Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Sheaf, wahadłowiec, 23 martius 831.M41, godz. 11.55
Prom zawisnął tuż nad powierzchnią ziemi, rozbryzgując podmuchem turbin sięgającą kolan czerwoną wodę. Kiedy tylko rampa przedziału desantowego opadła w dół zakotwiczona na hydraulicznych siłownikach, Lyra wyskoczyła na jej krawędź, przytrzymując się ręką za duży uchwyt nad swą głową i tocząc wokół czujnym wzrokiem.
Wahadłowiec wisiał przy linii niewielkich wzniesień, ostatniej naturalnej przeszkodzie położonej pomiędzy otoczonym uprawnymi polami Narbo i pościgiem Ordo. Chociaż deszcz padał ustawicznie, widoczność nie była aż tak kiepska, by ewentualne warty na wałach osady nie spostrzegły nadlatującego ich pobliże obiektu, toteż agenci wyznaczyli naprędce sześć stref zrzutu usytuowanych wokół Narbo, w takich miejscach, gdzie żaden obserwator nie mógł dostrzec opuszczających wahadłowiec ludzi.
Cztery z tych punktów były pozorowane, wahadłowiec miał nad nimi wisieć wyłącznie w celu wprowadzenia heretyków w błąd.
- Ruszamy! - krzyknęła Lyra uginając nogi w kolanach i skacząc w dół z rampy promu. Od powierzchni wody dzieliły ją raptem dwa metry, ale wysokość ta wystarczyła w zupełności, by dziewczyna wbiła się pod wpływem własnego ciężaru po kolana w muł.
Tuż obok w wodę chlapnęła z donośnym pluskiem Kara, dzierżąca oburącz swoje Hecutery i mamrocząca pod nosem stłumione przekleństwa.
Trzej żołnierze ochrony zeskoczyli w doskonałym zgraniu, natychmiast po odzyskaniu równowagi wspinając się na śliskie zbocze porośniętego karłowatymi drzewkami wzniesienia.
- Ravion, teraz! - krzyknęła Lyra zadzierając w górę głowę i ponaglając psionika ruchem ręki. Solomonita spojrzał na nią z wyrazem skrajnego niezdecydowania na twarzy, przełknął ślinę, ścisnął mocniej wręczonego mu chwilę wcześniej przez Karę Armageddona - Skacz, do cholery!
Mentat runął nieporadnie z krawędzi rampy, plasnął w wodę omal się przy tym nie przewracając - w ostatniej chwili podtrzymała go stojąca obok Kara.
- Spadajcie! - rzuciła do komunikatora Sepehryjka. Pilot promu wykonał polecenie w tej samej sekundzie, pchnął przepustnicę maszyny mknąc na pozornie samobójczym pułapie w stronę następnego punktu zrzutu, położonego pół kilometra dalej i pełniącego rolę pozoratora.
Lyra odczekała, aż wahadłowiec zniknie za grzbietem wzniesienia, dopiero wtedy ruszyła na szczyt pagórka zabezpieczony już przez trzech żołnierzy. Przyklęknęła tuż obok najbliższego z nich, przycisnęła bok do mokrego drzewa. Za plecami słyszała odgłosy wspinających się w górę Raviona i Kary.
- Czysto? - zapytała ściszonym głosem.
- Tak, ma'am - odpowiedział żołnierz wskazując jednocześnie ręką odległe o półtora kilometra wały osady - Mamy przed sobą odkrytą przestrzeń. Nie będzie się łatwo prześlizgnąć.
- Widzę, widzę - mruknęła Sepheryjka lustrując wzrokiem szeroki pas uprawnej ziemi oddzielający pagórki od peryferiów Narbo. Nigdzie nie dostrzegała żadnej osłony mogącej zapewnić kryjówkę w drodze przez pola, jedynie pozostawione samemu sobie zboże, w większości połamane i powalone deszczem, gnijące w sięgającej kolan wodzie, mogło zasłonić infiltratorów w szczątkowym stopniu przed wzrokiem strażników - ale źdźbła zboża nie potrafiły zatrzymać kuli.
- Co jest? - zapytała Kara kucając obok Lyry - O, cholera.
- Właśnie, cholera - przytaknęła ruchem głowy Sepheryjka - Półtora kilometra na brzuchach, w wodzie po uszy i pewnie jak na patelni, jeśli ktoś po tej stronie zorientuje się, że pełzniemy. Dwudziestu ludzi na wale z bronią palną i to pole stanie się naszym grobem.
- Nie było lepszego punktu do lądowania? - skrzywiła usta zabójczyni, ignorując spoglądającego na nią niespokojnie Raviona. Psionik wydawał się poruszony perspektywą rychłej walki na śmierć i życie i chociaż Lyra wiedziała, że był bezprzykładnie oddanym członkiem komórki, jego wcześniejsze życie nie obfitowało w aż tak dramatyczne przeżycia.
- Nie - skomentowała pytanie Kary - Wszędzie naokoło Narbo jest to samo, pas pól. Że też nie możemy zaczekać do nocy, niech to szlag!
- Pewnie, że możemy - skrzywiła się cierpko Kara - Co najwyżej szlag trafi Mira, nic więcej. Ale podejście do wału to będzie faktycznie rzeźna. Już mi żal drugiej ekipy. Nas jest sześcioro, ich będzie szesnastu, dwa razy większe ryzyko, że zostaną odkryci.
- Czekamy, aż druga grupa ściągnie na siebie ogień, ma'am? - zapytał wprost klęczący obok Sepheryjki żołnierz.
- Tak - odpowiedziała Lyra doceniając w duchu szczerość tego pytania. Mężczyzna mógł użyć formy "ściągnie na siebie uwagę", ale był zawodowcem i nie bawił się w zbyteczne słowne gry. Agentka zakładała, że heretycy mieli jakiś namiernik mogący monitorować ruchy promu i że poznali już koordynaty części punktów zrzutowych, a tym samym wystawili w ich pobliżu obserwatorów, ale miała nadzieję, że kiedy grupa szturmowa zaabsorbuje ich uwagę, uznają wszystkie pozostałe pięć zrzutów za pozorowane i skupią się przede wszystkim na obronie otwarcie zagrożonej części umocnień.
Tak, pomyślała Lyra, nikt nie powiedział tego wprost, ale istniało bardzo wysokie ryzyko, że nacierająca poprzez podmokłe pole grupa szturmowa zostanie wystrzelana do ostatniego człowieka na dzielącym ją od wału dystansie półtora kilometra. |
|