RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Traveller -> TR - Godzina Chwały Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 32, 33, 34  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Nie 20:06, 13 Wrz 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





-Nie. To prawda.

Przysłuchująca się dotychczas w milczeniu Anna odezwała się głosem nie wyrażającym żadnych emocji, głuchym, ale silnym.

-Ja go zabiłam, Garret. Spotkaliśmy się w centrum kontroli, gdzie poszłam włączyć zraszacze. Kazał mi zaprowadzić się do Aurory. Mówił o przestępcach. Wiesz, co myślałam? Że to on chce wykorzystać nasz statek. Obydwoje sobie nie ufaliśmy. Ale to on pierwszy wycelował broń. Widział to mój brat i zaczął biec w naszą stronę.

Wcześniej nie przyszło jej do głowy, że decyzja, którą podjęła pod wpływem chwili może mieć dla nich tak poważne konsekwencje. Nie pomyślała o tym, że stracą tak cenne zaufanie. A to mógł być dopiero początek.

Nie chciała dopuścić do tego, by wszystko, cała akcja, poszła przez nią na marne.

-Corey nie musiał strzelać, Garret. Nie musiał go zabijać. Ja też nie musiałam. Ale wiesz co? Gdybym mogła, zrobiłabym to jeszcze raz.


Ostatnio zmieniony przez Karina dnia Nie 20:16, 13 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 20:19, 13 Wrz 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Jeśli się nie mylę, to ładunków jądrowych nie detonuje się termicznie, więc palnikiem niewiele mógłbym się przyczynić do wybuchu...
Ale niezależnie od tego, Frank postanawia przedostać się do kabiny pilotów. Najpierw spróbuje jakiś włazów, potem spróbuje palnika.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:36, 13 Wrz 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 12.00, wieża kontroli lotów Oculus City

Max spostrzegł, że przysłuchujący się rozmowie ratownicy zesztywnieli momentalnie. Garret westchnął cicho, w eterze zapanowała na chwilę ciężka cisza, w której nie słychać było nawet ludzkich oddechów.

- Max, ta dziewczyna przyznała się do winy - powiedział w końcu kontroler lotów, powoli formułując słowa, jakby samemu nie do końca w nie wierząc - Jeśli macie broń, oddajcie ją ratownikom przy drzwiach. Nie próbujcie uciekać ani stawiać oporu, to tylko pogorszy waszą sytuację. Na mocy moich uprawnień jako szefa dyspozytorni i tymczasowego dowódcy ochrony Mariposy w związku ze śmiercią dyrektora Corey'a, aresztuję was pod zarzutem zabójstwa pierwszego stopnia. Max, czy mnie rozumiesz?

Blunt czuł zawroty głowy. Obserwujący go spod przesłon kasków Ivendończycy nie wykonali najmniejszego ruchu mogącego świadczyć, że spróbują parę obcych obezwładnić, zresztą mechanik zdążyłby bez trudu sięgnąć po M41A1, zanim którykolwiek z ratowników pokonałby połowę dzielącego go od Maxa dystansu.

- Max, przykro mi - Garret sprawiał wrażenie autentycznie przygnębionego, ale jego głos dźwięczał posępnym zdecydowaniem - Bez względu na to, co dla nas zrobiliście, nie mogę stanąć po twojej stronie. Oddajcie broń i pozwólcie, żeby całą sprawą zajęła się prokuratura.

Mechanik przywołał z pamięci zaciętą twarz Iana Fletchera i poczuł na myśl o ivendońskim prokuratorze lodowaty dreszcz na karku.

- Max, słyszysz mnie? Odpowiedz.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 23:17, 13 Wrz 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





-Kiedy skończyłem 15 lat musiałem wziąć karbin do reki i walczyć w podziemiu, by moja rodzima planeta pozostała w granicach federacji. Moi rodzice zginęli w tej wojnie, moi towarzysze konali na moich rękach. Za co? Za Federacje! Z Machado i resztą załogi Aurory schwytaliśmy Wanabiego i ochranialiśmy Obywatelkę Federacji przed Sakkrami, choć proponowali za jej głowę 100 tyś kredytów. Ryzykowaliśmy rozbiciem i życiem członków załogi lądując tutaj, bo służby Federacji nas poprosiły. A teraz Ty prosisz nas, byśmy pozwolili uciec zbrodniarzom, którzy Zabili tysiące obywateli Federacji?! Garret, posłuchaj sam siebie czego żądasz!

-Chcesz nas aresztować? Więc musisz zrobić coś wcześniej - wystrzel te cholerna boję na orbite o tym, że terrorysci uciekaja Blubirdem. Przeslesz wojsku na orbicie tez informacje, że terrorysci sa tu na dole, jesli nie odlecieli jeszcze wspomnianym statkiem. Johnowi przekażesz, że mamy rannych i zabitego. Dopiero gdy te informacje pójda na orbite oddam sie w wasze rece. Jesli nie pomozesz mi, to sam powstrzymam tego Blubirda, chocby to miała byc ostatnia rzecz jaka uczynie. Chobym miał byc nazwany zdrajca, wymazany z rejestrów i skazany na smierc, chocby posmiertnie, nie pozwole, by tym skurwielom uszedł ten masowy mord! Jak Federacje kocham, tak do tego nie dopuszcze!

-Więc pomożesz z ta boja, by wojsko się nimi zajęło, a mną prokuratura, czy sam muszę się wszystkim zając Garret?

W razie pytań zapewniam wszystkich, ze złożę broń zaraz po wystrzeleniu kapsuły. Nie chcę ryzykować, ze mnie aresztują i nie kiwną palcem. Jeśli odmówią to z powrotem do blubirda. Jeśli da się gdzieś jeszcze zaprogramować sondę to ją zabieram. Jeśli nie, to im zostawię do zaprogramowania.

A gdy sonda pójdzie w górę... Jeszcze się zastanawiam, czy złożę broń, czy pójdę z powrotem w ostatni bój. Zależy od postawy Garreta, Anny, poziomu painkillerow w organizmie i czy to nie jest nasza ostatnia przygoda (po śmierci kapitana, klientów, pewnie wyrok za morderstwo dyrektora - spółka raczej się rozpadnie).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:51, 14 Wrz 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 12.03, w drodze na lądowisko

Pędzący co sił w nogach Robinson czuł ściekające po twarzy krople potu, a jego zdyszany oddech zdawał się tętnić w uszach niczym mechaniczna prasa. Objuczony bronią i ekwipunkiem mężczyzna wspiął się w zawrotnym jak na stan niskiej grawitacji tempie na szczyt schodów ewakuacyjnych, kopnął z rozpędu w uchylone drzwi, wypadł na wąski korytarz skąpany w mdłej poświacie lamp alarmowych. Przytroczony do prawego uda zdobyczny kask obijał mu się rytmicznie o ciało, podobnie jak zarzucony na plecy laser.

Nath obliczył w myślach, że mógł pokonać dzielący go od płyty lądowiska dystans w niecałe dziesięć minut pod warunkiem, że nic nie stanęłoby mu w tym czasie na drodze: ani pożar ani zawał ani tym bardziej kolejni uzbrojeni terroryści. Kolejka magnetyczna musiała nadłożyć nieco drogi, by dotrzeć w to samo miejsce, ale była naturalnie znacznie szybszym środkiem transportu od ludzkich nóg. Jeśli przestępcy nie planowali postoju na wysokości rezydentury TransStellaru, mogli Nathaniela wyprzedzić, ale wciąż pozostawała spora szansa, że zdąży im z zaskoczenia wpaść na plecy.

Robinson wiedział doskonale, że toczy szaleńczą walkę z czasem. Odniósł wrażenie, że terroryści znaleźli już w Oculusie to, co chcieli i realizowali właśnie ostatni etap swego zbrodniczego planu: ucieczkę. A mogli uciec tylko w jeden sposób: na pokładzie kosmicznego statku. Nath nie miał pojęcia, czy jakikolwiek Bluebird TransStellaru był zdolny do startu, ale w przypadku tych ludzi nie miało to większego znaczenia – posiadając broń i bezwzględnie się nią posługując mogli porwać każdy statek, którego załoga wylądowałaby nieopatrznie na Mariposie.

A na jednej z płyt lądowiska stała przecież Aurora! Nathaniel czuł lodowatą bryłę w żołądku na myśl o tym, że może już się spóźnił, że terroryści zdołali wedrzeć się podstępem na pokład Arrowa i przejęli nad nim kontrolę. Jeśli faktycznie tak było, los Johna i każdego innego członka załogi, który w międzyczasie wrócił na towarowca byłby przesądzony.

W mrocznych podejrzeniach utrwalał Robinsona również fakt, że jak dotąd nigdzie nie natrafił na ślad Mikaela Zarrosa, a przecież młody Kreshtanin miał jedynie zaalarmować Kowalskiego i wrócić do kompleksu korporacyjnego, by wesprzeć Natha w ewentualnej konfrontacji z terrorystami.

Pokonał biegiem wąski korytarz, wpadł do równie ciemnej auli, wzdłuż której biegły przeszklone witryny jakiegoś biura. Nagłe poruszenie dostrzeżone kątem oka sprawiło, że Nath podskoczył w miejscu odwracając w bok lufę Tsunami. Kilka przyklejonych do przeciwnej strony szyby ludzkich postaci odskoczyło w tył w grymasami przerażenia na twarzach, chowając się w popłochu za biurka. Oficer ochrony spostrzegł w przelocie modnie skrojone garnitury, chromowane gniazda sprzęgowe i schludne fryzury korporacyjnych pracowników i poczuł przemożną ulgę na myśl o tym, że ktoś w Oculus City przetrwał katastrofalną w skutkach przestępczą operację. Miernik skafandra ostrzegał, że mieszanka powietrza w auli nie nadawała się do oddychania, ale po drugiej stronie szczelnej witryny z wzmocnionego szkła wciąż znajdowało się odpowiednie ciśnienie i dość dużo tlenu, by uwięzieni w swym miejscu pracy urzędnicy mogli przetrwać czekając na nadejście ekip ratunkowych.

Kolejne schody zawiodły go dwa piętra wyżej, gdzie wyrwana z ramy śluza ziała poszarpanymi krawędziami metalu, a drobinki księżycowego pyłu wirowały w powietrzu przedostając się do wnętrza kompleksu. Nath zwolnił natychmiast kroku, przedostał się przez uszkodzoną śluzę z zachowaniem najwyższej ostrożności, bo wiedział doskonale, czym groziło przypadkowe rozdarcie kombinezonu.

Kiedy już znalazł się na zewnątrz, w mętnym rachitycznym świetle dnia, wrzucił na przyłbicę hełmu dwuwymiarową mapę kolonii lokalizując w przybliżeniu swą pozycję i uśmiechnął się z dziką satysfakcją. Przemieszczając się zgodnie ze wskazaniami HUD-a dotarł do szerokiego, popękanego pod wpływem wstrząsów pomostu spacerowego, który wiódł w kierunku kosmoportu.

Od wejścia na pierwszą płytę lądowiska dzieliło go zaledwie kilka minut śpiesznego biegu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:53, 14 Wrz 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 12.03, wrak Dromadera FAS Meteor

Frank nie miał pojęcia jak ciężkie uszkodzenia odniósł ivendoński Dromader, ale po krótkim namyśle podjął decyzję, że spróbuje przedostać się do wnętrza rozbitej maszyny. Jeśli wzrok go nie mylił i w kabinie pilotów faktycznie tliły się płomyki, musiał w niej wciąż pozostawać tlen, a zatem najlepszym w tej sytuacji rozwiązaniem wydała się technikowi dehermetyzacja kokpitu. Zabieg ten, chociaż drastyczny, pozwoliłby wyssać tlen z zamkniętej przestrzeni wahadłowca i zdławić pożar w zarodku.

Problemem pozostawali naturalnie obaj piloci, wiszący bezwładnie w fotelach, nieruchomi w uścisku naprężonych uprzęży antyurazowych. Ze swego miejsca na nosie maszyny, z osłoną kasku przytkniętą do brudnej szyby kokpitu, Murray nie potrafił osądzić z całkowitą pewnością, że ich skafandry pozostawały szczelne, a zatem dehermetyzując kabinę narażał obu Ivendończyków na śmierć.

Frank zawahał się na chwilę, walcząc gorączkowo z myślami. Jeśli dokonałby dehermetyzacji kadłuba Dromadera – w dowolnym miejscu, nie jedynie kokpicie – automatycznie naraziłby na groźbę śmierci każdego członka załogi maszyny, który stracił w efekcie kraksy szczelność kombinezonu. Gdyby tego jednak nie zrobił, a na pokładzie wybuchłby pożar, śmierć groziła wszystkim ratownikom bez wyjątku.

Murray nie był przesadnie religijnym człowiekiem, ale nim sięgnął po wiszący na plecach palnik, wyszeptał bezgłośnie kilka zdań śpiesznej modlitwy. Promień włączonego urządzenia zalśnił rubinowym blaskiem padając na grubą szybę kokpitu i przepalając ją w przeciągu kilkunastu sekund na wylot. Technik cmoknął nerwowo w połowie tej czynności, zmniejszył moc palnika nie chcąc, by promień morderczego światła sięgnął tylnej części kabiny przepalając przy okazji inne elementy kokpitu. Kiedy przesuwał lufę urządzenia po szybie wytapiając w niej wielki otwór, ze środka maszyny zaczęło wydostawać się wysysane na zewnątrz powietrze, wprawiające swym pędem w ruch jakieś wirujące w kokpicie kartki papieru i drobiny pylnej zawiesiny unoszące się nad kabiną pilotów.

Dokończywszy dzieła Frank wyłączył pośpiesznie palnik, odłożył go na bok, a potem pchnął ostrożnie trzymającą się na cienkim skrawku nieprzeciętego jeszcze szkła szybę wpychając ją do środka kokpitu. Dziura okazała się dostatecznie duża, by zachowując ostrożność technik zdołał się wczołgać do środka wahadłowca bez uszkodzenia kombinezonu. Żaden z pilotów nawet nie drgnął, kiedy wrzucony do środka palnik opadł na podłogę kokpitu, w ślad za nim pofrunął pistolet Franka. Technik prześlizgnął się przez dziurę posykując ostrzegawczo do samego siebie za każdym razem, kiedy ocierał wierzchnią warstwą kombinezonu o gorące jeszcze kawałki szkła w ramie okienka.

Jeśli nawet w kabinie pojawił się zaczątek pożaru, spowodowany najpewniej zwarciem uszkodzonych kabli, płomienie zdążyły już zgasnąć pozbawione niezbędnego im tlenu. Murray doskoczył niezgrabnie do pierwszego fotela, odszukał szybko niewielki moduł kontrolny skafandra umieszczony na pasie pilota. Wszystkie diody paliły się jednostajnym czerwonym kolorem sygnalizując brak odczytu jakichkolwiek funkcji życiowych, zresztą przekrzywiona w nienaturalny sposób głowa Ivendończyka pozwalała snuć domysły, że mężczyzna skręcił podczas przymusowego lądowania kark.

Frank zmełł w ustach pełne rozczarowania i żalu przekleństwo, przecisnął się pomiędzy fotelami sięgając w stronę sygnalizatora drugiego pilota i westchnął dla odmiany z ulgą. Jego wzrok spoczął na rządku zielonych lampek, więc chociaż pilot leżał bezwładnie niczym marionetka o przeciętych sznurkach, na pewno żył. Murray nie zamierzał ruszać go z miejsca nie wiedząc nic o ewentualnych obrażeniach wewnętrznych, uwagę technika zaprzątnęli zatem ewentualni rozbitkowie uwięzieni w tylnej części Dromadera. Mężczyzna przedostał się pod właz oddzielający kokpit od przedziału pasażerskiego i postukał w niego na próbę podniesionym z podłogi pistoletem.

Głuchy trzask poniósł się echem po ciasnym wnętrzu kabiny, a chwilę potem odpowiedziały mu odgłosy uderzających w przeciwną stronę włazu ludzkich pięści. Frank roześmiał się z ulgą i rozejrzał wokół w poszukiwaniu interkomu, ale jego wzrok padł natychmiast na dymiącą lekko, spaloną obudowę komunikatora. Zza grodzi dobiegały co prawda stłumione ludzkie głosy, ale Murray nie potrafił rozpoznać słów przez wzgląd na grubość włazu i nałożony na głowę kask.


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Pon 19:54, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 19:55, 22 Wrz 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 12.05, wieża kontroli lotów Oculus City

Skupieni pod wejściem do wieży ratownicy zastygli w całkowitym bezruchu, ale Max czuł doskonale ich świdrujące zza przesłon hełmów spojrzenia. Kiedy w eterze odezwał się ponownie Garret, w głosie mariposańskiego kontrolera nie było już cienia przyjaznego tonu.

- Max, wybacz, ale twoje poprzednie dokonania niczego w tej sytuacji nie zmieniają! Otrzymaliśmy zbyt wiele niepokojących informacji, by móc wam dalej bezgranicznie ufać! Zabiliście szefa naszych służb porządkowych, już ten fakt wystarcza, by postawić was pod ścianą, przecież ta dziewczyna sama się do tego przyznała!

- Działała w obronie własnej... – zaczął Blunt.

- Zastrzeliła go z zimną krwią! – nie wytrzymał jeden z ratowników. Zdenerwowany mechanik spojrzał na niego z tęsknotą wyrzuconego poza ring boksera w oczach, ale powstrzymał się przed zbyt ostrym w brzmieniu komentarzem.

- Garret, dogadajmy się – zaproponował raz jeszcze podkręcając nieco głośność komunikatora – Powiem to wprost, skoro nie dajesz mi wyboru. Nie złożę broni, dopóki nie poprosi mnie o to oddział gliniarzy z odznakami w rękach albo federalni marines, bo tak się składa, że już też wam nie ufam. Ten drań z plakietką dyrektora ochrony zabił brata Anny. Dostał kulę od niej, ale gdyby się wcześniej napatoczył na mnie, zrobiłbym to samo! Pogadajmy lepiej o ostrzeżeniu ludzi na orbicie, bo chyba szykuje im się paskudna niespodzianka! Na lądowisku stoi gotowy do startu Bluebird ze znakami TransStellaru, ale kiedy zajrzałem do środka, jakiś skurwiel omal nie odstrzelił mi głowy!

Max podniósł machinalnie lewą dłoń dotykając poszarpanego otworu wlotowego ziejącego czernią na boku hełmu.

- To mógł być jeden z naszych ludzi, który się was wystraszył! – odpowiedział podniesionym tonem Garret – Na przykład jeden z pilotów korporacji...

- Chyba w to nie wierzysz, stary! – parsknął natychmiast Blunt – Jeśli tak by było, dlaczego się dotąd z wami nie skontaktował? Przecież od biedy mógł triplować do wieży albo się tutaj przejść na chwilę, żeby zgłosić gotowość do startu. Czuję, że jest inaczej. Pod ziemią kręci się oddział wariatów gotowych zastrzelić każdego, kto przypadkiem wejdzie im pod lufy. Dam sobie uciąć głowę, że ten Bluebird na nich czeka. Musimy dać cynk na orbitę, że każdy startujący stąd wahadłowiec trzeba zatrzymać do kontroli, każdy! I nie myśl sobie, że to jakiś podstęp, bo ja mam czystą kapsułę sygnałową, a to wy tam w wieży musicie ją zaprogramować!

W radiu zapadła ciężka cisza, co szczerze Maxa uradowało – skoro Garret nie oponował krzykiem, tylko zastanawiał się nad słowami rozmówcy, istniała szansa na znalezienie kompromisu.

- Garret, posłuchaj – odezwała się nagle milcząca dotąd Anna – Musimy wysłać to ostrzeżenie na orbitę. Jaki to mógłby być podstęp, pomyśl logicznie? Zaprogramujcie w kapsule polecenie zatrzymania do kontroli każdego statku, który opuszcza Mariposę. Jeśli podejrzewasz, że nagraliśmy na niej jakiś kodowany przekaz, po prostu ją przed zapisem sformatuj!

- Nic z tego nie będzie – padła zdecydowana odpowiedź – Nie...

- Chyba ci odpierdzieliło! – wrzasnął Blunt – Głuchy jesteś...

- Uspokój się, Max! Nic z tego nie będzie, bo John podczas startu wyrwał razem z kablem całe gniazdo transmisyjne! – oświadczył kontroler lotów – Nie mieliśmy możliwości ręcznego wypięcia, więc pociągnął go za sobą. Rozwaliło cały panel, nie damy rady niczego podpiąć.

- A nagranie drogą radiową? – zasugerowała z nutą rozpaczy w głosie Anna – Na tak krótkim dystansie zakłócenia są minimalne.

- Możemy spróbować, ale ryzyko błędnego zapisu wciąż pozostaje bardzo wysokie – odparł Garret – Te drobiny w powietrzu wywołują nieustanne interferencje.

- Musimy to zrobić, stary – nie ustępował mechanik – My nie popuścimy, rozumiesz? Mike nie żyje, ja sam oberwałem w nogę. Nath, Frank i Oliver już dawno powinni byli wrócić na lądowisko, a ciągle ich nie ma! Rzygać mi się chce na samą myśl o tym, ale może tylko my jeszcze żyjemy oprócz Johna! Wylądowaliśmy w tym zasranym kraterze, żeby wam ratować dupy, a teraz ktoś próbuje nas po kolei wykończyć!

- To fatalne wieści, Max – w eterze rozległ się znienacka głos, który sprawił, że Blunt podskoczył w miejscu – Te o Mikaelu. Podejrzewałem najgorsze, ale miałem nadzieję, że że to tylko fałszywe złe przeczucie.

Mechanik westchnął ze szczerą ulgą, a potem obejrzał się w bok, w kierunku postaci w jasnym kombinezonie nadciągającej śpiesznym truchtem po pomoście komunikacyjnym biegnącym pomiędzy płytami lądowiska.

- Nath, ty stary draniu – roześmiał się histerycznie Blunt – Nigdy nie myślałem, że się tak będę bał o twoje dupsko.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 20:56, 22 Wrz 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





I tak oto mamy mały przełom w biegu fabuły. Anna, Max i Nath spotkali się pod wieżą kontroli lotów. Zakładam, że Blunt i Robinson z miejsca podzielą się informacjami na temat uzbrojonych pseudoratowników grasujących na terenie Oculus City (postaram się jeszcze dzisiaj napisać obszerniejszy update fabularny z tym fragmentem konwersacji).

Teraz pytanie - co dalej? Domyślacie się już, że grupa bezwzględnych przestępców wywołała kataklizm na Mariposie, by zdobyć dostęp do cennych materiałów (zapewne kilku milionów kredytek w kartach płatniczych), a teraz przymierza się do ucieczki z krateru. Za środek transportu posłuży zapewne przygotowany już do startu Bluebird TransStellaru, który omal nie stał się grobem Maxa. Wszyscy macie pod dostatkiem broni, Nath posiada dodatkowo materiały wybuchowe.

Jeśli Wasze podejrzenia są słuszne, skład kolejki z terrorystami na pokładzie może się znaleźć na lądowisku lada moment (a widoczność nadal jest kiepska). Co zamierzacie zrobić?

Przypominam, że nie wiecie nic o losie Olivera i Franka, o statusie Aurory i o baterii rakietowych pocisków rozstawionych w hangarze kompleksu Palladium.

Stan, zamierzasz ciąć palnikiem właz oddzielający kabinę pilotów Dromadera od sekcji pasażerskiej? (zaklinował się na amen, ręcznie nie dasz rady go otworzyć).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 21:15, 22 Wrz 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Najlepiej byłoby się jakoś porozumieć z ludźmi po drugiej stronie... Trzeba by spróbować przez radio, a jeśli nie... może wystukiwać morsem?
Po próbie nawiązania kontaktu (udanej czy nie) będą ciął palnikiem?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 22:50, 22 Wrz 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





Priorytet - wysłać kapsułę. Komunikat na niej powtórzyć trzy razy, skoro jest możliwość błędnego zapisu.

Osobiście byłbym za wysadzeniem w powietrze blubirda i ostrzelaniu terrorystów później(ale lepiej przekonaniu ich, by się poddali, bo stracili drogę ucieczki). Później Max da się aresztować.

Ktoś ma jakieś inne spojrzenie?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 20:00, 24 Wrz 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Nie miałem jeszcze czasu, żeby zaktualizować swoją wiedzę na temat ostatnich postów i update'ów w TR, więc tak na szybko, żeby nie wstrzymywać:

Wolałbym nie zabijać nikogo, z terrorystami włącznie, jeśli nie będzie to absolutnie konieczne. Za pomocą materiałów wybuchowych miałem zamiar uszkodzić potencjalny środek transportu terrorystów w stopniu uniemożliwiającym start. Samymi terrorystami niech raczej zajmą się antyterroryści, wojsko, uzbrojeni ratownicy, etc.

Edit: Jeszcze jedno: wspominam oczywiście o nadajnikach, które zabrałem zabitym terrorystom. Skoro już nie jestem sam, proponuję przygotować zasadzkę z ich użyciem w charakterze wabika.


Ostatnio zmieniony przez namakemono dnia Pią 6:45, 25 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 11:08, 25 Wrz 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





Jedną wiązką C4 (C5 czy co tam znalazles) można urwać silniki i/lub zdechermetyzowac tego bluebirda. Co do pułapki - to gdzie ją umieścimy i do czego wykorzystamy, jeśli nie chcemy nikogo zabijać?

Deklarację o sondzie podtrzymuję.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 11:18, 25 Wrz 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Freeks, napisałem zasadzkę a nie pułapkę. Myślałem raczej o tym, żeby przy pomocy nadajników zwabić ich w określone miejsce (w sumie i tak wybierają się do kosmoportu), rozbroić i pojmać. Zabijać nie trzeba, ale jeśli będzie taka konieczność, można i tak.

Co do unieszkodliwiania pojazdów: bardziej podoba mi się opcja dehermetyzacji. Boję się, że przy próbie urwania silników Bluebird może zamienić się w chmurę pyłu i gazu. Nie wiem jak sprawa się zakończy i może za wcześnie o tym myślę, ale ostatecznie wolałbym odpowiadać za wybicie szyby czyli w sumie wandalizm niż całkowite zniszczenie wartego grubą kasę Bluebirda.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 11:30, 25 Wrz 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





zdetonowanie na szybie w kokpicie to też dobra opcja. Bez kombinezonów nigdzie nie polecą, a prawdopodobnie jeszcze konsoletę przeora.

Co do zasadzki to właśnie tak myślałem, by ich zwabić do jakiegoś pomieszczenia, gdzie wcześniej umieści się drugi ładunek aktywowany radiowo (Max raczej da rade zrobić zapalnik z hełmofonu) i przekazać zebranym gościom, że transport mają uziemiony i mają sie poddać, inaczej zdetonuje sie ładunek i ich przy okazji. Bo zwykłe otoczenie i krzyknięcie "poddajcie się" może nie być skuteczne. Zbyt twardzi, by od tak się poddac, dlatego myślę, że wizja śmierci w ciasnym pomieszczeniu bedzie dostatecznym motywatorem. Możliwe, że wtedy poddadza się bez stawiania oporu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 11:37, 25 Wrz 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Wchodzę w to.
Zobacz profil autora
TR - Godzina Chwały
Forum RPG online Strona Główna -> Traveller
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 28 z 34  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 32, 33, 34  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin