 |
|
 |
Wysłany: Śro 0:50, 10 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.25, Palladium, poziom -4b
- Oliver, to nie ma sensu, cholera! - warknął Frank uświadamiając sobie, że dalsze próby wyłamania z futryny zablokowanych drzwi skazane są na całkowitą porażkę. Kapitan Aurory jeszcze przez chwilę nie akceptował jego słów, waląc w zamek ciężką metalową skrzynią, którą moment wcześniej wywlókł z pobliskiego składzika.
Spocony i zziajany, Machado cisnął w końcu skrzynią o posadzkę korytarza, oparł ręce o kolana zgięty w pół, próbując złapać powietrze.
- To co robimy?! - wyrzucił z siebie z frustracją - Damy tym biednym sukinsynom udusić się i zamarznąć w jednym?!
- Nie wrzeszcz na mnie! - zdenerwował się Murray - To nie moja wina, że te drzwi się zablokowały!
Oliver podniósł rękę w pojednawczym geście, wciąż walcząc z oddechem. Frank zaczął przestawiać wskazania HUDa hełmu, szukać innych punktów orientacyjnych.
- Czekaj... chyba mam alternatywę! - wyrzucił z siebie po minucie Frank - Dwa piętra wyżej jest właz serwisowy, połączony z systemem wentylacyjnym! Diabli wiedzą jakie to jest wielkie, ale jeśli zdoła się tam wcisnąć człowiek w kombinezonie, to spróbuję przepełznąć dwa poziomy w dół do tej sali.
Oliver nic nie odrzekł, drgnął tylko na myśl o mozolnej wędrówce przez klaustrofobicznie ciasny, być może zablokowany lub zniszczony szyb wentylacyjny, mogący stanowić śmiertelną pułapkę bez wyjścia.
Murray klepnął go w ramię, pobiegł przodem w stronę najbliższej klatki schodowej, zaczął się piąć w jej górę oświetlając sobie drogę snopem światła rzucanego przez latarkę. Według wskazań HUDa właz znajdował się na podwójnym poziomie o rozsuwanym dachu, poddawanym dehermetyzacji na czas wyrzucenia za pomocą hydraulicznych wyrzutników kontenerów z przetworzonym urobkiem. Było to rozwiązanie znacznie oszczędniejsze od przesyłania wielkich kontenerów przez kosmoport, gdzie i tak nie mogły lądować ciężkie międzysystemowe frachtowce. Palladium posiadało dwa potężne wyrzutniki o zasięgu niskoorbitalnym. Umieszczane na ich prowadnicach hermetyczne kontenery były wystrzeliwane w stanie obniżonej grawitacji ponad krater, gdzie oczekujące na dostawę statki wyłapywały ładunek za pomocą przemysłowych emiterów promieni ściągających wprost do swych przedziałów transportowych.
Dobiegając do jednego z licznych wejść rozległej hali Frank spostrzegł, że były one szeroko otwarte, a śluza nie działała. Mężczyzna przesadził przez próg i zatrzymał się gwałtownie, przez co biegnący tuż za nim Oliver wpadł z rozpędu na plecy swego pasażera.
- Co jest? - warknął kapitan dając ponownie upust swej frustracji.
- O kurwa! - syknął Frank - Popatrz tylko!
Spoglądając ponad jego ramieniem Oliver poczuł nagle zimne ciarki.
Rozsuwany dach hali był otwarty, ale nie on zwrócił uwagę kapitana, tylko bateria sześciu przenośnych wyrzutni rakietowych rozstawionych pośrodku pomieszczenia, z umieszczonymi na prowadnicach pociskami.
- Co to jest, instalacja wojskowa? - zdziwił się szczerze Frank - Jest tu jakaś baza?
- Nic mi o tym nie wiadomo - pokręcił głową Oliver - Co to za wyświetlacz?
Palec kapitana wycelowany był w najbliższą wyrzutnię, połączoną za pomocą pęku kabli z wielką szarą konsoletą, na której migotały w regularnych odstępach czasu zielone i czerwone diody.
- Chyba wiem, co to jest - mruknął Frank, walczący z coraz gorszymi przeczuciami - Nie jestem naturalnie pewien, ale wydaje mi się, że to jest moduł zdalnego sterowania, programowany drogą radiową. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 15:38, 12 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.28, poziom parkingowy stacji Maglev-17
Max prychnął z frustracją, co sił w nogach kusztykając w górę podjazdu. Mężczyzna spoglądał na przemian w stronę szczytu rampy i wciąż pustego wyjścia z szatni, spodziewając się w każdej chwili wyskakujących za próg i siekących seriami napastników w ivendońskich skafandrach.
Intruzi odpuścili sobie zaskakująco szybko atak i Max przypuszczał, że nie zniechęciła ich bynajmniej śmierć jednego z kompanów. Nie, już prędzej próbowali wystrychnąc go na dudka i okrążyć pozycję obronną inżyniera przemykając się równoległymi rampami lub schodami dla spieszonych pasażerów metra.
Blunt nie był głupi i nie przepadał za postawą pasywną. Odczekawszy kilka minut za futryną drzwi rzucił się czym prędzej w górę rampy, wspierając się na karabinie i ściskając kurczowo w drugiej dłoni pistolet. Dzięki zmniejszonej sile grawitacji radził sobie z ucieczką całkiem sprawnie, ale wiedział też doskonale, że skoro on potrafił przemieszczać się relatywnie szybko, to całkowicie zdrowi i sprawni napastnicy robili to samo wręcz błyskawicznie.
Dotarł na poziom parkingowy, zastawiony kilkunastoma kołowymi wozami różnych marek, w przeważającej mierze niewielkich samochodzików miejskich o elektrycznym napędzie. Podziemne wstrząsy przemieściły wiele z nich z miejsca na miejsce: widać to było po wnieceniach na karoserii, rozbitych lampach i zderzakach. Na jednym krańcu parkingu inżynier spostrzegł zamknięte wrota zewnętrznej śluzy, tuż obok siebie wylot schodów prowadzących wprost z poziomu stacji. Mężczyzna zerknął pośpiesznie w ich dół, ale nikogo nie dostrzegł, nie słyszał też żadnych odgłosów pościgu, ani na schodach ani na rampie parkingowej.
Bezwzględni zabójcy zniknęli bez śladu.
Max rozejrzał się nieufnie po ciemnym wyludnionym parkingu, potruchtał do najbliższego rozbitego samochodzika, sięgnął wsadzoną przez wybite okno ręką do schowka szukając apteczki. Krew cieknąca z rany nie wydostawała sie co prawda poza skafander, dzięki czemu inzynier nie zostawiał za sobą charakterystycznych śladów na posadzce, ale czuł, że robi mu się mokro w bucie.
- Painkillery, painkillery – mruknął do siebie gorączkowo, walcząc cały czas z bólem promieniującym na całe ciało – Na pewno są tu jakieś tabletki, muszą być. |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 16:02, 12 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.28, lądowisko Oculus City
Gordon Corey stawiał duże kroki, stwierdziła z cichą irytacją Anna. Usłyszawszy o zaparkowanym na lądowisku statku wicedyrektor ochrony dał jej jednoznacznie do zrozumienia, że życzy sobie jak najszybciej dotrzeć do Arrowa. Poprowadziła go tą samą drogą, którą przyszła, ale nie znając intencji towarzysza starała się opóźnić jego marsz licząc na to, że w międzyczasie na platformę lądowiska wrócą pozostali ratownicy z Aurory.
Corey nie dał jej zbytnio grać na czasie, dosłownie depcząc dziewczynie po piętach i chyba tylko siłą woli wstrzymując się przed pchaniem jej przed sobą rękami.
- Jaki ładunek miałeś na myśli? – spytała ponownie, wciąż zaintrygowana jego enigmatyczną wypowiedzią.
- Na pewno nie wiesz? – przyśpieszył kroku, zrównał się z nią, spojrzał z ukosa na twarz Anny. Odwzajemniła jego spojrzenie równie taksującym wzrokiem – A może chociaż podejrzewasz, co mam na myśli?
Przygryzła wargi poirytowana jeszcze bardziej tą dziwaczną grą, jaką Corey zdawał się z nią prowadzić od pierwszej chwili wspólnej znajomości. Cały czas miała wrażenie, jakby wicedyrektor zupełnie jej nie ufał i jakby cały czas dawał jej to do zrozumienia.
- Nie mam pojęcia, o czym gadasz! – sarknęła – Mówiłam chyba wyraźnie, że znaleźliśmy się tutaj przez czysty przypadek. Gdybyśmy wystartowali godzinę wcześniej, pewnie nigdy byśmy się nie poznali. Co tu jest grane, jeśli można łaskawego pana spytać?
Corey nic nie odpowiedział w pierwszej chwili, znowu popatrzył na nią w ten swój denerwująco badawczy sposób. Idąc szybkim krokiem skręcili w otwartą śluzę zewnętrzną kompleksu, wychodząc wprost w ciemną przetrzeń rampy załadunkowej, wypełnionej drobinkami księżycowego pyłu.
- Wieża kontroli, wieża kontroli, tu Corey – rzucił w eter mężczyzna – Czy mnie odbieracie?
- ...amy, ale ...ardz... łabo... – padła odpowiedź – Gdzie jes...
- W drodze na lądowisko! Lądował tu niedawno cywilny statek? Towarowiec?
- ...ak! Uratowal... am tyłki! Zało... raz gdzieś na tere...
- Spoko, zrozumiałem! Będę u was do kwadransa!
- Zadowolony? – zapytała chłodno Anna – Zechcesz w końcu wyjaśnić, po co te gierki i głupie podejrzenia?
- Sam nie jestem do końca pewien – odparł po chwili namysłu – Ale przeczucie podpowiada mi, że jesteśmy pionkami w pewnej grze, nie gierce, tylko grze o prawdziwie wysoką stawkę.
- Ludzie życie? – zapytała Anna mając na myśli uwięzionych pod ziemią Mariposańczyków.
- Dla pewnych ludzi życie innych nie jest warte zupełnie nic – potrząsnął głową Corey – Nie, ta gra ma całkiem konkretną wartość. Tak na moje oko, cztery i pół miliona.
- Cztery i pół miliona? – powtórzyła Anna zwalniając nieco kroku, bo jej drogę zagrodziła przewrócona latarnia – Czego?
- Federalnych kredytek – odparł Gordon Corey – Cóż innego prócz miłości i żądzy zemsty może pchnąć ludzi do zbrodni, jeśli nie pieniądze? |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 16:55, 12 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.28, Palladium, poziom -2a
Frank podszedł do najbliższej wyrzutni, spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami. Oliver podzielał zaskoczenie swego towarzysza, bo sam również nigdy w życiu nie spodziewałby się takiego widoku w tym miejscu. Mariposańska kolonia była według informacji programu astronawigacyjnego całkowicie cywilną instalacją, pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia strategicznego i strzeżoną przez niewielki kontygnent korporacyjnej policji, sponsorowanej głównie przez Petrochem i Astral Mining.
Prędzej można się było spodziewać w tym hangarze grupy erotycznych tancerek niż wojskowych wyrzutni rakietowych typu Spearhead!
- Po co komuś coś takiego na górniczym księżycu? – wycedził przez zęby Frank – Przecież to jest nielegalne, prawda?
- Raczej tak – przytaknął ruchem głowy myślący intensywnie Oliver – Mają federalne oznakowania, to na sto procent wojskowy sprzęt. Czegoś takiego nie rozstawia się byle gdzie i nie zostawia na dodatek bez opieki.
- Nie podoba mi się to, nie podoba – mruknął Murray kucając przy skrzyni modułu zdalnego sterowania – Będziemy coś z tym robić?
- Nie wiem – wzruszył ramionami kapitan – Najchętniej wcale bym tego nie tykał, jeszcze się nam ktoś dobierze do dupy jak coś spieprzymy.
- Przychylam się do pańskiej opinii, sir – wyszczerzył zęby Frank podnosząc się jednocześnie z kucek – Wolałbym włączyć prąd tym trzem setkom zamarzających frajerów niż się w tym babrać, ale sam nie wiem... może spróbować odłączyć to zdalne sterowanie? To dość niebezpieczny sprzęt, jak przyjdą wtórne wstrząsy albo jakieś przepięcie przy rozruchu generatorów, to nie daj Boże moduł sterujący źle to zinterpretuje i walnie z wszystkich wyrzutni w orbitę.
- Istnieje takie ryzyko? – sposępniał natychmiast Oliver, spoglądając na migającą światełkami konsoletę wzrokiem zarezerwowanym dla jadowitego węża – Mogą odpalić samoczynnie?
- No nie wiem – wzruszył ramionami Frank – Nie znam się na wojskowej elektronice, to nie moja specjalizacja, ale taka możliwość jak najbardziej istnieje. Wyobrażasz sobie, co by się tutaj działo, gdyby te sześć rakiet poszło bez ostrzeżenia na orbitę parkingową? Aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl!
- Jeśli masz na myśli fajerwerki, to byś się bardzo rozczarował – mruknął w odpowiedzi Oliver przyglądając się uważnie samej rakiecie – Nie byłoby żadnych wybuchów.
- Nie? – zdziwił się autentycznie Frank – To co to jest, ślepaki? Makiety?
- Nie, sprawny sprzęt bojowy – odparł marszczący czoło Oliver – Tyle, że nie mają głowic uderzeniowych. To pociski generujące silny impuls elektromagnetyczny, nie wszystkie zresztą, dwie ostatnie rakiety wyglądają mi na zagłuszacze EMP. Musiałbyś wybić czymś takim dziurę w szybie kokpitu, żeby zestrzelić prom, inaczej nie będzie nawet zarysowania... ale to draństwo i tak jest cholernie niebezpieczne. Jeśli rąbną przez przypadek wszystkie naraz, ekipa na orbicie zostanie całkowicie oślepiona, coś takiego usmaży im sensory na cacy. |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 19:47, 12 Cze 2009 |
|
|
Karina |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 02 Kwi 2009 |
Posty: 130 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kresh'ta Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
-Do zbrodni? Więc to... to nie było trzęsienie ziemi?
Stanęła nagle w miejscu, patrząc na Coreya.
-O co chodzi w tej całej sprawie? Nie mówisz mi wszystkiego.
Nie rozumiała. Nie było żadnego trzęsienia, czy było tylko przykrywką? Nie, to niemożliwe- jeśli jacyś ludzie wiedzieliby o nim wcześniej, to wiedzieliby też ci z Mariposy i na pewno uczyniliby jakieś kroki. A oni nie mieli pojęcia, to było dla nich nagłą katastrofą...
Ale jak terroryści upozorowali coś takiego? I po co? Dla tych kilku milionów? Suma może i wielka, ale niewarta życia... Czego człowiek nie zrobi dla pieniędzy. O ile można go jeszcze nazwać "człowiekiem".
Przytłaczał ją ogrom niewyjaśnionych problemów. Wszystko to było jedną wielką tajemnicą... Ale Corey coś wiedział. Taaak, mógł wiedzieć nawet dużo więcej, niż myślała... Chociaż ta rozmowa z wieżą kontroli była dosyć przekonująca. Albo mówił prawdę, albo wszystko, co robił, było jedną wielką grą. Bo skąd oni mogli wiedzieć, czy mówią z prawdziwym Coreyem?
Jej wątpliwości bardzo się zmniejszyły, choć nie chciała pozwolić na to, by zniknęły całkowicie.
Dziewczyna czuła się tak, jakby brała udział w jakimś kiepskim kryminale. Nieludzcy bandyci pozorują trzęsienie ziemi, by zdobyć worki pełne pieniędzy. Urocze. Tylko dlaczego to musiało dziać się naprawdę? |
|
|
|
|
Wysłany: Sob 10:00, 13 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.29, lądowisko Oculus City
Człowiek podający się za wicedyrektora mariposańskiej ochrony ponownie obrzucił towarzyszkę badawczym wzrokiem, nic nie odrzekł w pierwszej chwili ważąc widać coś w myślach.
- Doszło do trzęsienia ziemi, a jakże - odpowiedział w końcu cichym głosem; tak cichym, że Anna musiała podkręcić regulator komunikatora, by go wyraźnie słyszeć - Tyle, że nie spowodowało go przypadkowe rozbicie promu. Podejrzewam, że na terenie kolonii doszło do kilku odrębnych aktów sabotażu, które miały wywołać chaos i pogłębić stopień tej katastrofy.
- Terroryści? - zapytała ostrożnie dziewczyna, oglądając się natychmiast za siebie. Wizja czających się gdzieś pośród księżycowego pyłu terrorystów bardzo silnie działała na jej wyobraźnię.
- Nie sądzę - potrząsnął głową Corey - Raczej zwykli przestępcy, ale dużego kalibru. Ivendo przeżywa ogromny kryzys finansowy, załamał się tutaj niedawno rynek usług bankowych. Rząd planetarny jest co prawda wypłacalny, ale wynagrodzenia są obecnie regulowane za pomocą obiegu indywidualnych kart płatniczych, na których deponuje się pobory pracowników. Dwa dni temu na Mariposę przyleciała bieżąca wypłata dla kolonistów.
- Cztery i pół miliona kredytek - zrozumiała Anna - Cztery i pół miliona w tutejszym banku?
- Depozyt w korporacyjnej rezydenturze Kor-Azoth - odpowiedział Corey - Pojutrze karty miały być rozprowadzone wśród mieszkańców. Ktoś zaplanował ten skok w diaboliczny sposób, ale chyba nie przewidział skali zniszczeń wyrządzonych przez trzęsienie ziemi. Naturalnego żywiołu nie sposób okiełznać. Myślę, że ci dranie jeszcze gdzieś tutaj są, ale będą potrzebowali jakiegoś statku, żeby uciec na orbitę. |
|
|
|
|
Wysłany: Sob 13:03, 13 Cze 2009 |
|
|
Karina |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 02 Kwi 2009 |
Posty: 130 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Kresh'ta Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Patrzyła na Coreya przenikliwie, rozważając w myślach jego słowa. Po chwili odezwała się, wypowiadając każde słowo powoli, ale bardzo wyraźnie.
-A skąd ja mam wiedzieć... skąd ja mam wiedzieć, czy ty nie jesteś jednym z nich? Dlaczego tak bardzo chciałeś, bym cię zaprowadziła do tego statku?
Nie była pewna, dlaczego zadała to pytanie. Wiedziała, że jego odpowiedź mało co zmieni, jakakolwiek by nie była. Cokolwiek by powiedział, niewiele mogła zrobić. Do Aurory mógł trafić sam.
Zdawała sobie sprawę też z tego, że prawdopodobnie może otrzymać tylko jedną odpowiedź, niezależnie od sytuacji. Ale bardzo chciała ją od niego usłyszeć, obserwować dokładnie jego reakcję, wyczytać prawdę z jego oczu. |
|
|
|
|
Wysłany: Nie 14:08, 14 Cze 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 11.29, Palladium, poziom -2a
Oliver oderwał wzrok od wyrzutni, spojrzał pytająco na Franka.
- To jak, spróbujesz to rozbroić? - zapytał kapitan wyraźnie niespokojnym tonem, zastanawiając się widać, ile mogła spółkę kosztować wymiana na Aurorze wszystkich układów elektronicznych. Odpowiedź była prosta: fortunę. Arrow nie był od takich wypadków ubezpieczony, bo Manath Jover nie było na drogie ubezpieczenia stać. Na myśl o nagłej detonacji tych głowic na orbicie parkingowej Mariposy Machado czuł lodowate ciarki.
- Mogę spróbować, ale nie gwarantuję, że wszystko pójdzie dobrze - mruknął Murray - Dla pewności wolałbym zacząć od takiego zagłuszacza EMP, lepiej coś takiego odpalić przez przypadek niż emiter fali elektromagnetycznej, co?
- Och, zdecydowanie - odpowiedział natychmiast Oliver - Jak myślisz, że mógłbyś to przez przypadek odpalić, to bierz się za EMP, bez dwóch zdań.
Frank uśmiechnął się pod nosem czując lekko histeryczny nastrój rozmówcy, pochylił się nad skrzynią modułu zdalnego sterowania drugiej w rzędzie wyrzutni.
Idący w ślad za nim Oliver pochwycił kątem oka jakieś poruszenie.
Zbliżający się od strony drzwi hali człowiek był dobry w skrytym poruszaniu się, tego kapitan nie mógł mu odmówić. Facet był już w połowie drogi między wejściem i pierwszą wyrzutnią, od pleców Olivera dzieliło go jakieś dziesięć metrów.
Machado odwrócił się raptownie, zwracając tym poruszeniem uwagę Franka. Obaj poczuli napływ nagłej ekscytacji dostrzegając w końcu jakiegoś żywego człowieka.
Przybysz miał na sobie zapięty szczelnie kombinezon z insygniami ivendońskich służb ratowniczych, w lewej rękawicy ściskał dużą metalową walizkę, prawą dłoń chował za plecami.
- Nareszcie ktoś żywy! - wyrzucił z siebie Oliver robiąc krok do przodu - Gościu, pojęcia nie masz jak się cieszymy! Ratownicy już wylądowali?
Przybysz kiwnął w odpowiedzi głową, nic nie mówiąc, spoglądając w zamian uważnie na najbliższe wyrzutnie. Oliver dostrzegł jego spojrzenie, wskazał na rakiety ręką.
- Też jesteśmy zaskoczeni - oznajmił biorąc milkliwe zachowanie przybysza za zdumienie widokiem wojskowego sprzętu w cywilnej instalacji przemysłowej - Nie mam pojęcia, kto to tu zostawił i w jakim celu.
- Dotykaliście czegokolwiek? - zapytał mężczyzna w stroju ratownika, niskim twardym tonem. |
|
|
|
|