Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Narbo, zespół Bravo, 23 martius 831.M41, godz. 12.24
Na wałach osady pojawili się liczni obrońcy, strzelający na oślep między łany zboża, prowadząc ostrzał zarówno z laserów jak i przestarzałych kulomiotów. Członkowie grupy szturmowej odpowiadali ogniem ze swoich karabinów, na rozkaz duchownego cisnęli też dymnymi granatami stawiając w różnych miejscach zasłonę, ale wpadające pod wodę pojemniki bardzo kiepsko kopciły.
Dwa granatniki zaczęły miotać ładunkami miotającymi, ale dystans dzielący atakujących od ogrodzenia był zbyt duży, by pociski do niego dotarły, toteż granaty rwały się z głuchym hukiem na przedpolu Narbo, wyrzucając w powietrze słupy spienionej wody i błota.
- Do przodu! - krzyknął Constantine wymachując swoim rewolwerem - Śmierć heretykom! Śmierć czcicielom fałszywych bożków!
Żołnierze posuwali się do przodu parami, ubezpieczając się wzajemnie, prowadząc ogień w ruchu. Krechy laserowej energii rozpalały powietrze, wszędzie wokół świszczały kule. Gdzieś w tyle krzyczał przeraźliwie jakiś ranny imperialista, kątem oka kleryk zauważył innego żołnierza Ordo, przewracającego się nagle z cichym stęknięciem w zboże.
Komunikator duchownego popiskiwał rytmicznie. Na linii czekała Kara.
- Przycisnęli nas ogniem! - krzyknął w eter Constantine - Przewyższają nas co najmniej dwukrotnie liczebnością, mają parunastu gości z laserami! Stawiamy zasłonę dym...
Jakaś zbłąkana kula świsnęła w powietrzu trafiając duchownego prosto w głowę. Constantine przerwał w pół słowa, zwalił się w wodę niczym rażony kowalskim młotem. Widząc to Girwan zerwał się z klęczek, ale wyprzedził go Sylwan, na czworakach przemykający w stronę leżącego bez ruchu kleryka, znieruchomiałego z twarzą pod taflą spienionej wody.
- Constantine, Constantine! - w słuchawkach Scintillijczyka rozległo się posykiwanie zabójczyni - Odezwij się!
- Girwan! - rzucił w eter zdyszanym głosem - Constantine oberwał, nie wiem jak ciężko! - agent przyłożył do ramienia broń, strzelił kilkakrotnie w stronę odległego ogrodzenia - Sylwan do niego pobiegł! Zaczynamy tracić ludzi!
- Ściągnijcie prom! - nie wytrzymała Kara - Przecież nie będziemy go kisić w rezerwie bez końca! Niech pociągnie rakietami po ogrodzeniu, to wam zrobi wyłom i przyciśnie tamtych do ziemi!
DeVayne nic nie odrzekł, ponownie wystrzelił w stronę wału, nawet się specjalnie nie przykładając do celowania. W jego opinii zadaniem grupy szturmowej było przecież odciągnięcie uwagi obrońców od infiltratorów, nie otwarty szturm na prowizoryczne fortyfikacje heretyków.
Sylwan przypadł do Constantine, przewrócił go na plecy, wyciągnął z wody. Krew ciekła z płytkiej rany ciągnącej się wzdłuż boku czaszki duchownego nad lewym uchem. Sylwan myślał w pierwszej chwili, że heretycka kula przestrzeliła czaszkę kleryka na wylot, ale opłukawszy ranę wodą agent odetchnął z głęboką ulgą, potem zaś zaczął okładać Constantine po policzkach wierzchem dłoni.
Duchowny jęknął, otworzył oczy, przewrócił nimi dwa razy.
- Co jest?! - wykrztusił, plując wodą i prychając - Co się dzieje?!
- Drasnęła cię kula! - odkrzyknął ponad trzaskiem laserów Sylwan - Nic groźnego, ale straciłeś na chwilę przytomność!
- Tak nie wolno! - duchowny zawył z dziką frustracją - Nie teraz! Imperator mnie kocha, Imperator mnie strzeże! Czaszki błogosławionego męża nie przebije żadna heretycka kula!
Kapłan padł na kolana macając rękami w wodzie wokół siebie, odnalazł upuszczony rewolwer, poderwał się z klęczek.
- Za mną, dzieci Złotego Tronu! - ryknął na całe gardło rzucając się do ataku. |
|