Wysłany: Nie 18:08, 21 Wrz 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sibellus – na pokładzie aerodyny, 440.830.M41, godz. 3.15
Lyra oparła się wygodniej w fotelu aerodyny, poprawiła uciskający ciało pas bezpieczeństwa. Siedzący po przeciwnej stronie przejścia Thorn zerknął na nią z ukosa, więc przybrała pewną siebie minę, za wszelką cenę nie chcąc okazywać słabości. Dwumiesięczna rekonwalescencja nie usunęła do końca śladów pozostawionych przez niemal śmiertelne obrażenia, a skomplikowane chirurgiczne operacje zakończyły się jedynie połowicznym sukcesem. Łowczyni szybko ulegała zmęczeniu, a kiedy traciła dech, nękał ją uporczywy suchy kaszel, który zdawał się rozdzierać przenikliwym bólem piersi. Medycy w szpitalu Inkwizycji w Trójrożcu zmuszeni byli usunąć dziewczynie fragment płuca, przez co jej organizm nie otrzymywał w chwilach wzmożonego wysiłku odpowiedniej dawki tlenu i szybko się męczył.
Pozostali członkowie komórki wiedzieli o konsekwencjach nieudanej operacji, ale starannie tego tematu unikali wiedząc, że rozmowa taka sprawiała Lyrze niebywałą przykrość – Sepheryjka była wcześniej bardzo dumna ze swojej sprawności fizycznej i teraz za wszelką cenę próbowała udawać, że nic się w tej kwestii nie zmieniło.
- Minuta do lądowania – w głośniku zatrzeszczał głos pilota. Aerodyna zmieniła kurs, zaczęła też obniżać pułap. Uciekając wzrokiem przed oczami Thorna, Lyra zaczęła przyglądać się dyskretnie dwójce nowych towarzyszy: Karze i Girwanowi. Oboje zjawili się w fortecy tydzień wcześniej, zajmując dwa wolne jednoosobowe pokoiki w wieży zajmowanej przez zespół Sanda i ograniczając kontakty z współlokatorami do wyważonych rozmów przy posiłkach. Thorn nie omieszkał zauważyć, że relacje pomiędzy nimi samymi również nie należały do specjalnie wylewnych. Oboje sprawiali wrażenie ludzi nieufnych i podejrzliwych, wolących wpierw poobserwować swych nowych towarzyszy służby, wyciągnąć odpowiednie wnioski, a dopiero potem zawiązywać bliższe znajomości.
Podczas skąpych konwersacji przy stole Lyra spostrzegła, że Kara Janderic posługuje się znajomym dla niej slangiem, co prawda ewidentnie nie-sepheryjskim, ale mogącym zdradzić wtajemniczonej osobie pochodzenie dziewczyny – czarnowłosa piękność o zaciętej twarzy i twardych oczach musiała się urodzić i wychować na górniczym świecie; zbyt często mimowolnie używała specyficznej terminologii, która pozwalała Lyrze podejrzewać, że Kara pochodzi z Luggdum.
Girwan DeVayne mówił dla odmiany nieskazitelnym scintillijskim dialektem sfer wyższych, doskonale pasującym do jego orlego nosa, wysokiego czoła, oczu o inteligentnych iskierkach oraz aroganckiego uśmieszku kryjącego się cały czas w kącikach ust. Lyra z miejsca poczuła niechęć do rodowitego Scintillijczyka, bo zbytnio jej się kojarzył z sepheryjskimi baronami węglowymi, panami życia i śmierci na macierzystej planecie Lyry.
Aerodyna usiadła z łoskotem na twardym podłożu, jej rotory zaczęły cichnąć z jękliwym dźwiękiem wieszczącym wyłączenie napędu. Pasażerowie odpięli pasy, kiedy lampa na ścianie kokpitu zmieniła kolor na zielony, zaczekali, aż drugi pilot otworzy za pomocą przycisku przesuwny boczny właz, po czym opuścili maszynę.
Lyra wciągnęła w płuca zimne nocne powietrze, przesycone smakiem wszechobecnego smogu, potem rozejrzała się wokół. Nieoznakowana aerodyna wylądowała na wielkiej platformie otoczonej masywnymi budowlami o piramidalnym kształcie, o schodkowych ścianach zdobionych rzędami marmurowych posągów przedstawiających postacie świętych i męczenników Imperium.
- Grobowce – oświadczył Thorn rozglądając się wokół – To jeden z dystryktów cmentarnych, ale nie jestem pewien, który...
- Pewnie zaraz się dowiesz – powiedział Girwan, pokazując ukrytym w rękawiczce palcem prawej dłoni na grupę zbliżających się do aerodyny ludzi. Do świtu pozostawała jeszcze godzina z okładem i platforma pogrążona była w ciemnościach nocy, ale wielkie pochodnie dzierżone w rękach kamiennych posągów oraz marmurowe wieczne znicze rozstawione w rogach dziedzińca rozpraszały mrok dostatecznie mocno, by akolici dostrzegli dziesiątki kręcących się po platformie ludzi i parkujące w pozornym chaosie aerodyny w barwach sił porządkowych Magistratum.
Grupie kilku osób w mundurach przewodziło dwóch mężczyzn, ubranych w dziwaczne zdaniem Lyry stroje, o jasnym kolorze, wysokich kołnierzach i powłóczystych rękawach skrywających dłonie. Obaj mieli na głowach strzeliste kapelusze z przeźroczystymi kremowymi woalami, w rękach zaś dzierżyli misternie kute metalowe laski z zawieszonymi u szczytu lampionami.
- Straż Nekropolitalna – szepnął szybko Thorn – Opiekunowie Umarłych. Ukłońcie się lekko i nic nie mówcie, póki oni nie odezwą się pierwsi.
Prowadzona przez Nekropolitów grupa dotarła do przybyszów, zatrzymała się tuż przy aerodynie. Agenci zauważyli, że znajdujący się nieco w tyle mężczyźni mieli uniformy regulatorów. Wszyscy wyglądali na wyraźnie zmartwionych, chociaż bez wątpienia próbowali to ukrywać.
- Witajcie w Dominium Dusz – powiedział starszy z Nekropolitów, szorstkim ochrypłym głosem człowieka, który nieczęsto ma sposobność używać mowy – Podążajcie za mną, czcigodny Varris was oczekuje.
Regulatorzy pozostali przy aerodynie, najwyraźniej pilnując maszyny. Akolici dociągnęli swe płaszcze, bo noc była nad wyraz zimna, po czym udali się w milczeniu za parą kroczących dostojnie Nekropolitów. Lyra zachodziła w głowę, cóż takiego sprawiło, że Varris przypomniał sobie znienacka o istnieniu rezydentujących w stolicy agentów Sanda.
Wezwanie nadeszło pół godziny wcześniej. Wyrwani ze snu akolici ubrali się pośród ponagleń zakapturzonych adeptów nie mając pojęcia, co się dzieje i podejrzewając najgorsze, chociaż ich obawy zelżały nieco na wieść o tym, że mają zabrać wyłącznie cywilne okrycia oraz broń krótką. Aerodyna już czekała na jednym z kilkudziesięciu mniejszych lądowisk porozrzucanych na dachach fortecy, rozgrzewając silniki pod czujnym okiem grupy żołnierzy Inkwizycji w ciemnoczerwonych pancerzach osobistych, burgundowych płaszczach i pełnotwarzowych hełmach.
Lyra spodziewała się po tym nagłym wezwaniu wszystkiego, lecz kiedy trzydzieści minut później nieoznakowana maszyna wylądowała wśród grobowców scintillijskiej arystokracji, dziewczynę przeszedł dziwny dreszcz lęku i ekscytacji zarazem. Liczna obecność funkcjonariuszy Magistratum dowodziła jawnie tego, że w miejscu wiecznego spoczynku tutejszych elit doszło do przestępstwa, ale zdezorientowana Sepheryjka nie miała pojęcia, jaka zbrodnia popełniona w Dominium Dusz mogła zwrócić na siebie uwagę scintillijskiego Officio Planetia. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Pon 14:30, 22 Wrz 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sibellus – dystrykt cmentarny, 440.830.M41, godz. 3.25
Dwaj milczący Nekropolici poprowadzili piątkę gości po szerokich kamiennych schodach przecinających ukośną ścianę najbliższej piramidy. Stąpający ostrożnie agenci mijali kunsztownie wykute w marmurze posągi wielkich świętych i męczenników Imperium, spoglądających w dal swymi nieruchomymi oczami i dzierżących masywne żelazne pochodnie, w których płonął wieczny ogień. Thorn i Girwan nie wydawali się zbytnio poruszeni niesamowitą atmosferą cmentarnego miasta, bo bywali już wcześniej w miejskich grobowcach za sprawą religijnych obrzędów, za to Mir, Lyra i Kara z najwyższym trudem panowali nad swymi emocjami. Wszyscy troje pochodzili z zacofanych światów, gdzie zwykli śmiertelnicy byli po śmierci składani w pobłogosławionej ziemi, a miejsce pochówku znaczyły zazwyczaj proste nagrobki ulegające z biegiem czasu szybkiej erozji.
Zamożni Scintillijczycy, wierzący w więź łączącą ich z duchami przodków za pośrednictwem szczątków doczesnych protoplastów, nie szczędzili rodowych fortun na zabiegi mumifikacyjne oraz wystawne pochówki w kosztujących krocie arystokratycznych kryptach na wielu poziomach Sibellusa. W tych właśnie miniaturowych cmentarnych miastach Opiekunowie Umarłych pełnili wieczną straż przy grobach najznamienitszych mieszkańców stolicy, dbając o to, by nikt nie naruszał ich spokoju, a wieczny ogień płonął bez końca odstraszając złe duchy. Potomkowie złożonych w kryptach arystokratów przybywali do piramidalnych grobowców kilka razy w roku, odprawiając liturgiczne obrzędy i prosząc duchy przodków o wstawiennictwo w swych intencjach u Boga-Imperatora.
Cała grupa przystanęła przed jednym z wejść do piramidy, wiodących do wnętrza każdego poziomu grobowca. Lyra zadarła głowę i oszacowała w myślach, że od szczytu budowli dzielił ją jeszcze dobry kwadrans forsownego marszu. Rzut okiem przez ramię pozwolił stwierdzić, że wiedziony przez Opiekunów zespół wspiął się po stopniach dobre trzysta metrów ponad poziom pogrążonego w półmroku wewnętrznego dziedzińca nekropolii.
Lyra żałowała, że nie było z nimi Cimbrii, bo chociaż albinoska miewała swoje humory i ostry język, Sepheryjka zdążyła się już przyzwyczaić do jej towarzystwa i czuła się w nim w miarę bezpiecznie. Lecz Cimbria pozostawała przez kilka ostatnich dni poza fortecą, razem z Thornem uczestnicząc w okrytych dyskrecją zajęciach w pobliskiej prefekturze Arbites. Oboje załatwili sobie te kursy dzięki pomocy inkwizytor Stane, a jej wsparcie najwyraźniej uwarunkowane było faktem, że zarówno Cimbria jak i Thorn należeli przed wstąpieniem w szeregi Ordo do formacji Adeptus Arbites. Lyra zdążyła zasłyszeć kilka plotek na temat Astrid Stane i wiedziała, że przed przeniesieniem do Ordo Hereticus inkwizytorka sama była arbitratorką – stąd brała się jej sympatia i pobłażliwość wobec akolitów o zbliżonym rodowodzie funkcyjnym. Lyra zazdrościła oboju towarzyszy takiego kontaktu z wpływową przedstawicielką Ordo, ale rozumiała zarazem wyjątkowość tego zaszczytu i fakt, że tylko Cimbria i Thorn z niego skorzystali. Cała komórka podlegała oficjalnie pod zwierzchnictwo odległego niczym sama Święta Ziemia lorda inkwizytora Zerbe, dowodzona zaś była przez śledczego Sanda. Odwieczna tradycja nakazywała innym inkwizytorom trzymanie się na dystans od „cudzych” akolitów i wyjątkiem od tej zasady były w zasadzie jedynie postępowania śledcze wszczynane przeciwko członkom świty innego inkwizytora, jeśli zachodziło podejrzenie, że mogli oni w jakikolwiek sposób działać na szkodę Świętego Officjum.
Astrid Stane naruszyła tę niepisaną zasadę, pozwalając sobie w geście kaprysu na niecodzienną formę mecenatu wobec Cimbrii i Thorna. Poczyniwszy parę jej tylko znanych uzgodnień z lordem marszałkiem Goremanem oraz lordem inkwizytorem Zerbe oznajmiła przejętym arbitratorom, że na czas pobytu w Trójrożcu zajmie się ich branżową edukacją. Oboje byli twardymi ludźmi, ale omal nie zemdleli słysząc wówczas jej słowa, Lyra była tego naocznym świadkiem. Lord marszałek Goreman był naczelnym zwierzchnikiem wszystkich Adeptus Arbites w sektorze Calixis, funkcjonariuszem w stopnia Arbitora Senioris i człowiekiem skupiającym w swych rękach niewiarygodną wręcz potęgę imperialnego wymiaru sprawiedliwości. Thorn i Cimbria bledli z wrażenia za każdym razem, kiedy próbowali sobie wyobrazić, że ich nazwiska zostały wymienione przed obliczem tego człowieka, w dodatku z rekomendacji inkwizytorki. Lyra sama nie potrafiła sobie do końca wyobrazić ogromu tego zaszczytu i rozumiała doskonale, dlaczego przejęta jak nigdy Cimbria sypiała tylko po dwie godziny dziennie, cały swój czas i energię poświęcając albo wizytom w prefekturze albo studiowaniu opasłych kodeksów Lex Imperialis. Para arbitratorów znalazła się w ułamku chwili pod niebywałą presją i czyniła wszystko, co tylko było w ich mocy, by nie zawieść pokładanego w nich zaufania Stane.
Nawet teraz, stojąc nieruchomo w cieniu wejścia do grobowca, Thorn sprawiał wrażenie nieobecnego myślami, zaprzątniętego sobie tylko znanymi sprawami. Scintillijczyk wzdrygnął się dostrzegalnie, kiedy metalowa laska trzymana przez starszego z Nekropolitów uderzyła z trzaskiem o kamienną posadzkę. Dostojnik popatrzył z dezaprobatą na dwóch pilnujących wejścia regulatorów, a zmierzeni jego surowym wzrokiem funkcjonariusze dosłownie skamienieli, na podobieństwo okolicznych posągów. Lyra wyczuwała wyraźnie emanujący od agentów Magistratum lęk, chociaż nie wiedziała, czy za emocje te należało winić enigmatycznych Opiekunów Umarłych czy też legitymującego się mandatem Inkwizycji Varrisa, bez wątpienia przebywającego gdzieś w głębi piramidy.
- Przed przekroczeniem progu musicie zdjąć obuwie – Nekropolita odwrócił się w stronę akolitów, przemawiając do nich swym niesamowitym szorstkim głosem – We wnęce po lewej stronie jest misa ze święconą wodą, obmyjcie nią symbolicznie swe stopy. Potem przejdziemy do korytarza w głębi, gdzie znajduje się mozaika przedstawiająca świętego Angevina. Tam musicie ucałować osadzony w czarnym kamieniu pierścień z rubinem, dopiero po tym obrządku wolno wam wejść do krypt. Mówię to wszystko już teraz, albowiem pomiędzy progiem grobowca, a kryptami należy zachować całkowite milczenie. Podążajcie za mną. |
|
Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Pon 18:02, 22 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wysłany: Pon 19:42, 22 Wrz 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sibellus – krypty, 440.830.M41, godz. 3.30
Podróż przez katakumby zrobiła na Lyrze ogromne wrażenie, bo surowe wnętrze cmentarnej piramidy wydawał się przesycać klimat dostojeństwa, spokoju oraz przemijającego życia. Akolici stąpali boso po zimnych marmurowych posadzkach mijając kolejne krypty, gdzie w wykutych w ścianach leżach spoczywały zmumifikowane szczątki stołecznej arystokracji. Każde zamknięte metalową płytą miejsce pochówku miało na swej wierzchniej stronie płaskorzeźbę przedstawiającą w najmniejszych detalach twarz zmarłego oraz metalową tabliczkę informującą o mianie, rodowodzie oraz chwalebnych życiowych dokonaniach rezydenta. Kiepsko radząca sobie z pismem Sepheryjka miała spore kłopoty z odczytaniem zawartości najbliższych mijanych tabliczek, bo grupa pozostawała w ciągłym ruchu, ale nie mogła się oprzeć wrażeniu, że niektóre mumie spoczywały w grobowcu od dziesiątek, jeśli nie setek lat.
- Oto Kryształowa Krypta – odezwał się znienacka starszy Nekropolita, po raz pierwszy od wejścia do piramidy - Czcigodny Proktor-Mortarius Varris czeka na was w środku. Zgodnie z jego życzeniem pozostaniemy na zewnątrz krypty, aby swą obecnością nie zakłócić waszej rozmowy.
Podziękowawszy Opiekunowi zdawkowymi ruchami głów agenci weszli przez łukowate, pozbawione drzwi wejście do środka rozległej sali, rozświetlonej umieszczonymi w rogach złotymi świecznikami o siedmiu ramionach. Medyceusz Varris – tym razem ewidentnie podszywający się pod patologa Adeptus Arbites – stał z założonymi za plecy rękami przy jednym z miejsc pochówku. Zamocowana w skrytce trumna, przesuwana na metalowych szynach, była wysunięta do połowy, tak by można było zajrzeć przez kryształową pokrywę do jej wnętrza.
Oprócz medyceusza przy trumnie stało jeszcze trzech mężczyzn. Dwóch z nich miało na sobie zielone uniformy regulatorów, trzeci nosił dziwną odmianę tego munduru w barwie ciemnego lazuru, z naszywkami, które rozpoznał jedynie Thorn. Na widok przybyszów cała czwórka przerwała ożywioną konwersację. Varris rzucił kilka słów, których akolici nie usłyszeli, regulatorzy zaś zasalutowali mu naprędce i wyszli z krypty mierząc mijanych agentów badawczym wzrokiem. Lyra poczuła lodowate ciarki, kiedy spoczęło na niej przenikliwe spojrzenie funkcjonariusza w niebieskim mundurze, zdające się przenikać ją na wylot i wdzierać się przez ułamek sekundy w najgłębsze pokłady świadomości.
- Trochę wam zeszło po drodze – oznajmił nieco cierpkim tonem medyceusz, kiedy regulatorzy zniknęli za arkadą wejścia. Akolici popatrzyli na siebie w milczeniu, bo nie wiedzieli, co właściwie odrzec; dotarli do krypt tak szybko jak to tylko było możliwe. Wniosek płynący z powitania był jeden, za to dość znaczący: Varris miał zły humor.
- Znam się z... z większością z was, więc przejdę do rzeczy. Spójrzcie proszę do środka tej wysuniętej trumny.
Lyra wciągnęła mimowolnie oddech, bo za przeźroczystą warstwą kryształu ujrzała spopielone, pokryte płatkami sadzy szczątki, które wyglądały tak jakby ktoś chwilę wcześniej spalił je za pomocą rozlanego po ciele mumii paliwa. Płomieniom oparła się częściowo czaszka, pozbawiona strawionych ogniem bandaży i szczerząca pożółkłe zęby. Kryształowa pokrywa trumny była od spodu trochę odbarwiona, ale pozostawała mimo wszystko względnie przejrzysta.
- Nie wygląda to zbyt ładnie – skomentował Varris – Ta skremowana niedawno mumia to Eedim Dalid, arystokrata należący do pomniejszego Domu stołecznej szlachty. Zmarł na atak serca sześć lat temu, podczas snu, i został zgodnie z życzeniem pochowany przez członków swej rodziny w tym właśnie dystrykcie. Zdążyłem już sprawdzić raport z autopsji przeprowadzonej tuż po śmierci i wynika z niego, że zgon spowodowany był naturalnymi okolicznościami. Pięć godzin temu, sześć lat z okładem po śmierci Dalida, w krypcie włączył się alarm przeciwpożarowy, ale Opiekunowi Umarłych czuwający dzisiejszej nocy w świątyni na szczycie piramidy zareagowali dopiero po pół godzinie od jego uruchomienia. Weszli na ten poziom za pomocą swoich kart kodowych, bo wejście okazało się hermetycznie zamknięte, zgodnie zresztą z tutejszymi regułami. I znaleźli zwłoki czcigodnego Dalida w takim właśnie stanie, obrócone w popiół. Nie muszę wam chyba tłumaczyć, jak potworny to i przerażający koniec dla doczesnych szczątków rodowitego Scintillijczyka.
Medyceusz zamilkł na chwilę, chcąc widać, by jego słuchacze dobrze przyswoili sobie zasłyszane wieści. Mężczyzna miał zasępioną twarz, więc akolici doszli naprędce do wniosku, że przypadek samoistnej kremacji musiał w sobie skrywać coś więcej niż przypuszczali. Girwan DeVayne stracił na moment perfekcyjne panowanie nad swoją mimiką, w jego oczach pojawił się błysk niespokojnej fascynacji. W tradycji scintillańskiej szlachty kremacja zwłok była zarezerwowana jedynie dla heretyków, stanowiąc powód do wieczystej hańby dla ocalałych z nieuniknionego pogromu członków rodu. Imię spopielonego heretyka wymazywano z pamięci arystokracji podczas pokutnej ceremonii Ministorum i nikt już nie mógł wypowiadać na głos jego miana, bo powszechny przesąd głosił, że ściągało to poważne nieszczęście.
- Dystrykty cmentarne to swoiste enklawy, Nekropolitalni Prałaci rzadko komunikują się ze sobą – podjął przerwany wywód Varris – Ponieważ jednak dzisiejsze wydarzenie bardzo zaniepokoiło tutejszą Radę, Prałat Perebius niezwłocznie poprosił o konsultację przełożonych innych nekropolii. Wtedy właśnie wyszło na jaw, że w przeciągu trzech ostatnich tygodni była to piąta pozornie samoistna kremacja w Dominium Dusz w Sibellusie. Prałat natychmiast poinformował o wszystkim Magistratum, a ponieważ dyrektor naczelny Magistratum ściśle z nami współpracuje, w przeciągu dwóch godzin od pożaru fakt ów znany był już Świętemu Officjum.
- Samoistny zapłon jest w przypadku tych mumii praktycznie niemożliwy, więc założyliśmy wstępnie zbrodniczne działanie, a że zagadką pozostawała kwestia szczelnie zamkniętych wejść do grobowca, ściągnąłem na miejsce specjalną grupę dochodzeniową Magistratum, złożoną z zaufanych ludzi. Potwierdzili oni moje wstępne podejrzenia. W tym grobowcu wciąż unoszą się niewidzialne opary Osnowy. Ktoś użył mentalnego talentu, by zniszczyć materialne pozostałości Eedima Dalina i skazać jego duszę na wieczyste potępienie. |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 15:40, 23 Wrz 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Sibellus – krypty, 440.830.M41, godz. 3.40 w nocy
Varris odczekał, aż jego słuchacze odmówią pośpieszne modlitwy lub nakreślą dłońmi ochronne znaki. Na twarzach akolitów pojawiło się głębokie zaniepokojenie, towarzyszące obywatelom Imperium niezmiennie w kontakcie z diabolicznymi w swej naturze siłami nadprzyrodzonymi.
Thorn otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale Varris nie dał mu dojść do głosu unosząc w znaczącym geście rękę.
- Wiem, że niektórym z was cisną się na usta pytania, ale to nie koniec mojego wywodu – oświadczył szorstko medyceusz – Mam nadzieję, że zdołam wam uświadomić powagę tego zdarzenia oraz potencjalne konsekwencje eskalacji tych aktów... bluźnierczego wandalizmu. Przełożeni nekropolii w Sibellusie zachowali cztery poprzednie przypadki w głębokiej tajemnicy, zarówno przed władzami jak i sobą nawzajem, w obawie przed nieuniknionym skandalem. Nie wszyscy pochodzicie ze Scintilli i możecie uważać tutejsze obyczaje za kuriozalne, niemniej jednak Scintillijczycy uważają kremację za formę ekstremalnej kary dla grzeszników winnych ciężkiej herezji. Poddany tej karze winny nie tylko cierpi męki spalenia żywcem, ale zarazem przestaje całkowicie istnieć: zostaje usunięty poza margines imperialnego społeczeństwa i nigdy nie zazna wieczystego spokoju w blasku Złotego Tronu. Jeśli zaś spaleniu ulega ciało bogobojnego człowieka, wiernego i lojalnego sprawie Imperium, jego dusza podąża co prawda ku Bogu-Imperatorowi, ale poprzez brak materialnych szczątków zerwany zostaje duchowy kontakt i mistyczna więź pomiędzy zmarłym, a jego potomkami. To przerażająca perspektywa, więc spróbujcie sobie wyobrazić jak zareaguje stołeczna klasa wyższa, kiedy po Sibellusie rozejdą się wieści, że jakiś szalony psionik z sobie tylko znanych powodów spopiela zwłoki arystokratów.
- Straż Nekropolitalna nie posiada własnych psioników, zresztą jako odłam Eklezjarchii wszyscy oni żywią wobec ludzi z mentalnym darem bezgraniczną nienawiść i nie znieśli by obecności kogoś takiego w swych szeregach. Z tego właśnie powodu nikt nie pomyślał wcześniej, by sprawdzić miejsce zbrodni pod kątem aktywności psionicznej, a każdy poprzedni przypadek skrzętnie ukrywano woląc przyjąć, że pożar spowodowany był niezwykle rzadką formą samozapłonu. Tylko dzięki podejrzliwości prałata Perebiusa udało się odkryć pięć takich samych kremacji w okresie zaledwie trzech tygodni. Każda z nich miała miejsce w innej miejskiej nekropolii. Nie wiem jeszcze, czy to przypadek czy też zamierzone działanie, zresztą wyjaśnienie tej zagadki należy od teraz do was, bo chociaż intryguje mnie niesamowicie cała ta sprawa, muszę jeszcze dzisiejszej nocy polecieć do Tarsusa i nie wiem, kiedy wrócę.
Varris ponownie zrobił sobie przerwę, spoglądając po kolei w błyszczące ekscytacją oczy akolitów.
- Panowie i panie, wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z działającym na własną rękę psionikiem, który włamuje się do grobowców, być może dzięki manipulacji umysłami Opiekunów, a następnie spala niektóre, wybrane z sobie tylko znanych powodów zwłoki tutejszych arystokratów. Jeśli wieści o tym wydostaną się na światło dzienne, istnieje ogromne ryzyko, że staniemy z dnia na dzień w obliczu wybuchu masowej paniki. Wysokie Domy nie cofną się przed niczym w ochronie miejsc spoczynku swych bliskich, a jeśli wyślą do grobowców prywatne armie, zwłaszcza służące rywalizującym ze sobą rodom, niewiele będzie trzeba do wybuchu otwartej konfrontacji. Koncentracja tak wielu najemnych żołnierzy na ograniczonym obszarze po prostu musi doprowadzić do eskalacji napięć pomiędzy Domami. Nasi pryncypałowie życza sobie, by tę sprawę rozwiązać tak dyskretnie jak to tylko możliwe. Byście mieli jak największą swobodę działania, otrzymacie w Trójrożcu identyfikatory specjalnej jednostki dochodzeniowej Arbites, one zapewnią wam dostęp do większości miejsc w stolicy. Jeśli zaistnieje taka potrzeba, posłużcie się wersją wydarzeń, w której ciało Dalida zostało przypadkowo zniszczone podczas rabunku grobowca dokonanego przez nieznanego nam jeszcze cmentarnego złodzieja, wy zaś prowadzicie w tej sprawie śledztwo. Takie same wyjaśnienia dotyczą pozostałych czterech kremacji.
- Oddaję wam do dyspozycji moich skrybów oraz pokój dochodzeń w sekcji Magenta 85 w zachodnim skrzydle fortecy. Dostaniecie karty identyfikacyjne Arbites, aerodynę z pilotem, dostęp do stacji roboczych Magistratum i Administratum oraz zbrojowni. To szerokie plenipotencje, mniemam, że zdajecie sobie z tego sprawę. Pokazaliście się w dobrym świetle w Coscarli, ten zarodnik technoherezji stanowił śmiertelne zagrożenie dla całej Wieży Toya. Mistrzowie Officio Planetia spoglądają na was łaskawym wzrokiem, ale ich łaskawość skończy się przy pierwszym potknięciu, miejcie to na względzie. W machinie scintillijskiej Inkwizycji nie jesteście nawet trybikami, lecz malutkimi robaczkami, które nieświadomie wpełzły pomiędzy jej maszynerię. Czy macie jakieś pytania w temacie tej misji? |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 17:01, 23 Wrz 2008 |
|
|
el_imperatorro |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 26 Sie 2008 |
Posty: 1125 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Wolsztyn / Poznań Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Bestia wypisał już większość pytań które chciałbym zadac, ale nie wszystkie:
1. Czy możemy sobie swobodnie przesłuchiwać nekropolitów?
To zależy jak szeroko interpretujemy słowo "swobodnie" - Opiekunowie muszą być traktowani ze stosownym szacunkiem i nie wolno ich prowokować do utrudniania śledztwa, bo załóżmy, że urażeni Waszym zachowaniem wystosują oficjalną skargę do Sekretariatu lorda Goremana. Co wtedy? Arbites nie wiedzą, że posługujecie się lewymi papierami Divisio Immoralis. Goreman się wtedy zdenerwuje i puści za Wami swe psy łowcze, a to bystre chłopaki i szybko Was namierzą. Wtedy lord marszałek dowie się, że Inkwizycja gra cichaczem na jego podwórku i pod jego przykrywką i zdenerwuje się jeszcze bardziej. Potem wystosuje oficjalną skargę do Officio Planetia, ktoś zostanie wezwany na dywanik i ktoś BARDZO dostanie po tyłku. Wiesz, o kogo chodzi? Stąd właśnie ta potrzeba zachowania niebywałej dyskrecji.
2. W ilu kawałkach musimy zwrócić przesłuchiwanych ?
Przeczytaj komentarz powyżej i pomyśl o swoim tyłku
3. Ile jest jeszcze dystryktów cmentarnych które nie zostały sprofanowane?
Pytanie dla savantów Varrisa, medyceusz nie zna na nie odpowiedzi. Zakładam, że dopisujemy je do listy rzeczy, które Wasi pomocnicy będą musieli sprawdzić.
4. Spalone zwłoki leżały w grobowcu od dawna czy były względnie świeże?
Pożar został zauważony cztery i pół godziny temu, w środku nocy. Należy założyć, że do kremacji doszło około dwudziestej drugiej poprzedniego wieczoru.
5. Przeprowadzono jakąś analizę resztek w poszukiwaniu resztek jakichś substancji zapalających?
Analizy chemicznej nie wykonano przez wzgląd na dziki opór w tej materii prałata - byłby to w opinii Opiekunów kolejny akt profanacji oraz rażące naruszenie wiekowych tradycji obchodzenia się z doczesnymi szczątkami elit. Lecz wizja lokalna psionika Magistratum nie pozostawia złudzeń - do podpalenia mumii użyto czystej mocy psionicznej, zdradzają to zresztą specyficzne odbarwienia na krysztale trumny.
Na chwilę obecną wygląda to na szukanie igły w stogu siana, ale nie byłaby to przygoda gdyby nie istniał sposób na znalezienie sprawcy... Trzeba przejrzeć papiery ofiar, przesłuchać parę osób i coś powinno się wyklarować...
Edit: OK, w takim razie nie mam więcej pytań, może inni wpadną na coś co nie rpzyszło mi do głowy.
Trzeba pogonić do roboty savantów, niech dowiedzą się wszystkiego co się da o spalonych, z kim pracowali, spiskowali, kochali się, komu mogli podpaść, dosłownie wszystko, musimy znalezc jakiś wspólny mianownik łączący te sprawy... Kiedy savanci będą zajęci zbieraniem i obróbką informacji my możemy kulturalnie porozmawiać z przeorami Nerkopolitów, tudzież tymi spośród nich którzy mieli wartę w chwili wydarzenia... Może dowiemy się czegoś co popchnie śledztwo do przodu...
Jeszcze jedna sprawa, teraz mi przyszło do głowy: nasz człowiek - pochodnia i jem podobni leżą w swoich trumnach od niedawna czy to jakieś zabytkowe mumie sprzed wieków? |
|
Ostatnio zmieniony przez el_imperatorro dnia Wto 19:27, 23 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|