Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 12.00, wieża kontroli lotów Oculus City
Max kiwnął dziewczynie głową przesuwając za plecy broń i dając jej tym samym do zrozumienia, by nie trzymała na widoku swego automatu. Słuchając histerycznej momentami konwersacji ratowników z wieżą lotów mechanik pokonał ostrożnie połowę dzielącego go od budowli dystansu, żywiąc nadzieję, że zdoła podejść Ivendończyków cichaczem do samego końca.
Próżna to była nadzieja. Zaledwie dziesięć metrów dzieliło Maxa i Annę od najbliższego ratownika, kiedy ten obejrzał się ostrożnie przez ramię i spostrzegł parę nadchodzących bezszelestnie intruzów.
- To oni! - w eterze rozległ się na poły przerażony, na poły zdesperowany męski okrzyk. Postacie ratowników zwróciły się twarzami w kierunku Maxa i Anny, mową ciała dając im do zrozumienia, że gotowi są salwować się ucieczką na dźwięk pierwszego strzału - To ci mordercy!
- Spokojnie, nie wariujcie! - rzucił w eter mechanik - Nie jesteśmy żadnymi mordercami, mamy pokojowe intencje! Garret, jesteś na linii?
- Jestem, Max - padła natychmiastowa odpowiedź - Co się tam dzieje? Ci ludzie twierdzą, że zabiliście Gordona Corey'a!
- To nie był Corey - Max nie miał pojęcia, kogo właściwie zabiła kula wystrzelona przez Annę, ale prowadząc wyścig z czasu gotów był pleść wszystko, co mu tylko ślina na język przyniosła - To był jakiś przebieraniec w kombinezonie z jego plakietką! Przed chwilą sam zastrzelił jednego z naszych, brata Anny! Działała w obronie własnej!
- Podeszła do niego i strzeliła prosto w klatę! - krzyknął jeden z ratowników podnosząc trzymaną oburącz metalową sztangę, którą musiał znaleźć podczas ucieczki z lądowiska - Facet właśnie nas ostrzegał...
Max uniósł pojednawczo ręce, postępując o krok do przodu. Pod wieżą stało sześciu mężczyzn w skafandrach ivendońskiej Obrony Cywilnej i gdyby nie brak broni, Blunt mógłby przysiąc, że spogląda na zamachowców ze stacji metra. Kimkolwiek byli jego niedoszli zabójcy, zastosowali doskonały kamuflaż.
- Garret, mam przy sobie kapsułę sygnałową, którą muszę jak najszybciej zaprogramować i wystrzelić na orbitę. Aurora odleciała, więc pozostaliście mi jedynie wy. Na jednym z lądowisk stoi gotowy do startu Bluebird. Próbowałem do niego zajrzeć i jakiś skurwysyn omal nie odstrzelił mi głowy. Podejrzewam, że drań w kokpicie na kogoś czeka, bo tylko nas przepędził, nie startował. Ci na orbicie, zwłaszcza wojskowi, muszą się o tym dowiedzieć, inaczej skubańcy zwieją stąd pod przykrywką służb ratunkowych!
- Max, poczekaj chwilę - w głosie dyspozytora pojawiła się nuta podejrzliwości, której wcześniej Blunt u Garreta nie zauważył - Coś tu nie gra. Nie gniewaj się, stary, ale ci ratownicy podali mi poprawne kody identyfikacyjne. Parę minut temu gadałem z Corey'em i to był prawdziwy Gordon, znam go od lat. Nie chcesz mi chyba wmówić, że on zastrzelił kogoś z załogi waszego Arrowa, a potem wy rąbnęliście jego? Powiedz, że to nieprawda, Max. |
|