Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 12.05, wieża kontroli lotów Oculus City
Skupieni pod wejściem do wieży ratownicy zastygli w całkowitym bezruchu, ale Max czuł doskonale ich świdrujące zza przesłon hełmów spojrzenia. Kiedy w eterze odezwał się ponownie Garret, w głosie mariposańskiego kontrolera nie było już cienia przyjaznego tonu.
- Max, wybacz, ale twoje poprzednie dokonania niczego w tej sytuacji nie zmieniają! Otrzymaliśmy zbyt wiele niepokojących informacji, by móc wam dalej bezgranicznie ufać! Zabiliście szefa naszych służb porządkowych, już ten fakt wystarcza, by postawić was pod ścianą, przecież ta dziewczyna sama się do tego przyznała!
- Działała w obronie własnej... – zaczął Blunt.
- Zastrzeliła go z zimną krwią! – nie wytrzymał jeden z ratowników. Zdenerwowany mechanik spojrzał na niego z tęsknotą wyrzuconego poza ring boksera w oczach, ale powstrzymał się przed zbyt ostrym w brzmieniu komentarzem.
- Garret, dogadajmy się – zaproponował raz jeszcze podkręcając nieco głośność komunikatora – Powiem to wprost, skoro nie dajesz mi wyboru. Nie złożę broni, dopóki nie poprosi mnie o to oddział gliniarzy z odznakami w rękach albo federalni marines, bo tak się składa, że już też wam nie ufam. Ten drań z plakietką dyrektora ochrony zabił brata Anny. Dostał kulę od niej, ale gdyby się wcześniej napatoczył na mnie, zrobiłbym to samo! Pogadajmy lepiej o ostrzeżeniu ludzi na orbicie, bo chyba szykuje im się paskudna niespodzianka! Na lądowisku stoi gotowy do startu Bluebird ze znakami TransStellaru, ale kiedy zajrzałem do środka, jakiś skurwiel omal nie odstrzelił mi głowy!
Max podniósł machinalnie lewą dłoń dotykając poszarpanego otworu wlotowego ziejącego czernią na boku hełmu.
- To mógł być jeden z naszych ludzi, który się was wystraszył! – odpowiedział podniesionym tonem Garret – Na przykład jeden z pilotów korporacji...
- Chyba w to nie wierzysz, stary! – parsknął natychmiast Blunt – Jeśli tak by było, dlaczego się dotąd z wami nie skontaktował? Przecież od biedy mógł triplować do wieży albo się tutaj przejść na chwilę, żeby zgłosić gotowość do startu. Czuję, że jest inaczej. Pod ziemią kręci się oddział wariatów gotowych zastrzelić każdego, kto przypadkiem wejdzie im pod lufy. Dam sobie uciąć głowę, że ten Bluebird na nich czeka. Musimy dać cynk na orbitę, że każdy startujący stąd wahadłowiec trzeba zatrzymać do kontroli, każdy! I nie myśl sobie, że to jakiś podstęp, bo ja mam czystą kapsułę sygnałową, a to wy tam w wieży musicie ją zaprogramować!
W radiu zapadła ciężka cisza, co szczerze Maxa uradowało – skoro Garret nie oponował krzykiem, tylko zastanawiał się nad słowami rozmówcy, istniała szansa na znalezienie kompromisu.
- Garret, posłuchaj – odezwała się nagle milcząca dotąd Anna – Musimy wysłać to ostrzeżenie na orbitę. Jaki to mógłby być podstęp, pomyśl logicznie? Zaprogramujcie w kapsule polecenie zatrzymania do kontroli każdego statku, który opuszcza Mariposę. Jeśli podejrzewasz, że nagraliśmy na niej jakiś kodowany przekaz, po prostu ją przed zapisem sformatuj!
- Nic z tego nie będzie – padła zdecydowana odpowiedź – Nie...
- Chyba ci odpierdzieliło! – wrzasnął Blunt – Głuchy jesteś...
- Uspokój się, Max! Nic z tego nie będzie, bo John podczas startu wyrwał razem z kablem całe gniazdo transmisyjne! – oświadczył kontroler lotów – Nie mieliśmy możliwości ręcznego wypięcia, więc pociągnął go za sobą. Rozwaliło cały panel, nie damy rady niczego podpiąć.
- A nagranie drogą radiową? – zasugerowała z nutą rozpaczy w głosie Anna – Na tak krótkim dystansie zakłócenia są minimalne.
- Możemy spróbować, ale ryzyko błędnego zapisu wciąż pozostaje bardzo wysokie – odparł Garret – Te drobiny w powietrzu wywołują nieustanne interferencje.
- Musimy to zrobić, stary – nie ustępował mechanik – My nie popuścimy, rozumiesz? Mike nie żyje, ja sam oberwałem w nogę. Nath, Frank i Oliver już dawno powinni byli wrócić na lądowisko, a ciągle ich nie ma! Rzygać mi się chce na samą myśl o tym, ale może tylko my jeszcze żyjemy oprócz Johna! Wylądowaliśmy w tym zasranym kraterze, żeby wam ratować dupy, a teraz ktoś próbuje nas po kolei wykończyć!
- To fatalne wieści, Max – w eterze rozległ się znienacka głos, który sprawił, że Blunt podskoczył w miejscu – Te o Mikaelu. Podejrzewałem najgorsze, ale miałem nadzieję, że że to tylko fałszywe złe przeczucie.
Mechanik westchnął ze szczerą ulgą, a potem obejrzał się w bok, w kierunku postaci w jasnym kombinezonie nadciągającej śpiesznym truchtem po pomoście komunikacyjnym biegnącym pomiędzy płytami lądowiska.
- Nath, ty stary draniu – roześmiał się histerycznie Blunt – Nigdy nie myślałem, że się tak będę bał o twoje dupsko. |
|