Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
29 stycznia 2309, godz. 18.50, FCS Aurora, orbital Sensero II
Sylwia Martinez zastanawiała się przez dłuższą chwilę, spoglądając ponad ramieniem Olivera na ścianę Arrowa.
- Dziękuję, ale nie mogę skorzystać z transakcji sieciowej - potrząsnęła głową - Skoro pan nalega, chodźmy do bankomatu. Wezmę tylko torebkę.
Kobieta wróciła na chwilę do swej kabiny, zostawiając kapitana przed drzwiami. Kiedy wróciła na korytarz, miała na sobie elegancką kurtkę i przeciwsłoneczne okulary.
- Proszę przodem - ukłonił się Oliver wskazując pasażerce otwarty właz Aurory i wymieniając skrycie porozumiewawcze spojrzenia z Nathem i Maxem.
Przejście przez śluzę miało miejsce w całkowitej ciszy, albowiem Sylwia Martinez nie zdradzała najmniejszej ochoty do konwersacji. Machado obserwował ją kątem oka, zauważając wyraźne zdenerwowanie kobiety i zachodząc w głowę, czy jego powodem mogły być faktycznie kwestie finansowe.
Kiedy oboje stanęli na galerii obiegającej wielką halę odpraw celnych orbitala, u wejścia na wiodące w dół ruchome schody, kobieta omiotła badawczym wzrokiem całe pomieszczenie, wypełnione setkami podróżnych i pracowników terminalu, automatycznymi wózkami bagażowymi oraz dziesiątkami niewielkich robotów wykonujących prace porządkowe i przenoszących przesyłki pocztowe.
- Niezły ruch - mruknął Oliver przesuwając spojrzeniem po długich kolejkach ludzi ustawionych przed pracującymi na pełnych obrotach bramkami kontrolnymi. Sprawdzający ich dokumenty funkcjonariusze kierowali podróżnych do punktu odbioru bagaży, położonego w sąsiednim pomieszczeniu w głębi stacji. Dziesiątki pasażerów i załogantów floty nie zamierzających udawać się poza strefę kontroli krążyły w wewnętrznej części terminala, przesiadując w licznych bezcłowych kafejkach, barach szybkiej obsługi i sklepikach. Członkowie załóg mieli na sobie uniformy wszystkich chyba bez wyjątku lokalnych korporacji: Oliver rozpoznał po naszywkach pilotów należących do Ardishapur, Domu Kor-Azor, Serpentis czy TransStellar, ale tonęli oni w morzu innych marynarzy, również wojskowych.
- Za strefą odpraw znajdują się filie największych sektorowych banków - powiedział Oliver - Bardzo miła obsługa...
- Nie sądzę, by konieczne było przechodzenie przez bramki - odpowiedziała Sylwia Martinez, przeczesując wzrokiem strefę bezcłową terminala - Tam, proszę. Bankomat.
Oboje zjechali po ruchomych schodach wpadając wprost w tłoczne alejki miniaturowego światka strefy bezcłowej. Oliver zrównał krok z Sylwią, by przez przypadek nie stracić jej w tym tłoku z oczu. Kiedy dotarli do jednego z miejscowych bankomatów, kapitan westchnął z głęboką ulgą.
- Proszę tu zaczekać - powiedziała Sylwia sięgając do torebki i podchodząc do skomputeryzowanej konsolety. Oliver skinął głową, odwrócił się bokiem do bankomatu obserwując bacznie swe otoczenie. Na orbitalu panował dziki ruch, a krzyczące nagłówki na cyfrowych ekranach informacyjnych zdradzały przynajmniej po części jego powody: globalne trzęsienie ziemi na Belizo doprowadziło do upadku cywilizacyjnego tamtejszej populacji, zmuszając władze federalne do rozpoczęcia masowej ewakuacji obywateli. Wstępne szacunki mówiły o blisko czterdziestu milionach ofiar śmiertelnych, rannych nikt nawet nie próbował liczyć. Gigantyczne konwoje ratunkowe kursowały pomiędzy Belizo, a Rhylanorem, Jae Telloną, Porozlo i Bevy oraz światami położonymi poza punktami skokowymi tych systemów, wywożąc poszkodowanych oraz ich mienie w bezpieczne miejsca.
Pochłonięty telewizyjnym przekazem Oliver aż podskoczył w miejscu słysząc przenikliwy gwizdek, cofnął się o kilka kroków. Połyskujący metalicznie robocik kurierski - niewielki mechaniczny stworek w kształcie człowieka, ale o płaskim owalu zamiast głowy - śmignął tuż obok jego nóg, zwinnie lawirując wśród górujących ponad nim ludzi w drodze do sobie tylko znanego celu.
- Gotowe - kapitan usłyszał za plecami głos Sylwii Martinez, toteż odwrócił się czym prędzej w miejscu przenosząc wzrok na pasażerkę - Bardzo przepraszam za swoje zachowanie, to było... co najmniej irracjonalne. Żeby zrekompensować panu być może zawiedzione zaufanie, przelałam pełną kwotę. Trzy tysiące kredytek już są na koncie pańskiej firmy.
- Dziękuję - uśmiechnął się promiennie Oliver - To naprawdę nie było konieczne, ale skoro okazała się pani tak miła...
- Co to takiego? - kapitan uświadomił sobie znienacka, że kobieta spogląda na coś ponad jego ramieniem. Jej orzechowe oczy rozszerzyły się nagle w wyrazie zaniepokojonego zdumienia. Oliver spojrzał natychmiast ponad swym ramieniem, dostrzegając unoszący się opodal w powietrzu niewielki dyskowaty obiekt o matowym zielonkawym kolorze, pulsujący szmaragdowym blaskiem kilku optycznych implantów.
- To jest chyba sakkrański bot pocztowy - powiedział niepewnie Machado, spoglądając uważnie na wyposażonego w antygrawitacyjny napęd robocika. Widok obiegającego dysk napisu w całkowicie obcym kapitanowi alfabecie utrwalił mężczyznę w podejrzeniach - Tak, to bot pocztowy. Sakkrowie mają na Equusie duże przedstawicielstwo dyplomatyczne, współpracują też z kilkoma dużymi korporacjami. Sami nie opuszczają praktycznie nigdy swych enklaw, ale ich boty są tu powszechnie znane.
- Proszę mnie odprowadzić na statek! - powiedziała zdecydowanym tonem Sylwia Martinez, odwracając się plecami do lewitującego w powietrzu robocika - Nie życzę sobie, by to coś mnie obserwowało!
- Ależ oczywiście - Oliver zaczął torować pasażerce drogę przez ludzki tłum, zerknąwszy wpierw na odlatującego sobie w innym kierunku bota - Proszę się niczego nie obawiać, obecność tych konstruktów na naszych stacjach jest usankcjonowana federalnym dekretem, to całkowicie legalne...
- Wiem, wiem - machnęła ręką Sylwia Martinez - Po prostu nie chcę tego czegoś widzieć! Mój narzeczony zginął podczas Wojen Secesyjnych, został zabity przez Sakkran. Wspomnienia wciąż pozostają bardzo bolesne. Mam nadzieję, że pan to rozumie? |
|