Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Narbo, zespół Alpha, 23 martius 831.M41, godz. 12.34
- Na zewnątrz! – wrzasnęła na całe gardło Kara – Wychodzimy na zewnątrz!
Dziewczyna wystrzelała do końca magazynek w jednym Hecuterze, cisnęła pustym automatem pod nogi, złapała wolną ręką za wiszący przy pasie boltowy pistolet. Stębnowani kulami i wiązkami energii regulatorzy padali jeden po drugim, brocząc krwią, nieruchomiejąc wewnątrz swych kręgów. Pole siłowe chroniące arcybiskupa Dularka rozbłyskiwało rażącym blaskiem za każdym razem, kiedy trafiały w nie jakieś pociski, ale wbrew posępnej determinacji Kary jego potencjał wciąż nie słabł, za każdym razem absorbując całkowicie kule.
Kapłan kultu Boga Krwi stał wyprostowany, z uniesionymi wysoko rękami, spoglądając na wycofujących się w stronę wrót imperialistów z grymasem tryumfu na ustach.
- Krew wiernych rozlana rękami czcicieli żywego trupa! – krzyknął donośnie, ponad hukiem wystrzałów, z wyrazem głębokiej ekstazy na twarzy – Dziewięciu odeszło w nieśmiertelność, trzystu odejdzie! Gdy ich krew zostanie utoczona, powstanie Ten, Którego Imię Zostało Zapomniane! Przed nim stąpa Zgroza, za nim nadciąga Trwoga! Dopełnia się się ofiara z wiernych złożona przez innowierców! Krew dla Boga Krwi, czaszki na Tron Czaszek!
Żołnierz z Armageddonem wypchnął na zewnątrz silosu Raviona, sam przeskoczył za próg pomieszczenia. Dwaj pozostali osłaniali cofające się agentki strzałami w laserów, mierząc już tylko w Eduarda Dularka, wszyscy pozostali heretycy w silosie już nie żyli lub dogorywali – na oczach struchlałej Sepheryjki jeden ze śmiertelnie rannych funkcjonariuszy Magistratum, noszący na mundurze naszywki proktora, trzęsącą się ręką przystawił laser do skroni i przestrzelił sobie czaszkę.
- Asper Dwa! – w eterze zabrzmiał nagle podniesiony głos pilota, dzwoniący desperacką nutą, której wcześniej nikt w tonie lotnika nie zauważył – Wychodzą! Wychodzą na zewnątrz!
Dwaj marynarze ostrzeliwali się zza uchylonych drzwi silosu, Kara przebiegła obok nich wyskakując w ulewny deszcz, posyłając na pożeganie w stronę arcyheretyka boltowy pocisk, który zdetonował na osłonie generowanej przez splugawiony rosarius.
- Zdychaj, pomiocie Chaosu – sarknęła z nieopisaną wręcz nienawiścią w głosie Lyra, zatrzymując się na ułamek chwili w progu spichlerza, łapiąc w obie dłonie odłamkowe granaty i pstryknięciami palców wyrywając z nich zawleczki. Ciśnięte silnie ładunki poleciały wprost pod nogi uśmiechającego się diabolicznie arcybiskupa.
Nie czekając na detonacje Sepheryjka wysadziła wielkim susem za próg, wpadając na plecy stojącej w strugach deszczu Kary. Lyra uśmiechnęła się szeroko, mściwie, a zarazem z ogromną ulgą. Na przekór wszystkiemu cała szóstka wydostała się z będącego miejscem odrażającej ceremonii silosu bez szwanku i chociaż śmierć Mira napawała dziewczynę głębokim smutkiem, Sepheryjka przekonana była, że odbierając mu własnoręcznie życie uratowała nieśmiertelną duszę legata przed wieczystym potępieniem.
Za jej plecami huknęły donośnie obydwa granaty, ale akolitka nawet nie zarejestrowała słuchem tego odgłosu, porażona znienacka paraliżem, który odebrał jej władzę w nogach.
Przed swą śmiercią Duch nadał z dzwonnicy kościoła ostrzeżenie mówiące o czterech setkach przebywających w Narbo heretyków. Lyra nie miała pojęcia, ilu rebeliantów starło przy wyłomie z członkami grupy szturmowej, ale dokonując chaotycznych obliczeń w myślach uznała, że nie było ich więcej jak osiemdziesięciu; że w sumie w walkach o Narbo zginęło około setki heretyków.
Pozostałych trzystu stało na szerokiej ulicy sąsiadującej z wejściem do silosu, ciasnym zwartym półkręgiem ludzkich ciał wypełniając przestrzeń pomiędzy budynkami, spoglądając na przemoczonych deszczem imperialistów w całkowitym milczeniu.
Mężczyźni i kobiety, nastolatkowie i starcy, gdzieniegdzie dzieci.
W ich rękach lśniły mokrą stalą żniwiarskie sierpy, rzeźnickie topory, widły i piły.
- Wychodzą na zewnątrz! – powtórzył swe spóźnione ostrzeżenie pilot, krzyczący donośnie w eterze – Z wszystkich domów w centrum osady! Cały czas się tam ukrywali!
Dziewięciu odeszło w nieśmiertelność, trzystu odejdzie! Gdy ich krew zostanie utoczona, powstanie Ten, Którego Imię Zostało Zapomniane!
Pozornie bezsensowne słowa wypowiedziane z religijną emfazą przez arcybiskupa Dularka nabrały znienacka przerażającego wymiaru, dławiąc swym lodowatym uściskiem gardła agentów Ordo, wprawiając struchlałe serca w paniczne trzepotanie. |
|