Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Narbo, zespół Bravo, 23 martius 831.M41, godz. 12.38
Sylwan i Ravion błyskawicznie otrząsnęli się z wstrząsu, jakim był dla niego widok wypadającego na rampę duchownego. Podczas gdy kierowca doskoczył do krawędzi pomostu i zwlókł z niej za rękaw bezwładnego Constantine, Girwan odbezpieczył dwa zerwane z uprzęży granaty.
- Kto tam?! – krzyknął na całe gardło Sylwan, kucając obok duchownego, który runął w błoto niczym worek kartofli – Coście za jedni?!
- Krew dla Boga Krwi! – z wnętrza maszyny padł ochrypły, przepełniony nienawiścią okrzyk wywrzeszczany przez jakiegoś mężczyznę, najpewniej któregoś ze zdradzieckich regulatorów z konwoju wysłanego do Narbo przez komendanta Dregsa. Słysząc ten heretycki slogan Girwan wyszczerzył w wilczym grymasie zęby, cisnął jednocześnie granatami posyłając je wprost do wnętrza przedziału desantowego promu.
- Na ziemię! – krzyknął arystokrata padając płasko w błoto i przysłaniając głowę rękami na wypadek, gdyby w wahadłowcu wybuchło coś więcej niż tylko jego granaty. Sylwan poszedł momentalnie w ślady Scintillijczyka, chlapnął w grząską ziemię błyskawicznym ruchem rąk wciągając na siebie ciężkie ciało Constantine, które z racji rozmiarów i osobistego pancerza posłużyć mogło za doskonałą osłonę przed odłamkami.
Ładunki rozerwały się z głuchym odgłosem, szrapnele zastukały z hukiem w burty maszyny. Nim echo detonacji przebrzmiało do końca, Girwan DeVayne był już na nogach, sadząc wielkimi susami w górę rampy. Wnętrze przedziału pasażerskiego zasnute było kłębami dymu i strzępami materiału z rozdartych oparć foteli, ale kierując się słuchem zabójca natychmiast zlokalizował jednego z regulatorów, kaszlącego spazmatycznie w głębi kabiny.
Krwawiący z głębokich ran w brzuchu funkcjonariusz z trudem podniósł głowę na widok górującej ponad nim postaci, sięgnął nieporadnie po leżący obok siebie laser. Girwan strzelił mu w skroń, przeładował błyskawicznie swój karabin, wypalił w głowę zwiniętego w kłębek drugiego regulatora. Upewniwszy się, że w maszynie nie ma nikogo więcej, agent wybiegł z wahadłowca zeskakując z rampy i lądując tuż obok obmacującego Constantine Sylwana.
- Co z nim? – syknął Girwan wprowadzając do komory karabinu kolejny pocisk – Nie żyje?
- Gorzej – pokiwał głową Sylwan, szczerząc jednocześnie zęby w posępnym uśmiechu – Oddycha. Imperator musi tego wariata kochać, naprawdę. Koszulka wytrzymała impet trafień, ale głowa była słabsza. Przypierdzielił w ten podnośnik tak mocno, że chyba nie skończy się tylko na wstrząsie mózgu. Próbowałem go cucić, ale nic nie pomaga. Rozwaliłeś wszystkich?
- Tak, dwóch. Regulatorzy Magistratum – odpowiedział mściwym tonem DeVayne – Już nam nie zaszkodzą. Co robimy? |
|