Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Sheaf, wahadłowiec, 23 martius 831.M41, godz. 12.00
Constantine osobiście poprowadził zrzut grupy szturmowej. Duchowny prezentował się olśniewająco w swych szatach Ministorum ozdobionych grubym złotym łańcuchem, z ciężkim rewolwerem w dłoni i pieśnią na ustach. Śpiewał Psalm Lotyrański, sławiący męstwo prawych imperialistów gotowych oddać bez wahanie życie dla chwały Złotego Tronu. Przygotowani do skoku żołnierze Ordo dołączyli do kleryka znający widać słowa psalmu, wnętrze promu wypełniły znienacka dźwięczny chór męskich głosów, twardym tonem deklarujących głębię swej wiary i gotowość do najwyższego poświęcenia.
Sylwan i Girwan wymienili między sobą spojrzenia, po części poruszeni słusznym fanatyzmem żołnierzy, po części ujęci ich wiarą. Takich ludzi warto było mieć u swego boku... a jeszcze lepiej między sobą, a nieprzyjacielem, pomyślał natychmiast Sylwan.
Za plecami pary znajdujących się w tyle agentów stał jeden z pilotów promu: wysoki mężczyzna w lotniczym hełmie z podniesioną przyłbicą, odsłaniającą pociągłą twarz i żywe bystre oczy oraz chromowane gniazda czipowe na skroniach. Pilot miał na sobie lotniczy kombinezon, ale na wierzchu nosił założoną naprędce kamizelkę przeciwodłamkową, w ręku zaś trzymał laserowy karabinek identyczny z tym, który dostał wcześniej Sylwan.
- Trzymaj się blisko nas - polecił mu Girwan - Wykonuj co do joty polecenia, a wyjdziesz z tego z głową i może jeszcze pochwałą.
- Głowa wystarczy, sir - odpowiedział chłodno pilot, wypowiadając słowa w pozbawiony większych emocji sposób. Girwan przypomniał sobie z lekkim dreszczem, że mężczyzna musiał się wywodzić z etnicznego personelu Ordo Hereticus, od dzieciństwa wychowywanego w jednym tylko celu: służeniu Świętemu Oficjum. Zabójca słyszał nawet plotki, że wielu żołnierzy i pilotów Ordo posiadało wszczepione w czaszki miniaturowe ładunki wybuchowe mające w momencie skorumpowania nosicieli przez moc Osnowy dokonać samoczynnej detonacji, zanim nieszczęśnicy zdołaliby się zwrócić przeciwko swym przełożonym i towarzyszom.
- Doskonale. Jak się nazywasz?
- Pilot drugiej klasy Szczeżucha, sir - odparł lotnik spoglądając na DeVayne zimnym wzrokiem. Sylwan zwalczył w sobie chęć zadania ironicznego pytania, skąd wywodzili się ludzie o tak barbarzyńskich nazwiskach, ugryzł się w język dostrzegając stającego na krawędzi rampy Constantine.
- Bóg-Imperator strzeże! Bóg-Imperator widzi i ocenia nasze uczynki! Prawi i wierni zostaną wyniesieni ponad wszystkich, albowiem oddawszy za Tron swe życie będą zasiadać po Jego prawicy!
Wchodzący w skład grupy szturmowej mężczyźni zaczęli skakać z rampy w ślad za duchownym, w szybkim zorganizowanym rytmie, po lądowaniu w wodzie natychmiast rozpraszając się na boki i wspinając się w górę błotnistych wzniesień ku ich grzbietowi, skrywającemu za sobą panoramę Narbo.
Sylwan zaklął pod nosem, bo wpadając do wody omal nie skręcił sobie kostki. Brnący przez błoto Girwan spojrzał na towarzysza pytająco, toteż Sylwan czym prędzej kiwnął mu uspokajającym gestem ręką, dając do zrozumienia, że zaraz dołączy do reszty grupy.
Prom zakręcił w miejscu, wizg jego sekcji napędowej przybrał na mocy. Maszyna przeleciała nad głową Sylwana omal nie przewracając go podmuchem, pomknęła dalej muskając brzuchem wierzchołki drzew.
Girwan DeVayne dobrnął na szczyt wzniesienia, ostatnie dziesięć metrów pokonując na czworakach, bo stromizna zbocza uniemożliwiała normalne poruszanie się. Constantine parsknął pozbawionym wesołości śmiechem na widok wytwornego zazwyczaj arystokraty, ubłoconego teraz w niemiłosierny sposób.
- Jak wygląda sytuacja? - zapytał Girwan przesuwając jednocześnie wzrokiem po linii żołnierzy Ordo leżących płasko na brzuchach wśród kęp krzaków i mierzących z laserów w odległe o prawie dwa kilometry wały Narbo.
- Sytuacja wygląda nieciekawie - przyznał duchowny - Odkryte pole, stoi co prawda zboże, ale to żadna osłona. Przy tym deszczu pewnie podejdziemy na kilometr, może pięćset metrów, to w mojej opinii góra. Tamci musieli namierzyć punkty zrzutu, pewnie wystawili już na wałach sześć czujek tylko pod tym kątem.
- Strzelanie stąd byłoby całkowitym bezsensem - przyznał Sylwan, który dołączył w końcu do pozostałych dwóch agentów. Pilot kucał w błocie tuż za jego plecami, z gotowym do użycia laserem w rękach - Skradamy się na kilometr i pozorujemy atak czy podchodzimy cichaczem jeszcze bliżej? Nie, żebym miał cykora albo nie chciał polec w glorii i chwale dla sprawy Tronu, ale sądzę, że żywy przez najbliższe dwadzieścia lat mogę zdziałać znacznie więcej dla Imperatora niż kończąc z kulą w głowie na tym zasranym polu. |
|