Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
30 stycznia 2309, godz. 15.30, FCS Aurora, system Ivendo
Rigella Nansey pojawiła się na mostku Arrowa po godzinie piętnastej: spięta, nerwowa, z podkrążonymi oczami i nie do końca wyszczotkowanymi włosami, które nadawały jej opłakanego wyglądu. Oliver powitał pasażerkę pełnym rezerwy kiwnięciem głową, zastanawiając się cały czas czy kasztanowowłosa piękność ma dla swych przewoźników jakieś dalsze niespodzianki.
Wszyscy kończyli właśnie jeść, chociaż John nie spuszczał przy tym wzroku z ekranu Simplexa, trzymając tackę z prepakiem na kolanach i machając plastikowym widelczykiem z wprawą zdradzającą wieloletnie doświadczenie w jedzeniu na szybciora. Na wysokiej orbicie planety formował się od dwóch godzin czwarty konwój ratunkowy, na bieżącą chwilę złożony z dwustu siedemdziesięciu trzech frachtowców zaopatrzeniowych różnych korporacji, w przeważającej mierze Trans-Stellaru, Kor-Azoth i Lai Dai. Towarzyszyło im kilkadziesiąt mniejszych jednostek należących do prywatnych przewoźników pokroju Manath Jovera oraz blisko pięćdziesiąt niszczycieli i fregat federalnej marynarki. Skalując maksymalnie sensory radaru nawigator wychwycił pomiędzy Ivendo i jej księżycem sygnatury większej wojskowej formacji, której rdzeń stanowił według wskazań Cassandry jeden z ośmiu ciężkich lotniskowców floty klasy Titan Carrier, przenoszący na swych pokładach blisko osiemset maszyn myśliwskich i bombowych.
Wspólnicy wciąż nie do końca wiedzieli, jak poważnie powinni szacować skalę globalnej katastrofy na Belizo, ale zaczynało do nich powoli docierać, że w położonym za Rhyladorem systemie stało się coś naprawdę przerażającego. Według szybkich obliczeń Johna Aurora natrafiła od chwili skoku z Rhise na blisko dwa tysiące statków Federacji zaangażowanych w zakrojoną na szeroką skalę operację ratunkowo-humanitarną.
Oliver zignorował na chwilę milczącą Rigellę, przeniósł wzrok w stronę rosnącej mozolnie panoramy Ivendo. Planeta stanowiła pod względem rozmiarów, siły grawitacji i klimatu niemalże wierną kopię Ziemi, w przeważającej mierze dzięki kilkusetletniej wytężonej pracy kilkudziesięciu kompanii terraformerskich, więc kapitan sycił swe oczy jej barwami: lazurem oceanów, białymi plamami chmur, zielonkawym kolorem kontynentów.
- Przewidywany czas dokowania: dwudziesta druga – oznajmił Nath spoglądając badawczo w stronę kobiety, licząc swym oświadczeniem na sprowokowanie jakiejś reakcji z jej strony.
- Cieszę się – odpowiedziała po chwili Rigella, ciężkim zmęczonym tonem – Czy ktoś... czy pojawił się jakiś komitet powitalny? Wiedzą panowie, co mam na myśli.
- Na razie nic – wzruszył ramionami Oliver – Mamy mnóstwo odczytów na radarze, ale nic podejrzanego. Ani śladu obcych, sakkrów czy innej rasy. Nie wychwytujemy też żadnych ardeńskich transponderów.
- To dobrze – uśmiechnęła się bez przekonania pasażerka – Ja... ja chciałam panów przeprosić... za całe zamieszanie i te kłopoty z sakkrami. I mam prośbę, naprawdę ostatnią, ale nie wiem, do kogo innego mogłabym się zgłosić.
- Cóż, zamieniamy się w słuch – oznajmił enigmatycznie kapitan, taksując Rigellę chłodnym wzrokiem
- Orbital to tylko przesiadka, muszę się dostać do Asuanu, to na północnej hemisferze... Mam tam małą rezydencję, odziedziczoną po dziadkach. Tam będę bezpieczna, ale może któryś z panów zgodziłby się polecieć ze mną aż na miejsce? Boję się, że coś się może wydarzyć po drodze. Jeśli chodzi o kwestie finansowe, obiecuję pokryć wszystkie koszty z nawiązką. |
|