 |
|
 |
Wysłany: Sob 21:36, 04 Lip 2009 |
|
|
Karina |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 02 Kwi 2009 |
Posty: 130 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kresh'ta Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
-Nie!
Czas dla niej niemalże się zatrzymał. Sekundy, w których dostrzegła biegnącą postać, usłyszała huk wystrzału i zobaczyła, jak człowiek pada na ziemię, były dla niej wiecznością. Tylko myśli przelatywały przez głowę w zawrotnym tempie. Nie czuła się sobą, była jak w amoku. Nie zastanawiała się, co robi, nie zdawała sobie z tego do końca sprawy- przed jej oczami widniał tylko obraz martwego człowieka, w kierunku którego biegła teraz modląc się, by nie był Mikaelem.
Uklękła przy podziurawionym skafandrze, biorąc martwe ciało w objęcia. W zabitym człowieku dostrzegła brata- jego przerażoną twarz i pełne strachu oczy. Patrząc w nie czuła, jakby ona też umarła- świat dokoła przestał istnieć, był tylko on, wielki ból i- paradoksalnie- wielka pustka. Dotknęło ją cierpienie, jakiego nigdy dotąd nie przeżyła. Po jej twarzy spływały łzy, których nie starała się nawet ukrywać.
Klęcząc na ziemi i trzymając brata w objęciach czuła się bezradna jak dziecko- nie dopuszczała do siebie myśli, że to mógł być koniec i wpatrując się rozbieganym wzrokiem w jego oczy wciąż liczyła na to, że on wstanie, obejmie ją i powie, że wszystko będzie dobrze.
Ta chwila, choć dla Zarros była wyjątkowo długa, w rzeczywistości trwała może kilkanaście sekund. Nagle dobiegła ją świadomość tego, co naprawdę się stało- że jej brat nie zginął, ale został zamordowany. Nie obchodziło ją to, czy Corey miał podstawy, by to zrobić; nie myślała o tym, że pewnie postąpiłaby tak samo. Nie widziała w nim nikogo oprócz mordercy; kogoś, kto odebrał jej najukochańszą osobę.
Dalej tkwiła w amoku, ale tym razem oprócz cierpienia pojawiła niewyobrażalna nienawiść. Dziewczyna nigdy wcześniej nie była świadkiem śmierci. Nie straciła nigdy kogoś bliskiego. Teraz to wszystko się połączyło. Otaczająca ją rzeczywistość była jakby nierealna- te wydarzenia, ci ludzie, ona sama. I uczucia. Wszystko, co czuła w tym momencie, było tak silne, jak nigdy dotąd.
Corey zamordował Mikaela.
Ta myśl trafiła w nią jak piorun. Podniosła na mężczyznę pełne nienawiści i szału spojrzenie.
-Ty sukinsynie! -Krzyczała załamanym od płaczu głosem. -Zabiłeś go, rozumiesz?! Zabiłeś mojego brata!
Chciała coś zrobić, chciała krzyczeć, uciec stąd gdzieś daleko, zginąć, zabić Coreya- chciała zrobić cokolwiek, ale nie była w stanie zrobić nic. Była jak sparaliżowana. Nie potrafiła wypuścić ciała brata z rąk. Pochyliła się nad nim i jeszcze mocniej ścisnęła w ramionach.
W tym monecie całkowicie nie pasowała do obrazu pewnej siebie dziewczyny, jaki wcześniej stworzyła- była rozbita i samotna jak nigdy dotąd. Opuściły ją wszelkie myśli, wszystko odpłynęło i był tylko jej brat, martwy brat i ona sama. Chciała tkwić w tej pustce, aż się nie zbudzi, aż nie umrze- dopóki otaczająca ją rzeczywistość się nie zmieni, bo w tej nie potrafiła żyć. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Nie 7:48, 05 Lip 2009 |
|
|
Freeks |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 04 Sty 2009 |
Posty: 679 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Wrocław/Świdnica |
|
|
 |
 |
 |
|
Max teraz widzi sprawę w następujący sposób:
Meriponski ratownik + broń = wróg.
Jeden taki - ciężar na zdrowa nogę, przycelowac i z lasera. Zwłaszcza jak gdzieś przy ratowniku znajdzie się skafander z Aurory, nie ważne czy z martwą, czy z żywą postacią w środku. Chyba, że napastnik będzie go widzieć (stawiać opór). Wtedy cover i ostrzeliwanie się. Jeśli grupa do trzech to znaleźć najpierw cover, później wycelować i zdjąć jednego, a następnie ostrzeliwanie się z dwoma pozostałymi. Przed większa się schowa, bo chce się dostać na Aurore, skoro nie ma nic do komunikacji. Chyba, że zobaczy członków Aurory wleczonych przez fałszywych ratowników - wtedy zacznie kombinować, bo frontalny atak na tak liczną grupę nie przyniesie ani mu korzyści, ani kompanowi w tarapatach.
Kierunek marszu - Aurora, lub komunikator. Trzeba wszystkich poinformować.
P.S. O odszkodowania za zmarłych w trakcie akcji ratunkowej to do kogo kierować podania? Jak już zauważono, to spory cios dla naszej spółki i samą krwią tego długu się nie wymaże... [buisness mode off]
To jest godzina chwały. I godzina mija jak tu jesteśmy - resztą zajmą się ratownicy, tylko od nas jeszcze zależy, czy mordercą uda się zwiać czy nie. |
|
Ostatnio zmieniony przez Freeks dnia Nie 7:58, 05 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wysłany: Pon 8:26, 06 Lip 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.35, lądowisko Oculus City
Gordon Corey podszedł do niej tak szybko, że oszalała z bólu i rozpaczy nawet tego nie zauważyła, ściskając w ramionach bezwładne ciało Mikaela. Kiedy na jej twarz padł cień mężczyzny, machnęła na oślep pięścią, nawet nie celując, łudząc się tylko nadzieją, że trafi.
Nie trafiła.
Mariposańczyk schylił się nad nią, więc napięła całe ciało oczekując ciosu, który nie nastąpił. Corey wyciągnął jej z pokrowca na udzie taser, prześlizgnął się obok podnosząc z grubej warstwy pyłu strzelbę Mikaela.
I nie zwalniając kroku odszedł w stronę stojącego już na platformie statku, otoczonego kłębami wyrzuconych w powietrze gazami napędowymi drobinek skał. Rampa maszyny właśnie opuszczała się z warkotem serwomechanizmów, który słychać było nawet z tej odległości i mimo wizgu pracujących w jałowym trybie turbin.
W tym hałasie i w niemym krzyku kotłujących się w głowie myśli Anna ledwie dosłyszała jedno słowo, rzucone w radiowy eter, odbijające się zduszonym echem w jej umyśle.
"Przepraszam". |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 12:03, 06 Lip 2009 |
|
|
Karina |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 02 Kwi 2009 |
Posty: 130 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kresh'ta Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Po chwili zaczęła dochodzić do siebie. Jej myśli stawały się coraz bardziej przejrzyste. Otrząsnęła się z pierwszego szoku i zastanowiła się nad tym, co robić dalej. Choć podejmowanie decyzji było dla niej teraz dosyć trudne, wiedziała już, że nie może tutaj zostać, choć wcześniej tego chciała. Wstała i spróbowała podnieść ciało brata, ale samo w sobie było za ciężkie, a co dopiero w skafandrze. Nie chciała go tu jednak zostawić i powoli przeciągnęła pod wieżę kontroli- tam, gdzie wcześniej stała z Coreyem.
Kucnęła i oparła głowę na rękach. Przypominała sobie wszystko, co teraz się wydarzyło, fakt po fakcie. Jak Corey odebrał jej broń i odszedł. Przeklinała w duchu swoją słabość. Czuła, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że ten człowiek żyje.
Tyle razy mogła go zabić.
Pierwszy raz, gdy celowała do niego w centrum kontroli. Wszystko było takie proste. Jedna jej decyzja i ten człowiek leżałby teraz na zimnej podłodze, wśród setek innych trupów.
W czasie całej drogi mogła spróbować wyciągnąć taser i skończyć tę grę. Wiedziała, że był od niej szybszy i sprawniejszy, ale istniała szansa na jej zwycięstwo. I gdyby ją wykorzystała, Mikael mógł teraz żyć.
W tym momencie czuła się tak, jakby to ona, własną bronią zabiła brata. Wszystkie jej decyzje były przyczyną jego śmierci- nawet, gdyby nie usunęła Gordona Coreya, mogła nie sprowokować go do wyciągnięcia pistoletu- reakcja jej brata byłaby inna i wszystko potoczyłoby się inaczej...
Odepchnęła od siebie wszystkie te myśli, chcąc podjąć jakąś decyzję, działanie- nie miała jednak pojęcia, co robić dalej. Jej zadaniem było włączenie zraszaczy, które już wykonała. Ale wydawało jej się to tak nieważne i odległe, biorąc pod uwagę całą tę tragedię. Chciała zobaczyć kogokolwiek z reszty załogi, ale w zasięgu jej wzroku nie było nikogo. Nie było nawet samego statku. Przemknęło jej przez myśl, że może wszyscy już odlecieli.
Mogła jedynie spróbować skontaktować się z nimi za pomocą komunikatora. Wahała się, wątpiła, czy ktoś ją usłyszy. Poza tym praktycznie nie znała tych ludzi. Po chwili jednak odezwała się.
-Aurora, słyszycie mnie? Czy ktoś z Aurory mnie słyszy?
Mówiąc to podniosła wzrok na statek, któremu wcześniej nie zdążyła się nawet przyjrzeć. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 14:16, 06 Lip 2009 |
|
|
Stan |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 11 Mar 2009 |
Posty: 242 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
Generalnie, po zauważeniu broni Frank zaczął myśleć o napotkanym ratowniku jako, może nie tyle wrogu, ile zagrażającemu im człowiekowi.
Gdy ten wyciągnął broń zza pleców, reakcja pewnie byłaby natychmiastowa.
(rozmawiasz z kimś ci zagrażającym, ten ktoś wyciąga broń... jeśli tylko stoisz wystarczająco blisko, atakujesz, zanim wyceluje).
No ale skoro się stało, to Frank zaatakuje skur... zanim wyceluje w drugi cel.
Frank nie jest chyba bardzo sparaliżowany szokiem, skoro już wiedział o zagrożeniu, a z zabitą osobą nie był mocno związany...
Dokładniej, jedną ręką Frank zatrzymuje tę rękę ratownika, w której trzyma pistolet, a drugą szybkim ruchem próbuje go wyrwać. Może nie najlepszy sposób walki, ale Frank nie jest komandosem. |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 17:20, 07 Lip 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.33, kompleks Palladium
Frank Murray spodziewał się kłopotów od momentu, w którym dostrzegł w szczątkach lustra odbicie ukrytej broni ratownika, ale zabójstwo Oliviera Machado ogromnie nim wstrząsnęło. Analizując w krótkim przedziale czasu dzielącego odkrycie ukrytej broni od strzału rozmaite hipotezy i szykując się jednocześnie do rozbrojenia przybysza, Frank zakładał, że ratownik użyje noszonego nieregulaminowo pistoletu do wymuszenia na obcych posłuchu i uziemi ich w hali do czasu przybycia reszty ivendońskiej ekipy.
Lecz teraz stało się jasne, że nic nie było tym, czym się wydawało. Kiedy martwy kapitan Aurory upadał na kolana, a jego zabójca odwracał uzbrojoną w pistolet rękę w stronę drugiej ofiary, Murray skoczył na mordercę z nienawistnym warkotem.
Pistolet huknął donośnie, jeden raz, drugi. Wystrzelone z broni kule zrykoszetowały o metalowy wspornik, wbiły się w ścianę hali. Frank wzmocnił ucisk na oplecionej palcami ręce zabójcy, wykręcając ją jeszcze mocniej w bok, drugą zaś próbując wyszarpnąć przeciwnikowi broń z dłoni.
Morderca huknął go pięścią w kask, kopnął z całej siły w krocze, ale gruby materiał skafandra zamortyzował impet ciosu. Obracając się wokół własnej osi Frank pociagnął fałszywego ratownika w swoją stronę, uskakując jednocześnie w bok i podstawiając mu nogę. Mężczyzna stracił równowagę, potknął się, poleciał wprost na prowadnicę najbliższej wyrzutni rakiet, wciąż nie wypuszczając z dłoni pistoletu.
Uwolniony na moment z uścisku Frank potoczył wokół zrozpaczonym wzrokiem. Nie był komandosem, rzadko brał udział w bijatykach, a ludzką śmierć na żywo zobaczył pierwszy raz kilka sekund temu. Adrenalina tętniła mu w żyłach, a w głowie galopował tabun dzikich myśli.
Zabójca odzyskał równowagę, zaczął podnosić lufę pistoletu. Ręka Franka zacisnęła się w tej samej chwili na wyszarpniętej z uprzęży kombinezonu ciężkiej latarce. Posłana płaskim torem, latarka omal nie trafiła napastnika w głowę, ale odtrącił ją w ostatniej chwili w bok przedramieniem, celując już w osłonę kasku Murraya.
Frank ujrzał oczami wyobraźni swoje własne ciało, upadające z przestrzeloną głową obok zwłok Oliviera. Morderca zaczął naciskać na spust pistoletu. Wirująca w stanie obniżonej grawitacji latarka uderzyła w pulpit sterujący wyrzutni naciskając na kilka klawiszy.
Na konsolecie zapaliła się zielona kontrolka.
Rysujący się za przyłbicą hełmu sadystyczny uśmiech zabójcy zniknął w ułamku chwili.
Z dyszy napędowej rakietowego pocisku wystrzelił słup białych płomieni, długi na blisko dwa metry. Pochwycony w jego żar hełm zabójcy stopił się w ułamku sekundy, a wraz z nim skóra i kości. Dymiący bezgłowy trup runął na posadzkę hali drgając przez kilka sekund konwulsyjnie.
- O kurwa – wyszeptał spocony z wrażenia i grozy Frank, odprowadzając wzrokiem podrywający się z prowadnicy pocisk. |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 18:24, 07 Lip 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.33, kokpit FCS Aurora
Pogrążony w posępnych rozmyślaniach John podskoczył mimowolnie w fotelu, kiedy w ciasnym kokpicie Arrowa rozdzwoniły się alarmowe klaksony. Na ekranie komputera pojawiło się natychmiast kilka ostrzegawczych komunikatów, nakładających się na siebie jeden po drugim, ale spojrzenie nawigatora przyciągnęła niczym magnes niewielka czerwona kropka migocząca pośrodku wyświetlacza Simplexa.
- Alarm rakietowy! – w głośnikach ściszonego komunikatora rozległ się pełen niedowierzania okrzyk jakiegoś marynarza z innego wiszącego na orbicie Mariposy statku – To rakieta!
Eter wybuchł w jednej chwili feerią zdumionych i zdjętych grozą głosów, krzyżujących się ze sobą w niesamowicie chaotyczny sposób. Klaksony w kokpicie Aurory zmieniły swój ton, przeszły w szaleńczy terkot sygnalizujący obecność w pobliżu rozpoczynającego proceduę namierzania pocisku.
Rakieta typu Star Sparrow MX-304 rozpoczęła swój lot z oślepionym lokalizatorem, ponieważ dywan księżycowego pyłu unoszący się w kraterze Oculus City zakłócał pracę jej instrumentów pokładowych w równym stopniu, co czujniki znajdujących się nad Mariposą statków. Realizując zapisane w pamięci komendy pocisk przyjął natychmiast po starcie stromotorowy wektor lotu wznosząc się z zawrotną prędkością ponad krater. W chwili wyjścia ponad dywan ekranujących elektronikę pyłów układ namierzający rakiety zlokalizował kilkadziesiąt różnych sygnatur energetycznych rozmieszczonych na niskiej orbicie księżyca lub właśnie się do niej zbliżających.
Nadal wykonując blok zaprogramowanych wcześniej poleceń, układ bojowy pocisku wybrał punkt największej koncentracji obiektów, tak by pokryć sferą rażenia jak najwięcej celów jednocześnie. Napęd manewrowy Star Sparrowa zmienił gwałtownie kurs rakiety, podczas gdy miniaturowa wersja zakłócacza ECM próbowała oszukać systemy obrony pasywnej części statków emitując kilka radarowych widm mających doprowadzić do podzielenia ognia modułów obrony antyrakietowej i zwiększenia tym samym szansy rakiety na dotarcie do celu.
Star Sparrow MX-304 nie przenosił ani konwencjonalnej głowicy bojowej ani jej cięższej wersji o taktycznym ładunku nuklearnym, służył w zamian za nośnik dla jednorazowego generatora impulsu elektromagnetycznego o ograniczonej sferze rażenia, ale niszczycielskiej mocy.
Znalazłszy się pomiędzy masywnym kadłubem Khorata i ustawionymi w szyku ivendońskimi promami, komputer sterujacy pociskiem wydał polecenie uruchomienia generatora.
Od chwili opuszczenia pylnej powłoki do detonacji minęło zaledwie osiem sekund. Wpatrzony hipnotycznie w ekran radaru John wciąż jeszcze nie pojmował do końca, co takiego się stało, kiedy generator EMP spalił elektroniczne obwody większości wiszących na orbicie statków. |
|
|
|
|
Wysłany: Wto 18:26, 07 Lip 2009 |
|
|
Stan |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 11 Mar 2009 |
Posty: 242 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
... Jeśli masz na myśli fajerwerki, to byś się bardzo rozczarował. Nie byłoby żadnych wybuchów...
Jeśli rąbną przez przypadek wszystkie naraz, ekipa na orbicie zostanie całkowicie oślepiona, coś takiego usmaży im sensory na cacy...
Frank przypominał sobie słowa poległego towarzysza.
To pociski generujące silny impuls elektromagnetyczny, nie wszystkie zresztą, dwie ostatnie rakiety wyglądają mi na zagłuszacze EMP...
chwila... zagłuszacze? a gdyby tak...
Wysoki poziom adrenaliny sprawił, że Frank niewiele się zastanawiał, zanim zaczął działać. Po prawdzie nie wiedział nawet, czy poprawnie interpretuje słowo "zagłuszacz", nie znał się na sprzęcie wojskowym, i obiektywnie patrząc było możliwe, że robi coś bardzo głupiego... W innych okolicznościach Frank pewnie by tego nie zrobił...
Tak czy inaczej, Murray podjął próbę odpalenia w ślad za pierwszym pociskiem, jednej z "dwóch ostatnich rakiet", uważając przy tym, aby się nie spalić.
EDIT: No tak, dopiero teraz zauważyłem, że moja deklaracja była spóźniona...
Za długo piszę posty  |
|
Ostatnio zmieniony przez Stan dnia Wto 21:26, 07 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Wysłany: Czw 22:35, 09 Lip 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.34, kokpit FCS Aurora
Silny impuls elektromagnetyczny spalił większość urządzeń elektronicznych pracujących na pokładach ivendońskich Bluebirdów i Dromaderów, ustawionych w ciasnym szyku i przygotowujących się do lądowania w kraterze Oculus City. Jakimś cudem ocalały komunikatory na połowie jednostek, toteż w eterze wybuchła kakofonia przeraźliwych okrzyków i wezwań o pomoc.
- Boże! - jęknął John próbując ogarnąć rozumem migoczące na ekranie komputera sygnatury - Co to było?
Nawigator potrzebował kilkudziesięciu sekund, by w końcu pojąć, co takiego uratowało sensory i systemy komunikacyjne Aurory. W momencie detonacji głowicy Star Sparrowa pomiędzy rakietą i Arrowem znalazł się masywny kadłub Khorata, frachtowca Astral Mining. Co prawda nawet kadłub tak wielkiej jednostki w normalnych okolicznościach nie powstrzymałby fali niewidzialnej energii, ale w przeciwieństwie do wahadłowców floty ratunkowej ciężkie jednostki korporacji wyposażone były w generatory tarcz siłowych. Komputery Khorata zidentyfikowały nadlatującą rakietę w trzy sekundy po tym, kiedy ta opuściła dywan pyłów, dwie sekundy później zaś uaktywniły wszystkie tarcze Costrela.
To wystarczyło, by migotliwa poświata materializująca się wokół frachtowca pochłonęła cząsteczki impulsu elektromagnetycznego i rozjarzyła się na ułamek sekundy oślepiającym blaskiem.
Wciśnięty w fotel John słuchał przeraźliwych krzyków w eterze, nie wiedząc, co robić dalej.
- ...wysiadł napęd! Tracimy wysokość!
- Nic nie widzę! Osłony kokpitu zablokowały się w dolnej pozycji, a radar nie działa! Potrzebuję ręcznego naprowadzania!
- Co to było?! Kto do nas strzela?!
- Uwaga, tu major Lawrence! Brak innych sygnatur rakiet! To był pojedynczy pocisk! Starajcie się utrzymywać bieżącą pozycję, nie manewrujcie!
- Spadam! Spadam! Boże, pomocy!
John pochylił się nad radarem przestawiając jego skalę, próbując przeanalizować sytuację pochwyconych w nieoczekiwaną pułapkę ratowników. Dwa Bluebirdy - FAS Meteor i FAS Guardia - traciły bardzo szybko wysokość, przyciągane księżycową grawitacją ku zboczom rozległego krateru kolonii. Według nadawanych przez ich czarne skrzynki sygnałów w obu maszynach nieodwracalnemu uszkodzeniu uległy układy sterujące napędami. Nawigator poczuł zimny dreszcz wyobrażając sobie blisko trzydzieścioro mężczyzn i kobiet ivendońskiej Obrony Cywilnej uwięzionych we wnętrzu skazanych na katastrofę Bluebirdów.
Kilka innych wahadłowców emitowało rozpaczliwe sygnały alarmowe zgłaszając szereg poważnych defektów, w większości zaś uszkodzenia systemów podtrzymywania życia i modułów sterujących napędem.
Star Sparrow MX-304 nie miałby większych szans zagrozić okrętom wojennym, przynajmniej nie w pojedynkę. Pociski tego rodzaju zwykło się wystrzeliwać całymi seriami, by natężenie ich impulsów zdołało przełamać potencjał generatorów pól siłowych celów. Lecz nad kraterem Oculus City oprócz dwóch dobrze wyposażonych frachtowców korporacyjnych i nadlatującej armady zabezpieczonych specjalnym ekranowaniem przed tego rodzaju zagrożeniem Space Kingów, nie było innych jednostek przystosowanych do obrony przed impulsem elektromagnetycznym, nawet emitowanym przez pojedynczą rakietę.
Wybuch pocisku, który pojawił się tak znienacka i praktycznie znikąd, posiał w aparaturze ivendońskich jednostek nieopisane zniszczenia. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 16:44, 13 Lip 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.36, Drugi Sektor Korporacyjny
Kiedy palnik zatoczył już pełny okrąg, różnica ciśnień dosłownie wyrwała kawał rozgrzanego metalu z powierzchni drzwi, z donośnym hukiem, który dotarł bez trudu nawet do uszu ukrytego kilkadziesiąt metrów dalej Nathaniela. Fałszywi ratownicy odczekali chwilę, a potem kolejno zniknęli w wyciętym przejściu, przedostając się do wnętrza rezydentury Koth-Azor razem z wleczonym pod ramiona więźniem. Robinson zauważył, że senator – o ile rzecz jasna faktycznie był to senator Otmeyer – odzyskał świadomość, bo chociaż dwaj strażnicy wciąż go przytrzymywali, poruszał się ponownie o własnych siłach.
Nath przygryzł wargi zastanawiając się, czy i tym razem tak brutalna dekompresja wejścia do budynku nie naraziła przypadkiem kogoś na śmierć, ale zdawał sobie sprawę, że miał niebywale wąskie pole manewru. Gdyby podjął teraz jakieś działania ofensywne, w pojedynkę i z relatywnie mało szybkostrzelnym laserem nie miał większych szans na skuteczne wyeliminowanie przestępców, nawet ze swoim wojskowym doświadczeniem.
Jedyny pomysł przychodzący mężczyźnie do głowy polegał na zmianie miejsca ukrycia, przemieszczenie się nieco bliżej zniszczonych drzwi rezydentury i zaszachowanie zabójców ogniem w chwili, kiedy spróbują opuścić budowlę. Wycięty palnikami otwór był dość wąski i poszarpany, najeżony osmolonymi skrawkami ostrego metalu grożącego rozdarciem skafandra... o ile przestępcy nie zamierzali w drodze powrotnej rozbroić całego zamka i otworzyć pancerny właz w normalny sposób. Tak czy owak, w chwili opuszczania rezydentury byli w zasadzie najsłabiej chronieni, bo wąskie wejście ograniczało ich możliwości manewrowania.
Nie zmieniało to jednak faktu, że pomysł ten niósł ze sobą ogromne niebezpieczeństwo dla samotnego strzelca: przeciwnicy wciąż mogli próbować wydostawać się z rezydentury jeden za drugim, a nawet zabijając pierwszego czy też dwóch pierwszych w kolejności Nath musiał się liczyć z ryzykiem, że następni w kolejności jednak zdołają przedostać się na ulicę, rozpierzchnąć, a potem odpowiedzieć ogniem.
Oficer ochrony miał skrytą nadzieję, że Mikael Zarros zdążył już dotrzeć do lądowiska i wspólnymi siłami z Johnem odpalili drugą kapsułę kurierską alarmując ratowników na orbicie o odkrytym tak nieoczekiwanie zbrodniczym przedsięwzięciu.
Nadal nie wiedział, jakimi motywami kierowali się porywacze, ale docierając ich tropem do tego miejsca uznał naprędce, że stał się świadkiem próby korporacyjnego przejęcia poufnych danych biznesowych. Tak rzeczy ciągle się jeszcze zdarzały, chociaż władze Federacji czyniły usilne kroki w kierunku ograniczenia takich przypadków.
Nie miał pojęcia, o co toczyła się stawka w tej przerażającej, usłanej trupami grze. |
|
|
|
|