RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Traveller -> TR - Godzina Chwały Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 32, 33, 34  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Wto 11:28, 25 Sie 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





Jak wylądują i się podłącza do kabla wojskowi. inaczej nic nie powiedzą nikomu przez ten pył
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 12:27, 25 Sie 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Fakt. Kompletnie zapomniałam. Więc plan bez sensu, bo nic nie wnosi.

Mistrza proszę o jeszcze chwilę czasu do namysłu. Wink


Ostatnio zmieniony przez Karina dnia Wto 12:52, 25 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 11:47, 26 Sie 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Coś mi wpadło do głowy. Powiedzmy, że podobnie jak Namakemono głośno myślę.

W kwaterze pilotów odnotowano skok ciśnienia- nie wiemy, co się tam stało, ale najprawdopodobniej oni nie żyją, a ich śmierć była komuś do czegoś potrzebna. Wcześniej zakładałam, że do przejęcia plakietek. Ale nie tylko - żeby wystartować Bluebirdem, przestępcy potrzebowali kart startowych, o których pisał Keth, a które były w posiadaniu owych pilotów.

Teraz pytanie- dlaczego oni już odlatują, skoro nie wszyscy są jeszcze na pokładzie? Czy wystartują innym statkiem? To wydaje mi się mało prawdopodobne, bo stwarzałoby dla nich większe prawdopodobieństwo złapania przez wojskowych. Ale nie wiadomo. W każdym razie, tak czy siak, zanim wystartują wszyscy, to troszkę czasu jeszcze minie. Mistrzu- jak daleko ode mnie i Maksa jest ta grupa, którą śledził Namakemono? Ile czasu drogi? I to samo pytanie w stosunku do kwatery pilotów?

Namakemono- Ty wybierasz się teraz do pilotów, prawda? Moglibyśmy też pójść tam z Maksem (albo nawiązać łączność radiową, tylko nie wiem, czy to jest możliwe? I trzeba wziać pod uwagę, że moglibyśmy być na podsłuchu). Zdobyć inne karty startowe i wskoczyć do jakiegoś Bluebirda, żeby ostrzec orbitę.

To wszystko może być trochę czasochłonne i z dużym ryzykiem niepowodzenia, ale nic innego mi na razie nie przyszło do głowy. Jak inaczej powiadomić orbitę?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 12:14, 26 Sie 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





Wystrzelić na orbitę boje informacyjna!

I to jest myśl, zostały jeszcze jakieś Blubirdy niepenetrowane, gdzie taka może być? Jak nie, to trzeba z garretem się skontaktować, gdzie taka może być.

Inna sprawa - jak odlatują bez wszystkich, ergo będą gdzieś lądować po resztę ekipy, bo raczej całej kasy jeszcze nie wyciągnęli. Tylko ich przepłoszyliśmy. Tym bardziej strzele im z lasera w co czulsze punkty statku Twisted Evil
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 15:02, 26 Sie 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Jeśli jest taka możliwość, to pomysł jest świetny. Więc jak? Jednak do Garreta?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:21, 28 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.54, kompleks Palladium

Frank Murray przedostał się ostrożnie do wnętrza generarium, dokładając przy tym wszelkich starań, aby żarzące się krawędzie otworu nie przepaliły mu przypadkiem skafandra. Ku miłemu zaskoczeniu technika w pomieszczeniu działało awaryjne zasilanie, chociaż migające ostrzegawczo czerwone lampki zdawały się sygnalizować pracę na ostatnich rezerwach mocy. Frank wyjrzał raz jeszcze na korytarz i upewnił się, że nigdzie w pobliżu nie widać śladu innego mordercy, potem zaś dopadł najbliższej konsolety i zaczął przeglądać dostępne menu systemowe w poszukiwaniu oprogramowania resetującego system energetyczny.

Zajęło mu to dobre dwie minuty, budząc głęboką frustrację chlubiącego się wprawą w pracy z komputerami mężczyzny. Zainicjowana kilkoma komendami procedura restartu zapełniła ekran komputera mnóstwem nakładających się szybko na siebie okienek, raportujących kolejne etapy procesu wtórnego uruchomienia generatorów mocy. Nie chcąc tracić czasu na jałowe czekanie Frank zerwał się z obrotowego fotela i potruchtał w kierunku zniszczonych palnikiem drzwi. Ponowna kontrola korytarza i tym razem nie wykazała śladu niczyjej obecności, z wyjątkiem kilku zauważonych wcześniej zwłok mariposańskich robotników, zabitych falą żaru płynącą z pękniętych pieców hutniczych na niższych poziomach kompleksu.

Murray wciąż nie wiedział, co myśleć o brutalnych wydarzeniach ostatnich kilkudziesięciu minut. Na jego oczach rozpoczęła się desperacka akcja ratunkowa spowodowana pozornie naturalnym kataklizmem, bez wątpienia emocjonująca dla młodego technika, ale i niebezpieczna dla zdrowia i życia. Na jego oczach ktoś zupełnie Frankowi obcy zabił z premedytacją kapitana Aurory, a potem próbował zabić jego samego. Kipiąca w żyłach Murraya adrenalina chroniła go jak dotąd przed głębszym wstrząsem psychicznym, ale obraz padającego z przestrzeloną głową Olivera Machado zaczynał prześwitywać coraz silniej gdzieś w umyśle rozgorączkowanego biegiem wydarzeń Franka.

- Reset systemu zasilania zakończony pomyślnie – Frank aż podskoczył z wrażenia w progu drzwi, kiedy ustawiony na zbyt wysoki poziom głośności komputer zasygnalizował miłym kobiecym głosem realizację zadania. Technik dopadł ponownie konsolety, tym razem wrzucając na ekran wykaz linii energetycznych, odnalazł podstację odpowiedzialną za zasilanie zawalonej stacji metra i za pomocą kilku uderzeń w klawiaturę zaczął pompować do tamtejszego transformatora energię.

- Zasilanie w zaznaczonej strefie przywrócone – oznajmił komputer.

Na ukrytej pod kaskiem twarzy Franka Murraya pojawił się szeroki uśmiech, nieco histeryczny, ale przesycony autentyczną radością.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:23, 28 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.54, sektor korporacyjny

Spoglądając raz jeszcze na tablicę informacyjną Nathaniel Robinson uznał w myślach, że przejrzał w końcu plan działania terrorystów. Dokonawszy porwania senatora Ottmeyera i włamania do rezydentury korporacji Kor-Azoth przestępcy przystąpili do odwrotu zabierając ze sobą wartościowego zakładnika oraz nieznane Nathowi bliżej przedmioty ukryte w skrzyniach. Rzut oka na zawartość tablicy pozwolił przyjąć założenie, że terroryści pojadą do kosmoportu, by tam przystąpić do fazy ucieczki. Na samą myśl o tym Nathaniel poczuł zimny dreszcz, bo z braku łączności nie mógł sprawdzić, czy wysłany z ostrzeżeniem Mikael Zarros zdążył zaalarmować załogę Aurory. Robinson był realistą, więc bez trudu potrafił sobie wyobrazić widok towarzyszy zastrzelonych bez słowa na pokładzie Arrowa i odlatujący w nieznanym kierunku prom – grupa anonimowych jak dotąd przestępców zdawała się działać z całkowicie pozbawioną ludzkich uczuć bezwzględnością, realizując drobiazgowo swój plan i eliminując każdą przeszkodę.

Do rozwiązania tej zagadki w pełni brakowało Nathowi jeszcze kilka elementów, skupionych głównie na aspekcie samego trzęsienia ziemi. Mężczyzna nie potrafił uwierzyć w to, by przestępcy wykorzystali w porywie chwili przypadkowy kataklizm, wykluczał to całkowicie stopień komplikacji planu terrorystów. Chociaż Robinson nie miał w tej kwestii pewności, w jego umyśle zaczynało kiełkować przekonanie, że katastrofalne w skutkach księżycowe trzęsienie było integralnym elementem zbrodniczej operacji, mającym posłużyć za doskonałą przykrywkę dla napadu na rezydenturę Kor-Azoth. Dla oficera ochrony Manath Jover oczywiste było, że wypadek załadowanego materiałami wybuchowymi promu nie miał niczego wspólnego ze zwykłą kraksą.

Twórcy tego makabrycznego planu zdawali się zupełnie nie przyjmować zagrożeniem dla życia setek, jeśli nie tysięcy przypadkowych ofiar.

Nath przygryzł usta analizując w myślach swą sytuację. Według tablicy cofający się w stronę pobliskiej stacyjki metra przestępcy musieli nadłożyć nieco drogi, by przewieźć skrzynie do terminalu pod kosmoportem. Robinson uznał w myślach, że poruszając się biegiem zdoła przeciąć w linii prostej łuk kolejki odchylony w stronę przystanku pod kwaterami TransStellaru, poruszając się korytarzami tranzytowymi dla ruchu pieszego. Jeśli żaden ich fragment nie uległ znaczącemu zawałowi albo nie został zablokowany podziemnym pożarem, Nathaniel miał spore szanse na wyprzedzenie porywaczy w drodze do kosmoportu.

W tok myślenia mężczyzny wdarł się znienacka ostrzegawczy sygnał emitowany przez wyostrzone napięciem zmysły. Robinson cofnął się o kilka kroków w tył skrzyżowania, bo w tunelu wiodącym do stacji metra spostrzegł nagle rosnący na ścianie ludzki cień, poruszający się w sposób sugerujący bieg. Wciskając się za ciasny narożnik jednego z biur Nathaniel spostrzegł drugi cień, depczący po piętach pierwszemu.

Dwaj terroryści zawrócili z nieznanego Robinsonowi powodu, poruszając się na dodatek w tempie zdradzającym jakąś istotną zmianę w ich planie.


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Sob 13:58, 29 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 18:11, 29 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.54, lądowisko Oculus City

Ciągnąc Annę za rękaw Max wyskoczył spod kadłuba Bluebirda, kierując się pod burtę z przeciwnej strony. Nie było tam bocznego włazu, a mechanik przekonany był, że siedzący w kokpicie zamachowcy nie mieli technicznej możliwości otwarcia bocznych okienek, toteż ta akurat strona lądowiska wydała mu się najbezpieczniejsza. Gdyby jakiś człowiek zamierzał uciekinierów ścigać, musiałby wpierw wyskoczyć z kabiny pasażerskiej wahadłowca na płytę lądowiska, a na to Max był przygotowany, celując z lasera w przestrzeń pod brzuchem Bluebirda.

Wyloty dusz napędowych wciąż pozostawały zamknięte, ale w kokpicie pojawiła się nikła poświata rzucana zapewne przez pokładowe instrumenty. Za zapylonymi szybami kabiny Max nikogo nie dostrzegł, co też nie dziwiło przy tak ograniczonej widoczności, ale fakt ów tylko mechanika bardziej rozzłościł. Wycofując się tyłem ku krawędzi płyty lądowiska mężczyzna przyłożył do ramienia lufę karabinu i nacisnął szybko trzy razy spust broni.

Promień silnie skondensowanego światła uderzył trzykrotnie w boczną szybę kokpitu, ale zgodnie z przewidywaniami Blunta nie zdołał przebić grubego pancernego szkła. Tym razem mechanik gotów był przysiąc, że w ciemnym kokpicie ktoś się raptownie poruszył.

- Tak, Maksiu, napędziłeś draniowi strachu - syknął do siebie samego Blunt - Mam nadzieję, że się przynajmniej sfajdał w gacie.

- Dlaczego on nie startuje? - zapytała Anna docierając do krawędzi płyty i przeskakując zwinnie na wysięgnik linii miejskiej kolejki - Przecież wie, że go zdemaskowaliśmy. Dlaczego ciągle tam stoi?

- Bo na kogoś czeka - odpowiedział z dziwną pewnością siebie Max - Założę się, że czeka na pasażerów, a będą nimi te sukinsyny, które próbowały mnie kropnąć na dole. Mamy jeszcze trochę czasu, żeby ostrzec ludzi na orbicie, inaczej te dranie przemkną się przez kordon.

- Chcesz nawiązać łączność z Aurorą przez Garreta? - zasugerowała bez większego przekonania Anna - Zakłócenia...

- Zakłócenia całkowicie to wykluczają - wtrącił Max przeskakując z rozpędu na linię kolejki i ponownie celując z lasera w stronę przesłoniętego coraz bardziej kurzawą Bluebirda - Ale możemy zrobić to samo, co wcześniej: wystrzelimy kapsułę sygnalizacyjną.

- Skąd ją weźmiemy, z wieży? - dziewczyna omiatała przestrzeń wokół siebie lufą pistoletu, jakby spodziewając się, że lada chwila ktoś wypadnie spośród tumanów księżycowego pyłu.

- Nie wiem, czy Garret coś ma na stanie, ale na pewno znajdziemy jakąś w innym Bluebirdzie, najlepiej jednym z tych rozwalonych. Tam żaden drań raczej nie będzie się ukrywał.

- Ale jak ją zaprogramujemy? - w głosie Anny nadzieja mieszała się z niepewnością, ale Max poczuł lekkie zadowolenie zauważając, że spowodowane śmiercią brata otępienie zaczyna powoli ustępować zastępowane logiczną dedukcją.

- Przez gniazdo transmisyjne na ścianie wieży - oznajmił tryumfalnie Max - Te samo, do którego podłączyliśmy wcześniej Aurorę. Szybko, za mną i patrz pod nogi.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 9:31, 30 Sie 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Mistrzu, mistrzu, ciągle kłody w oczy, wiatr pod nogi... Smile

Jak rozumiem, łobuzy biegną w jakimś celu w moją stronę, ale nie odkryli jeszcze mojej obecności, bo pewnie inaczej by to rozegrali. W takim razie szukam jakiejś dobrej zasłony/ukrycia. Ważna sprawa: czy otwarcie ognia w tej chwili zaalarmuje resztę bandziorów? Jeśli jakimś cudem nie, to postaram się przepuścić gości i otworzyć do nich ogień zza zasłony, ale serią po plecach. Powinienem mieć wystarczającą przewagę wynikającą z zaskoczenia samą moją obecnością i od tyłu, żeby poradzić sobie z dwoma przeciwnikami. Jeśli jednak, co bardziej prawdopodobne, atak w tej chwili jest zbyt ryzykowny, to zmieniam obiekt śledzenia - podążam w ukryciu za tą dwójką i postaram się ich zlikwidować w bardziej sprzyjających okolicznościach. O ile ten plan się powiedzie, mam nadzieję znaleźć przy nich radia, które pozwolą mi na podsłuch rozmów pozostałej grupy, być może jakichś granatów lub innych przydatnych przedmiotów. Później powrócę na okrężną drogę do kosmoportu, o ile oczywiście wcześniej nie padnę trupem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 17:13, 30 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zanim przejdę do kolejnej serii updatów fabularnych, pozwolę sobie rzucić okiem taktycznym na Waszą sytuację.

Frank Murray uruchomił zasilanie dla stacji kolejki, jego bieżące zadanie jest zatem ukończone z sukcesem. Teraz pojawia się pytanie, co dalej? Jest kilka opcji do wyboru - powrót na lądowisko, obejrzenie wraku ivendońskiego promu ratowniczego, próba rozbrojenia pozostałych rakiet, inne pomysły. Stan, daj znać, co Frank zamierza zrobić teraz.

John Kowalski jest chwilowo uziemiony - otrzymane od Lawrence'a rozkazy nakazują mu opuścić niską orbitę Mariposy, a jeśli tego nie zrobi, może mieć poważne kłopoty (z sądem wojskowym włącznie).

Nath Robinson zasadził się na parę nieoczekiwanie zawracających terrorystów z zamiarem ich skrytego zlikwidowania lub ewentualnie śledzenia.

Anna Zarros i Max Blunt za chwilę znajdą się przy jednym z rozbitych promów, by wyciągnąć z niego kapsułę sygnalizacyjną i dostarczyć ją pod wieżę kontrolną celem zaprogramowania i wystrzelenia na orbitę księżyca.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 11:24, 31 Sie 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Jeśli mnie pamięć nie myli, to Frank starał się pomóc górnikom, i obraz padającego kapitana przysłaniał mu w głowie obraz duszących się/zamarzających/płonących górników.
Na potrzeby deklaracji zakładam, że górnikom też w jakimś stopniu udało się pomóc.


Frank opadł ciężko na ziemię i usiadł, opierając się o ścianę. Odetchnął głęboko starając się uspokoić i z zimną krwią zastanowić nad sytuacją.
Wziął do ręki pistolet i z tępym wyrazem twarzy zaczął się mu przyglądać.

Czy ja w ogóle potrafię korzystać z tej broni? Wiem jak się ją odbezpiecza?
Niezależnie czy to potrafię, czy nie, teraz mam zamiar obejrzeć rozbity prom ratowniczy, po drodze szukając czegoś, co umożliwiłoby kontakt z kimkolwiek.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:44, 31 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.55, sektor korporacyjny

Nathaniel wtulił się w ciasny kąt za narożnikiem tak mocno jak to tylko było możliwe, przeklinając w duchu swój ciasny niezgrabny kombinezon. Do jego uszu dobiegł stłumiony kaskiem tupot butów i chwilę później dwaj poruszający się truchtem mężczyźni ominęli narożnik zmierzając w kierunku, z którego nadszedł Robinson. Obaj mieli na sobie ciemne skafandry ratowników, hełmy z nałożonymi na wierzch goglami noktowizyjnymi i elastyczne uprzęże oplatające torsy, obwieszone matowymi przedmiotami, w których Robinson rozpoznał natychmiast flary sygnałowe, zapasowe magazynki i emitery sygnału naprowadzającego. Obaj ściskali też w rękach kompaktowe pistolety maszynowe, ale celowali z nich w podłogę korytarza, co pozwoliło Nathowi wnioskować, że napastnicy nie czuli się bezpośrednio zagrożeni.

Wniosek ten sprawił Robinsonowi ogromną ulgę, bo mężczyzna zaczął się już obawiać, iż to jego osoba zaalarmowała w jakiś sposób terrorystów. Przez umysł Natha przemknął szaleńczy potok myśli, ucięty w ułamku chwili podjętą decyzją. W mniej drastycznych okolicznościach Robinson mógłby optować za wzięciem przeciwników na muszkę i zmuszeniem ich do złożenia broni, ale teraz nie zamierzał podejmować zbędnego ryzyka.

Kiedy drugi terrorysta minął jego kryjówkę, Nathaniel odczekał dwie sekundy i wysunął się z wnęki z podniesionym do strzału laserem. Palec wskazujący Robinsona dotknął przycisku spustowego broni wyzwalając ciemnoczerwony promień energii, który w ułamku sekundy połączył pryzmat lasera i skafander przeciwnika na wysokości jego kręgosłupa, pomiędzy łopatkami.

Broń laserowa produkowana w zakładach zbrojeniowych Federacji miała relatywnie niską szybkostrzelność i zdradzała pozycję strzelca dzięki wizualizacji energetycznego ładunku, przez co traciła na atrakcyjności wśród członków oddziałów szturmowych i grup antyterrorystycznych, ale nadrabiała ten brak pewną istotną zaletą: wystrzał z lasera nie generował żadnego dźwięku.

Pierwszy fałszywy ratownik znajdował się o dwa kroki przed swoim towarzyszem, toteż nie zauważył samego momentu strzału. Wiązka lasera przepaliła w ułamku sekundy izolowaną termicznie powłokę kombinezonu i uszkodziła w krytycznym stopniu rdzeń kręgowy ofiary. Postrzelony śmiertelnie mężczyzna zgubił krok, poleciał do przodu lądując z cichym trzaskiem na twarzy, uderzył kaskiem w beton podłogi.

Truchtający z przodu porywacz musiał usłyszeć coś w eterze – być może stłumione jęknięcie, być może agonalne westchnienie – bo nie zwalniając kroku zaczął odwracać głowę, by spojrzeć przez ramię w stronę swego towarzysza.

Wszystko to rozegrało się w przeciągu dwóch sekund, ale Nathaniel ponownie doświadczył znajomego z lat wojny zjawiska, kiedy w trakcie walki bieg czasu zdawał się zwalniać znienacka do niewyobrażalnie ospałego tempa.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:51, 31 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.56, lądowisko Oculus City

Max pamiętał drogę wiodącą do rozbitego, pozbawionego podwozia Bluebirda, którego odnalazł podczas pierwszej wyprawy do wieży kontroli lotów. Truchtając na tyle szybko, na ile pozwalały kombinezony i zdrowy rozsądek, para samozwańczych ratowników dotarła pomostem kolejki do uszkodzonej maszyny. Pozostawiając Annę kucającą z pistoletem w ręku przy pogniecionej burcie wahadłowca, Max wślizgnął się do środka otwartego Bluebirda i rozwaliwszy strzałem z lasera szafkę zaczął szabrować pośpiesznie jej zawartość.

Podczas strzelaniny w podziemiach metra mechanik zdążył już poznać wartość żelowych kuleczek uszczelniających, toteż powpychał cały ich zapas w kieszenie, potem zaś wyciągnął z walizeczki na broń obydwa automaty M41A1 i zapasowe magazynki. Sprawdziwszy naprędce broń zarzucił je sobie na ramię, uznając z miejsca wyższość obu karabinków nad swoim laserem i pistoletem Anny – pozostawało mieć tylko nadzieję, że dziewczyna poradzi sobie z tego typu automatem, znacznie cięższym i mniej poręcznym od pistoletu.

W szafce spoczywały dwie kapsuły sygnalizacyjne, ale przez wzgląd na ich dwudziestokilogramowy ciężar Max zdecydował się zabrać tylko jedną: zasadniczo tylko jedna była mu potrzebna. Przypiąwszy sobie kapsułę do uda skafandra mężczyzna wyskoczył przez wyłamany właz maszyny, lądując obok Anny na podobieństwo groteskowego kosmicznego żuka.

- Zauważyłaś kogoś? – zapytał kucając natychmiast i rozglądając się badawczo wokół. Anna zaprzeczyła ruchem głowy.

- To dla ciebie – powiedział do dziewczyny odbezpieczając jej M41A1 i podając broń – Strzelałaś kiedyś z czegoś takiego?

- Nie – odrzekła oddając mu pistolet i łapiąc oburącz automat – Ale jeśli ma spust tam, gdzie pistolet, to chyba sobie poradzę.

Blunt uśmiechnął się pod wizjerem hełmu, bo w głosie dziewczyny dźwięczała coraz silniejsza nuta wściekłości i żądzy zemsty. Szczerze to Maxa ucieszyło, bo chociaż żal mu było Anny, w zaistniałych okolicznościach wściekła i gotowa zabijać towarzyszka była większym wsparciem od załamanej i otępiałej beksy.

- Max... a co, jeśli nas też wykończą? – zapytała znienacka, przystawiając przesłonę swego kasku do jego tak, by mogła mu spojrzeć prosto w oczy – Jeśli na nich wpadniemy, będą nas chcieli zabić, prawda?

Chciał w pierwszej chwili skłamać, ale zaraz pojął, że nie miało to większego sensu.

- Nie martw się, mała – powiedział twardym tonem – Ja jestem doświadczony w te klocki, a ty młoda i szybko się uczysz. Wykończymy skurwieli, zanim się zorientują, co ich zabiło. Prujemy do wieży.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:53, 31 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.56, kokpit FCS Aurora

John Kowalski dopił do końca zimną już kawę, zgniótł w dłoni plastikowy kubek dając upust swej frustracji. Aurora zmierzała w kierunku punktu zbiorczego floty ratowniczej, wyprzedzając obydwa ciężkie Costrele Astral Mining i wlokące się nieskładnie wahadłowce ivendońskiej Obrony Cywilnej.

Nawigator obserwował szarą kulę księżyca na ekranie swego komputera, dostrzegalną poprzez kamerę zainstalowaną ponad dyszami napędowymi Arrowa. Bez trudu dostrzegał na tle Mariposy ciemne kształty Space Kingów i towarzyszące im mniejsze Hammerheady, śmigające ciasnymi łukami po niskiej orbicie księżyca.

Wyciągnął dłoń w kierunku komunikatora i przełączył urządzenie na ogólną częstotliwość awaryjną, wyręczony w procedurze parkowania przez automatycznego pilota i coraz bardziej wkurzony brakiem jakiegokolwiek zajęcia. Przez chwilę myślał nawet nad tym, by prewencyjnie uruchomić Kotsuana i skalibrować laser, ale uznał po krótkiej chwili, że jakiś wojskowy pilot z gorącą głową mógłby opacznie zinterpretować ostrzeżenie swego systemu namierzania i zareagować w tragiczny w skutkach sposób.

- ...dły układy diagnostyczne, wszystkie w jednej chwili! Bogu dzięki, że szlag nie trafił systemu sterowania!

W eterze wciąż panowała atmosfera szaleństwa, ale wszechobecna panika już zniknęła zastąpiona nerwową determinacją. Większość Ivendończyków była zszokowana rakietowym atakiem oraz stratą dwóch promów, które spadły z uszkodzonymi silnikami gdzieś na dno krateru i John doskonale to rozumiał. Ratownicy wchodzący w skład lokalnej Obrony Cywilnej nie posiadali doświadczenia wojskowego, a sam system położony był tak głęboko na terytorium Federacji, że od niepamiętnych czasów nie prowadzono tu regularnych działań bojowych. Postawiono ich w stan alarmu i wysłano na Mariposę, by ratowali ludzi uwięzionych w trzewiach księżyca przez trzęsienie ziemi.

Nikt nigdy by nie podejrzewał, że w trakcie tak zwyczajnej – choć oczywiście tragicznej – operacji ktoś zacznie nagle wystrzeliwać rakietowe pociski i niczego nie zmieniał tu fakt, że nie miały one konwencjonalnych głowic. Impuls elektromagnetyczny sprawdził się niewiele gorzej od normalnego pocisku kinetycznego, strącając za jednym zamachem dwa ivendońskie Bluebirdy.

- To był Star Sparrow, bez dwóch zdań – oznajmił ktoś z pokładu Khorata – Mamy pełne oprogramowanie identyfikacyjne i potwierdzenie systemu. To była wojskowa rakieta.

- Człowieku, czy ty wiesz, co to znaczy? – skomentował natychmiast jeden z Ivendończyków, nadający z kokpitu FAS Mozart – Sugerujesz jakieś działania wojskowe?

- Nic nie sugeruję – odpowiedział zdecydowanym tonem radiowiec Khorata – Powiedziałem wam tylko, co wykazał nasz system identyfikacji.

- Chryste, czy to nie dziwne, że federalni znaleźli się tutaj tak szybko? – odezwał się pilot innego wahadłowca ratownicznego – I jeszcze ta strzelanina na dole. Normalnie...

- Dyscyplina radiowa! – rzucił twardo jeden z kontrolerów lotów – Mielecie ozorami jak przekupki! Nie spekulować, tylko raportować uszkodzenia. FAS Oregon, jak jest wasz status?

- Wysiadła jedna dysza, prawdopodobnie spaliły się obwody kontrolujące mieszankę – zameldował ivendoński pilot – Ciągniemy na połowie mocy. Nie ma szans, żebyśmy wrócili w takim stanie do bazy, nie uciągniemy w atmosferze. Trzeba będzie polecieć na jeden z orbitali i tam wymienić spalone podzespoły.

- FAS Oregon, zrozumiałem. Kierujcie się na Sensero III, korytarzem awaryjnym. Macie zielone światło, na podejściu do stacji przejmie was miejscowy kontroler. FCS Aurora, jaki jest wasz status?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:54, 31 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.59, wieża kontroli lotów Oculus City

Od wieży kontroli lotów dzieliło ich zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy Max zwolnił raptownie i podniósł lewą dłoń do hełmu podkręcając głośność wewnętrznego komunikatora. Anna przyklęknęła natychmiast na pylistym wysięgniku kolejki, walcząc z przemożną chęcią zerknięcia w dół i omiatając w zamian lufą automatu przestrzeń za sobą. Chociaż przez całą drogę od rozbitego Bluebirda do wieży ustawicznie oglądała się przez ramię, nie spostrzegła nigdzie śladu pościgu. Jakiekolwiek intencje mieli ludzie ukrywający się w kokpicie przygotowanego do startu wahadłowca, nie zamierzali udawać się śladem człowieka, którego próbowali zabić podczas próby wejścia na pokład promu.

- ...lali do na... wiem... to nie mac... – w słuchawkach hełmu pojawiły się rwane słowa, składające się na prowadzoną gdzieś w pobliżu rozmowę, ale wskutek silnych zakłóceń łączności ledwie zrozumiałe – Otwórzcie... olny właz, musi... odka!

- ...lokowany! Do awar... nie doj... – Max dałby głowę, że w strzępkach konwersacji wychwytuje znajomy już głos Garreta – Spróbuj... stać się... ziemnego!

Anna podniosła się z klęczek i oboje pobiegli ostrożnie wzdłuż toru kolejki, tym razem celując z luf automatów przed siebie. Po kilkunastu sekundach spośród kłębów pyłu wychynęła masywna bryła wieży i kilka stojących przed wejściem ludzkich sylwetek w kombinezonach ivendońskiej Obrony Cywilnej, zwróconych plecami do Maxa i Anny.

- Mówię ci, że do nas strzelali! – w słuchawkach hełmu słychać już było czysty przekaz, eter wibrował podniesionym głosem jakiegoś mężczyzny – Skąd możemy wiedzieć, że na dole nie będzie ich kolesiów? To jacyś szaleńcy, jeden z nich to chyba kobieta, tak by wyglądało z rozmiarów kombinezonu! Rozwaliła tego waszego szefa ochrony bez słowa, jakby to była cholerna tarcza na strzelnicy!

Max wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Anną, dając jej jednocześnie do zrozumienia ruchem dłoni, że domaga się całkowitej ciszy w eterze. Od podstawy wieży dzieliło ich dziesięć sekund szybkiego truchtu, a żaden z ratowników nie spostrzegł jak dotąd obecności kucających na torze kolejki ludzi.
Zobacz profil autora
TR - Godzina Chwały
Forum RPG online Strona Główna -> Traveller
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 26 z 34  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 32, 33, 34  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin