do końca przez milicję świecką, liczącą około pięciuset członków.
- I coś takiego się sprawdza w praktyce? – zapytał Fedridańczyk.
- Na papierze wszystko działa – odparł komendant – W praktyce... nie pojawiła się dotąd konieczność wdrożenia planu kryzysowego, do teraz. Twierdza sama w sobie jest w stanie bronić się przez dłuższy czas.
- Godzinne bombardowanie artylerii samobieżnej albo frontalny atak pułku czołgów obróci te mury w perzynę – potrząsnął głową agent Ordo. Dregs uśmiechnął się na ten widok kącikami ust.
- Niekoniecznie – powiedział natychmiast – Tylko kilku najwyższych rangą oficerów Magistratum wie o pewnych dodatkowych zabezpieczeniach Twierdzy, reszta personelu nie ma o nich pojęcia. Mamy tu generator pola siłowego typu Pilz Mk VII, który według instruktaży technomagicznych wytrzyma więcej niż jedną godzinę ciągłego ostrzału. Na wałach znajduje się dwadzieścia sześć poczwórnie sprzężonych działek automatycznych kalibru 40mm do zwalczania piechoty oraz osiem ciężkich dział laserowych pełniących rolę broni przeciwpancernej. Ich wadą jest całkowicie stacjonarny tryb i wysoki poziom amortyzacji, ale nie powinien się legat temu dziwić, instalowano je tutaj dobre dwieście lat temu.
- Twierdza posiada własne tarcze siłowe? – tym razem Mir nie zdołał powstrzymać grymasu zdumienia, chociaż do tej chwili umiejętnie grał mimiką twarzy – Sprawny...
- Przepraszam, sire – Dregs przechylił się w krześle, wyciągnął z kieszonki munduru niewielki komunikator, przyłożył go do ucha.
- Lepiej, żeby to było ważne, mam spotkanie... – komendant urwał w połowie zdania, jego twarz stężała – Dobrze, zidentyfikujcie ich natychmiast.
Dregs odsunął od ucha moduł łączności, spojrzał uważnie na Mira.
- Moi techadepci namierzyli w górnych warstwach atmosfery jakiś niewielki obiekt, prawdopodobnie wahadłowiec, zbliżający się do Sheaf. Próbują go wywołać, ale burza powoduje silne zakłócenia w komunikacji. Czy legat wie cokolwiek na temat tego obiektu?
- Legat wie na jego temat wszystko – uśmiechnął się protekcjonalnie Fedridańczyk – To jeden z moich promów orbitalnych, przewozi na ziemię oddział żołnierzy. Proszę umożliwić im spokojne lądowanie, a potem podstawić pod prom dwa samochody z zaufanymi kierowcami. Chciałbym, żeby pańscy ludzie przewieźli pasażerów w dyskretny sposób w dwa miejsca: do enklawy astropatów oraz tutaj, do Twierdzy. Czy to się da zorganizować?
- Jak najbardziej, sir – odpowiedział natychmiast Dregs – Czy oni już wiedzą o podziale między obie lokacje czy mam ich sam rozdzielić na osobne grupy? I w jakiej liczebności? |
|