Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Narbo, Aster Dwa, 23 martius 831.M41, godz. 12.31
Pilot wahadłowca był doświadczonym lotnikiem mającym na koncie kilkadziesiąt samodzielnych akcji bojowych i kilkaset asyst w dużej formacji taktycznej. Potrafił działać na własną rękę, analizować poziom zagrożenia i dobierać odpowiednią taktykę w zależności od sytuacji.
Nadane przez agentów sekcji Bravo rozkazy zupełnie zbiły go z tropu, ale mężczyzna nie przywykł do kwestionowania poleceń wydawanych przez nominalnych dowódców. Gdyby otrzymał wolną rękę, zaatakowałby bez wahania gromadę blisko sześćdziesięciu heretyków szarżujących równoległą ulicą w stronę ogrodzenia, oddzielonych od wyłomu ścianami jednego zaledwie budynku.
Palec pilota wcisnął niejako mechanicznie spust wyrzutni, posyłając dwa pociski burzące prosto w ścianę większego od innych budynku mieszkalnego usytuowanego bliżej środka osady. Nim automatyczne podajniki przesunęły do luf wyrzutni rakiety o głowicach odłamkowych, do świadomości pilota dotarł sens nowego rozkazu wykrzyczanego przez kleryka Ordo. Rzucona w ciasny łuk maszyna zmieniła gwałtownie wektor lotu, przed jej nosem pojawił się znienacka kształt narbońskiego kościoła.
Kiedy cztery rakietowe pociski pomknęły w stronę podmurowanego co prawda, ale w większości wzniesionego z drewna sanktuarium, obrotowa wieżyczka wisząca pod kokpitem promu zaczęła sypać morderczymi promieniami turbolaserów tnąc ciała ostrzeliwujących się wciąż z poziomu ogrodzenia heretyków, zmieniając wierzch wału w istną strefę śmierci, w której po dwóch sekundach nie pozostał już żaden żywy człowiek.
Dwie rakiety rozsadziły kopułę kościoła ciskając wysoko w deszczowe niebo szczątki dachu, trzecia rozerwała się we wnętrzu nawy siejąc zniszczenie w środku budowli i doprowadzając do spektakularnego zawalenia się ścian nośnych świątyni.
Czwarta uderzyła w połowie wysokości kamiennej dzwonnicy, druzgocząc i rozbijając w pył blisko dwumetrowej wysokości fragment wieży. Pozbawiona oparcia, górna część dzwonnicy runęła w dół z ogłuszającym łoskotem, a wielkie kamienne bryły zawaliły pod wpływem swego ciężaru sąsiadujący z kościołem dom.
Wahadłowiec przemknął z rykiem silników ponad Domem Zgromadzeń, lufy turbolaserów obracały się we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu celu.
Od chwili wydania rozkazu przez Girwana upłynęło zaledwie sześć sekund, ale pilot promu miał wrażenie, że walczy od dobrego kwadransa.
I wtedy jego podekscytowany bojową gorączką umysł pojął nagle prawdziwe znaczenie nielogicznego polecenia agenta: grupa szturmowa skazała się z premedytacją na śmierć! Niczym bohaterowie niezliczonych imperialnych legend, niczym święci i męczennicy Ordo, członkowie zespołu Bravo z rozmysłem zignorowali przewyższającą ich czterokrotnie liczebnością grupę heretyków wyznaczając lotnikowi zupełnie inny cel, którego eliminacja miała zapewnić powodzenie akcji sekcji infiltratorów!
- Chwała prawdziwym synom Imperium! - krzyknął w eter pilot, porażony znienacka niemalże religijną emfazą - Chwała i gloria! |
|