Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sheaf, Twierdza Barleystone, 22 martius 831.M41, godz. 19.30
Starszy regulator Darnell otarł mokrą od deszczu twarz, splunął pod nogi karmazynową śliną. Burza przybierała na sile, czarne chmury zasnuły nocne przestworza siekąc wały Twierdzy istnymi strugami wody. Funkcjonariusz schronił się pod zadaszeniem nad główną bramą prefektury, odstawiając pod parapet swój laserowy karabin i wyglądając na zewnątrz muru. Stojący obok serwitor, podłączony bezpośrednio do małokalibrowego działka wymierzonego w drogę dojazdową do Twierdzy, mamrotał coś ledwie słyszalnie pod nosem, ale regulator zignorował jego pozbawione większego sensu słowa.
Coś dziwnego działo się w Sheaf, tego Darnell był już pewien. Upiorne morderstwa w Twierdzy i Administracji wstrząsnęły wszystkimi, również załogą prefektury, a przesądni ludzie szeptali po kątach o deszczowych demonach i nadchodzącym końcu świata. Darnell nie wiedział, co właściwie powinien o tym wszystkim myśleć, ale nie potrafił się wyzbyć lodowatego skurczu ściskającego ustawicznie jego wnętrzności. Stolica tkwiła w przerażającym jarzmie grozy, pogłębianych sporadycznymi raportami z zachodu, gdzie w niewytłumaczalny sposób znikały bez śladu całe farmerskie społeczności.
Codzienne modlitwy w kaplicy Twierdzy już nie wystarczały, by przynieść otuchę i ukojenie zszarganym nerwom funkcjonariuszy.
Jakby tego było mało, w prefekturze pojawili się obcoświatowcy. Oczywiście nikt tego nie potwierdził oficjalnie, ale starszy regulator Darnell nie był głupcem i dobrze nadstawiał uszu. W deszczowe ciemne południe strażnicy na bramie zauważyli lądujący w kosmoporcie wahadłowiec, bo płomienie jego silników i ich basowy dźwięk przebiły się nawet przez strumienie lejącej się z niebios wody i huk piorunów. Dowódca zmiany Darnella sprawdził to natychmiast u oficera dyżurnego w kosmoporcie i dla wszystkich stało się oczywiste, że na Orbell Quill przybył ktoś obcy. Była to rzecz niepojęta, bo nikt nigdy nie przylatywał na tę przeklętą planetę w takcie pory deszczowej, ale Darnell nie tracił czasu na jałowe roztrząsanie motywów przybycia obcych, liczyło się coś zupełnie innego: na orbicie planety tkwił kosmiczny statek, być może przystosowany do ewakuacji personelu Twierdzy poza granice systemu!
Sinobiała błyskawica przecięła czarne przestworza rozświetlając na moment przedpole fortecy i najbliższe budynki mieszkalne. Demonstrujący pod Twierdzą ludzie zniknęli przepędzeni spod bramy przybierającą na sile ulewą, chłostani ostrym wiatrem. Również pilnujący wysuniętych stanowisk regulatorzy wycofali się pod bramę, chroniąc się w jej mroku i pozostawiając odsunięte na boki barierki na drodze dojazdowej.
Tajemniczy goście w Twierdzy nie dawali Darnellowi spokoju. Najpierw pojawił się jeden samochód, wiozący grupę mężczyzn, którzy po przejściu kontroli zostali niezwłocznie odprowadzeni do wnętrza prefektury. Mundurowi z sekcji starszego regulatora Gargola milczeli jak zaklęci, ale Darnell skorzystał z okazji, by przy posiłku pociągnąć za języki paru śledczych pracujących tego wieczora w pionie komendanta Martensa. Ich szeptane ostrożnie słowa utrwaliły Darnella w podejrzeniach: obcy zostali doprowadzeni do samego Martensa. O czym z nim rozmawiali, nikt oczywiście nie miał pojęcia, ale kilku śledczych twierdziło, że zaraz potem goście kazali się prowadzić do gabinetu dyrektora Garnera… zamordowanego tak brutalnie kilka dni temu. Mundurowi z kosmoportu poinformowali dyskretnie swych kolegów z Twierdzy, że statek na orbicie należał do baraspińskiej Gildii Handlowej – ale czy zwykłych kupców podejmowanoby skrycie przez komendanturę, a potem prowadzono równie skrycie na miejsce zbrodni dokładając jednocześnie wszelkich starań, by nikt postronny tego nie zauważył? Chyba, że… chyba, że komendant Martens szykował się już do opuszczenia Orbell Quill i starał się przekonać gości, że posiada uzasadnione powody do odlotu ich statkiem?
Krótko potem z Twierdzy wyjechały dwa samochody w barwach Magistratum: w każdym siedział jeden umundurowany i wyraźnie zdenerwowany regulator: tak przynajmniej wynikało z dyskretnej relacji funkcjonariusza Kinela z posterunku pod bramą, z którym Darnell przystanął na chwilę, by wspólnie wypalić papierosa. W każdym wozie siedział też jeden milczący obcoświatowiec – jeden samochód pomknął na tyle szybko, na ile pozwalała pogoda w stronę enklawy Astrophaticusu, drugi zaś do katedry. Wóz na blachach Eklezjarchii, który przywiózł wcześniej gości stał wciąż na wewnętrznym dziedzińcu prefektury, ze zgaszonym silnikiem i wyłączonymi lampami, rysując się złowieszczym kształtem w mroku deszczowej nocy.
Tak, pomyślał posępnie Darnell, tej nocy w Twierdzy działo się coś dziwnego; dziwnego nawet w obliczu pełnej grozy sytuacji w Sheaf. Funkcjonariusz podniósł spod parapetu swój laser, sprawdził odruchowo stan baterii, a potem pobiegł zgarbiony przez deszcz w kierunku kolejnej wieżyczki, spoglądając jednocześnie w stronę wyższych kondygnacji budowli. W nieczynnym na co dzień skrzydle prefektury zapalało się coraz więcej świateł, majaczących jasnymi plamami w ciemności nocy. |
|