Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, Twierdza Barleystone, 22 martius 831.M41, godz. 20.00
Odprowadzony na miejsce przez regulatora Tanako, Mir wszedł po raz wtóry do gabinetu komendanta Martensa, wciąż w swej czarnej kamizelce przeciwodłamkowej nałożonej na praktyczny ubiór agenta przybocznej ochrony.
Siedzący za biurkiem dowódca sił porządkowych Magistratum oraz jego gość podnieśli się z miejsc równocześnie. Fedridańczyk odczekał, aż Tanako zamknie drzwi gabinetu, potem skinął głową w kierunku Dregsa.
- I spotykamy się ponownie – oznajmił taksując oficera badawczym wzrokiem, ten zresztą zrewanżował się akolicie tym samym – Dobry wieczór.
- Czy taki dobry, dopiero się okaże – odparł dyplomatycznym tonem Dregs, zatrzymując wzrok na dłużej na noszonym pod pachą Fedridańczyka Talonie – Komendant Martens nie zdradził mi jak dotąd powodu tak nagłego wezwania, ale myślę, że prawie wszystko już rozumiem.
- Podoba mi się takie bezpośrednie podejście do tematu – zaśmiał się chrapliwie Fedridańczyk – Komendancie Martens, dziękuję panu za sprowadzenie oficera Dregsa na spotkanie. Ze względu na oczywisty nawał pracy przy niezbędnych nam raportach nie śmiałbym pana dłużej tutaj zatrzymywać.
Martens mógł być idiotą, ale nie aż takim, by nie pojąć od razu znaczenia słów Mira. Poderwał się sprężyście, zasalutował obcoświatowcowi i wyszedł z gabinetu zamykając za sobą bezgłośnie drzwi. Fedridańczyk nie omieszkał zauważyć, spojrzenia jakim Dregs odprowadził swego przełożonego. Dowódca kosmoportu musiał wyciągnąć odpowiednie wnioski z bezceremonialnej odprawy za próg Martensa, bo patrzył teraz na Mira z błyskiem ostrożności w oczach.
- Wojskowy? – zapytał niby od niechcenia Mir, siadając w wygodnym fotelu Martensa i sondując delikatnie swego rozmówcę – Gwardia?
- Tak – przyznał po chwili milczenia Dregs – Siedem lat, dosłużyłem się stopnia kapitana.
- Więc łączą nas wspólne doświadczenia – oznajmił Fedridańczyk przemilczając fakt, że on sam opuścił Gwardię pozostając nadal w stopniu szeregowca – Jaka jednostka?
- 303 regiment Vaxanide, pod koniec służby czwarty batalion ciężkiej piechoty.
- 4 regiment Fedridu, sekcja rozpoznawcza.
- Zatem żołnierz Gwardii, były lub obecny wojskowy – powiedział powoli Dregs, wręcz świdrując rozmówcę wzrokiem – Pozujący na członka ochrony kupieckiego notabla. Wyposażony w plenipotencje wystarczające do wystawienia za drzwi mojego przełożonego, będącego na dodatek najwyższym rangą oficerem Magistratum na całej planecie... czy uznany zostanę za człowieka bezczelnego, jeśli spytam, z kim tak naprawdę mam do czynienia?
- I tak i nie – roześmiał się Mir – Myślę, że odrobina szczerości nam nie zaszkodzi, zwłaszcza że sprawia pan wrażenie bardzo inteligentnego. Jestem wysłannikiem Świętego Oficjum.
Fedridańczyk urwał na chwilę chcąc sprawdzić reakcję komendanta na dźwięk nazwy złowieszczej instytucji, ale zaraz się skrycie rozczarował. Dregs nawet nie drgnął, chociaż w jego oczach pojawił się natychmiast inny błysk, stanowiący mieszaninę jeszcze większej ostrożności oraz podejrzliwości.
- Imperialny inkwizytor? – zapytał po chwili ciężkiego milczenia.
- Legat Ordo Hereticus – odpowiedział dumnie Fedridańczyk – Czy ma pan jakieś obiekcje co do bezpośredniej współpracy ze Świętym Oficjum?
- Jestem sługą Złotego Tronu – odpowiedział bez zwłoki Dregs – Oddaję się do dyspozycji legata.
- Doskonale – Mir uśmiechnął się ponownie – Skoro zna pan już moją tożsamość, przejdźmy do konkretów, bo czeka nas ciężka i bezsenna noc. Jest pan odpowiedzialny za zabezpieczenie kosmoportu, prawda?
- Tak, sire.
- Jak wysoko ocenia pan poziom bezpieczeństwa kosmoportu?
- Relatywnie nisko, sire – przyznał wprost Dregs – Wokół lądowisk nie ma barier innych niż ogrodzenie z metalowej siatki. Brak ogrodzenia pod napięciem. Brak sensorów strażniczych. Mam pięćdziesięciu funkcjonariuszy odpowiedzialnych za kontrolowanie płyty kosmoportu oraz wszystkich zabudowań, sześć zdezelowanych samochodów oraz ośmiu techadeptów obsługujących urządzenia elektroniczne. W obecnym rokładzie patroli jesteśmy w stanie wykryć każdego potencjalnego intruza, ale nie gwarantuję, że możemy zatrzymać zmasowany atak na kosmoport. Nie mamy broni ciężkiej ani sprzętu do tłumienia zamieszek... nigdy wcześniej nie był potrzebny.
- Cóż, być może zmartwię pana jeszcze bardziej, bo chciałbym część tych funkcjonariuszy wyprowadzić na ulice. Mam zamiar zaprowadzić w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin porządek w tym mieście, a to oznacza rozprawienie się z problemem uchodźców.
Dregs zrobił minę podobną do tej, która pojawiła się na obliczu Martensa, kiedy w rozmowie padł temat rozprawiania się z koczującymi w stolicy cywilami.
- Nie zamierzam ich bynajmniej rozstrzeliwać ani wyrzucać za rogatki – wyjaśnił Mir – Martens ma otworzyć wszystkie silosy zbożowe w mieście i zaadoptować je do celów tymczasowych przytułków, a kiedy rozlokujemy tam bezdomnych, będziemy mogli legalnie wprowadzić godzinę policyjną. Potrzebuję jak najwięcej pańskich ludzi, by w miarę szybko przesunąć te tłumy do silosów.
- Czy odbierając mi część garnizonu zdejmuje pan ze mnie odpowiedzialność za bezpieczeństwo kosmoportu, sire? – spytał Dregs.
- Nie, nadal osobiście odpowiada pan za tę instalację i to głową – odparł śmiertelnie poważnym tonem Mir.
- Zatem mogę oddać góra piętnastu ludzi – Dregs dokonał szybkim obliczeń w pamięci, kiwnął głową dając do zrozumienia, że dalsza redukcja ochrony kosmoportu spotka się z jego zdecydowanym sprzeciwem.
- A jak wygląda kwestia parku maszynowego Magistratum? – zmienił temat Mir, żywiąc skrytą nadzieję, że zbije tym pytaniem oficera z tropu.
- Och, to bardzo prosta sprawa, sire – odpowiedział Dregs – Kwestii w zasadzie nie ma, bo i parku nie ma. Szczegóły zapewne pan już zna.
- Owszem, ale nie zaszkodzi, jeśli usłyszę tę historię raz jeszcze z pańskich ust – zaproponował Mir nie dając po sobie poznać, że nie miał jeszcze okazji przeczytać raportu dotyczącego wypadku w bazie pojazdów Magistratum; z punktu widzenia legata Dregs powinien był trwać w przekonaniu, że Mir wie wszystko i tylko sprawdza spójność zeznań różnych świadków.
- Piątego marca wieczorem, dokładnie o 20.28, wybuchły zbiorniki paliwa usytuowane przy hangarze, w którym znajdowały się trzy lekkie wahadłowce orbitalne, cztery transportery opancerzone typu Chimera, siedem samochodów terenowych i dziesięć ciężkich motocykli patrolowych. Wszystkie pojazdy były zatankowane i wszystkie miały na pokładzie zapas ostrej amunicji, ponieważ od trzeciego marca prowadziliśmy zaplanowane na pięć dni ćwiczenia z użyciem pojazdów. W wyniku pożaru doszło do serii eksplozji wtórnych spowodowanych detonacją amunicji. W rezultacie końcowym... szlag trafił praktycznie wszystkie maszyny. Moi ludzie dali radę połatać dwa motocykle i jedną terenówkę, nic więcej nie uratowaliśmy.
- Oficjalnie sklasyfikowano to jako wypadek. Podziela pan tę opinię?
- Tylko człowiek niespełna rozumu mógłby ignorować związek pomiędzy śmiercią Jego Świątobliwości i zniszczeniem naszych wozów – odparł Dregs – Sprawie przyznaliśmy status wypadku jedynie dlatego, że nie mamy dowodów mogących przesądzić jednoznacznie o sabotażu. |
|