 |
|
 |
Wysłany: Śro 12:29, 06 Maj 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 10.28, krater Oculus City
- Kontrola lotów! – krzyknął w eter Oliver mając nadzieję, że jego głos zdoła przebić się przez pandemonium panujące na częstotliwości alarmowej – Przechodzimy na bezpośrednie połączenie akranowane, natychmiast!
Sekundę później głośniki ucichły znienacka, a w kokpicie towarowca zapadła dźwięcząca w uszach cisza.
- Tutaj żyją dwa tysiące mieszkańców? – zapytał Nathaniel przypominając sobie wcześniejsze słowa Johna – Do dwóch tysięcy ofiar i poszkodowanych?
- Kontrola lotów, czy mnie słyszycie? – powiedział do mikrofonu blady jak ściana Oliver.
- Tu dyspozytor Garret, słyszymy was czysto i wyraźnie – twardy, ale wyraźnie zmęczony męski głos promieniował nutą odzyskanej nagle nadziei – Jaki jest wasz obecny status?
- Wylądowaliśmy bez kłopotu – odpowiedział kapitan – Wysłaliśmy pieszą grupę pod wieżę, doszli do was?
- Tak, zajęli się resetem generatora energii... Boże, myśleliśmy, że już po nas. Przylecieliście w ostatniej chwili! Czy na Ivendo podniesiono już alarm? Mamy mnóstwo ofiar śmiertelnych i ciężko rannych, wiele sekcji podziemnych uległo zawaleniu lub straciło szczelność, mamy też poważne pożary!
- Ratownicy z Ivendo są w drodze, byliśmy najbliżej, więc dotarliśmy jako pierwsi – wyjaśnił Oliver – Chmury pyłu ekranują całkowicie nasze sensory radarowe, ale według ostatnich danych sprzed lądowania możemy założyć, że za dwadzieścia minut nad kraterem zaparkują dwa ciężkie frachtowce Astral Mining, które mogą wziąć na pokłady najciężej rannych. Promy ratunkowe z Ivendo dotrą tu za jakieś pół godziny, a wojskowi z Bazana II za godzinę z okładem.
- Pół godziny to cholernie długo – syknął z rozczarowaniem dyspozytor – Boję się, że nie wszyscy tego doczekają.
- Co tu się stało? – wtrącił w rozmowę Nathaniel – Wypadek czy zamach?
- Wygląda to na wypadek – odparł z leciutką nutą wahania Garret – Jeden z wahadłowców towarowych stracił podczas startu silniki, przynajmniej tak to wyglądało według instrumentów wieży. Spadł prosto na kopułę centralnego generarium. Normalnie powinna to wytrzymać, ale na pokładzie promu były przeterminowane górnicze materiały wybuchowe, odsyłane na Ivendo do utylizacji. Z promu nikt nie przeżył i wątpię, żeby ktoś się uratował w centrum zasilania...
- I to rozwaliło całą kolonię? – potrząsnął głową Nathaniel – Nie zadziałały grodzie przeciwpożarowe? Lądowisko nie było zaprojektowane do wytrzymania efektów takiej kraksy?
- Wybuch doprowadził do zawału części podziemnych tuneli przy generarium, a to doprowadziło do trzęsienia ziemi. Grunt na Mariposie jest niestały, brakuje litych formacji skalnych. Trzęsienie trwało jakieś dziesięć minut, ale to wystarczyło... trzy czwarte kolonii znajduje się pod powierzchnią księżyca, rozumiecie?
- Garret, jeśli przywrócimy wam zasilanie i powietrze, zostaniecie na stanowiskach? – zapytał John – Nie macie skafandrów, więc musielibyśmy stracić sporo czasu na przerzucenie was na pokład, a w tym czasie może umrzeć ktoś, kto bardziej potrzebuje naszej pomocy.
- Oczywiście, że zostaniemy – odparł bez namysłu kontroler lotów – Ilu ludzi możecie wziąć na pokład?
Oliver i John wymienili ostrożne spojrzenia.
- Myślę, że z dużym wysiłkiem upchniemy do pięćdziesięciu osób... rzecz jasna mniej, jeśli będzie wielu ciężko rannych – oszacował kapitan.
- Niedobrze – w głosie kontrolera ponownie pojawiła się nuta goryczy – W terminalu kolejki za lądowiskiem zawał uwięził blisko trzystu ludzi. Nie mają zasilania, więc bardzo szybko tracą tlen i ciepło. Odbieramy zresztą sygnały z kilkudziesięciu miejsc na terenie kolonii, wszyscy wzywają pomocy!
- Nie mamy na pokładzie boi sygnałowej – zauważył trzeźwo John – A ratownicy na orbicie nie wiedzą, co tu się dzieje. Dysponujecie alternatywnymi środkami komunikacji?
- Nie, ale ręczne kapsuły alarmowe powinny być w którymś ze statków parkujących na lądowisku. W momencie kraksy mieliśmy na postoju cztery wahadłowce, wszystkie Bluebirdy z TransStellaru! Oni mają takie kapsuły w standardowym wyposażeniu, w ramach procedury bezpieczeństwa!
- Dobra nasza! – klasnął w dłonie Oliver, przełączając na chwilę częstotliwość swego komunikatora – Max, Maxm, czy mnie słyszysz?! Max, zgłoś się!
Z głośników popłynęły jedynie suche trzaski radiowych zakłóceń.
- ...wi Mikae... – radio zatrzeszczało głośniej uwalniając głos Mikaela Zarrosa – Są pod ziem... unkcie zasilan... wnie nie odbior...
- Mikael, słuchaj uważnie! Wróć na lądowisko! Wróć na lądowisko! Wróć na lądowisko! Przeszukaj promy! Przeszukaj promy! Przeszukaj promy! Musisz znaleźć kapsułę alarmową i ją nam donieść! Musisz znaleźć kapsułę alarmową i ją nam donieść! Musisz znaleźć kapsułę alarmową i ją nam donieść! |
|
|
|
|
|
Wysłany: Śro 17:16, 06 Maj 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 10.29, punkt zasilania kontroli lotów
Frank Murray przetarł rękawicę osłonę kasku, przysunął głowę do jednego z paneli sterujących generarium próbując przeczytać w kiepskim świetle lamp awaryjnych tabliczki znamionowe przynitowane poniżej licznych metalowych dźwigni. Max obserwował go z bezpiecznej odległości, nie zamierzając podchodzić zbyt blisko, bo nagłe wyładowanie elektrycznej uszkodzonej aparatury mogło porazić nie tylko samego Ivendończyka, ale i stojącego obok inżyniera floty.
- Poradzisz sobie? – powtórzył kolejny raz z rzędu Blunt, kontrolując nieustannie wskazania cyfrowego zegara migającego w prawym górnym rogu polaryzowanej przyłbicy hełmu – Czas ucieka, co na górze pewnie będą cię po tyłku całować, bylebyś tylko zdążył to dziadostwo odpalić.
- Tylko bez popędzania – odpowiedział Frank opuszczając na próbę kilka dźwigni i przekrzywiając w geście wyczekiwania głowę. Żaden z generatorów nie zabuczał, nie zapaliły się żadne kontrolki na konsoletach.
- Pudło? – mruknął z przekąsem Max. Frank spojrzał na niego z ukosa zza przesłony kasku, dał do zrozumienia pełnym wyrzutu spojrzeniem, że docinki towarzysza niespecjalnie mu pomagają w pracy.
- Wyjarało jakieś obwody – stwierdził z zawodowym przekonaniem, po czym zaczął odkręcać pożyczonym od Maxa śrubokrętem obudowę sekcji sterowniczej – Ciemno tu jak w dupie! Jak mnie zacznie prąd kopać, nie zsikaj się przypadkiem w skafander.
- Dobra, dobra, już nie bądź taki żartowniś – Max obejrzał się przez ramię szukając wzrokiem Anny. Trzymająca w dłoni taser dziewczyna podążała powoli w głąb korytarzyka prowadzącego na parter wieży kontrolnej, oglądając się co chwila w stronę siateczki pęknięć pokrywającej pajęczyną sklepienie tunelu – Nie oddalaj się za bardzo, tu jest niebezpiecznie!
- Dobrze – kiwnęła głową dziewczyna, nawet nie zaszczyciwszy troskającego się o nią inżyniera wzrokiem – Umiem o siebie zadbać.
- Nie wątpię – burknął z przekąsem Max odwracając się z powrotem do Franka – Przytrzymać ci tę płytę?
- Spoko, chętnie – Ivendończyk przekazał ciężką metalową osłonę panelu w ręce Maxa, a potem zaczął wyciągać z zaczepów elektroniczne płytki sterujące modułem resetowania generarium.
Anna dotarła w tym czasie do przeszkody, której nie mogła pokonać, a która tłumaczyła, dlaczego nikt z obsady wieży nie zszedł do podziemi samemu usunąć usterkę. Sejsmiczne wstrząsy spowodowały zawalenie sufitu korytarzyka w miejscu, gdzie stykał się on bezpośrednio z wieżą kontroli lotów, a plątanina pogiętych metalowych wsporników, pozrywanych elektrycznych kabli i brył skał nie rokowała większych nadziei na szybkie odgruzowanie rumowiska.
- Dobra, cofnij się teraz – dziewczyna słyszała w słuchawkach kasku rozmowę między Maxem i Frankiem, ale nie przykładała do niej większej wagi; była informatykiem, a nie elektronikiem, nie znała się na mechanicznych problemach, przed którymi stanęli towarzyszące jej mężczyźni – Spróbuję ponownie, jak teraz nie pójdzie, możemy dać sobie spokój.
W słuchawkach rozległ się suchy trzask, a potem ciszę rozdarł radosny okrzyk Maxa. Anna bardziej wyczuła niż usłyszała niebywale niski basowy pomruk towarzyszący ponownemu uruchomieniu podziemnego generatora mocy. Alarmowe lampy osadzone w ścianach tunelu zamigotały i zgasły, ale ułamek sekundy później zastąpił je silniejszy blask normalnych lamp, zapalających się po kolei we wszystkich pomieszczeniach.
- Działa! – roześmiał się z zadowoleniem Frank.
Anna wciągnęła z wizgiem nieprzyjemne w posmaku, bo filtrowane przez skafander powietrze. W świetle zwykłych lamp ujrzała pośród rumowiska coś, co wcześniej przeoczyła wskutek półmroku.
Spomiędzy pogiętych metalowych wsporników sterczała brudna od pyłu i pokryta zakrzepłą krwią ludzka dłoń. |
|
|
|
|
Wysłany: Śro 17:17, 06 Maj 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 10.29, kokpit FCS Aurora
Siedzący w Arrowie wspólnicy odetchnęli z ulgą, kiedy Mikael Zarros potwierdził odbiór polecenia. Zdobycie kapsuły mogło bardzo wiele zmienić, bo dzięki temu wyposazonemu w samodzielny układ napędowy urządzeniu ratownicy zyskiwali możność przesłania kompletnych informacji poza krater Oculus City, ponad warstwę uniemożliwiających komunikację radiową chmur pyłu.
- Jak ją zaprogramujemy? – zapytał Nathaniel – Z pokładu Aurory? To będzie kosztowało sporo czasu.
- Zrobimy to metodą ostrej jazdy – oznajmił John pojmując w mig sedno problemu. Poprzez sieć światłowodów kolonii do kokpitu towarowca napływały rozliczne informacje o stopniu uszkodzeń miejscowej infrastruktury oraz przybliżone lokalizacje najciężej poszkodowanych ofiar, ale dane te musiały zostać załadowane do bloku pamięci kapsuły przed jej wystrzeleniem, a w chwili obecnej istniał tylko jeden na to sposób: wniesienie rakiety na pokład statku i podpięcie jej do jednego z komputerów w kokpicie – Mikael wsadzi kapsułę do ładowni przez luk. Zamkniemy go i zaczniemy pompowac powietrze, ale już w połowie operacji otworzymy wewnętrzny właz, nie będziemy czekać do końca. Ciśnienie spadnie na całym pokładzie, ale raczej nas to nie wykończy. Przeniesiemy kapsułę tutaj i zaczniemy nagrywać dane, a pompy niech przywracają normalne ciśnienie w międzyczasie. Jak tylko skończymy nagrywanie, wwalimy kapsułę do ładowni i znowu ją zdehermetyzujemy. Resztę załatwi Mikael... o ile wie jak się takie coś bezpiecznie odpala.
- Jeśli przyniesie ją w ciągu najbliższych dziesięciu minut, my będziemy potrzebowali następnych dziesięć na przemycenie sprzętu poprzez ładownię i nagranie danych – Oliver dokonał w pamięci kilku ekspresowych obliczeń, potem uśmiechnął się kącikami ust – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, kapsuła wyleci poza krater tuż przed parkowaniem kolesi z Astral Minning.
- Byle tylko Mikael któregoś z nich nie zestrzelił – oświadczył w przypływie czarnego humoru John – Słyszałem kiedyś o wahadłowcu, który oberwał przez czysty przypadek kapsułą sygnałową, prosto w jeden z silników korekcyjnych. Komputer manewrowy sfiksował i dał na wszystkie dysze przeciwstawne ciągi.
- Gdyby dał radę strącić taki frachtowiec kapsułą, zostałby terrorystą dekady – zaśmiał się bez cienia wesołości Nath.
Na ekranie komputera Johna pojawiła się czerwona ikonka sygnalizująca gotowość do otwarcia videokonferencji.
- To chyba ten senator – powiedział nawigator spoglądając podejrzliwie na obracające się na ekranie wielkie logo korporacji Tantalusa. |
|
|
|
|
Wysłany: Śro 19:32, 06 Maj 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 10.29, lądowisko wahadłowców
Mikael Zarros przeskoczył z toru kolejki na krawędź płyty lądowiska, wciąż czując się bardzo nieswojo w warunkach obniżonej grawitacji. Jego pozbawione normalnego ciężaru ciało zatoczyło w powietrzu niewielki łuk opadając łagodnie na plaftormę. Ciemny zarys wraku wahadłowca majaczył pośród kłębów wirującego pyłu niczym cielsko wyrzuconego nocą na brzeg wieloryba, budząc chłodne dreszcze.
Mężczyzna dotarł ostrożnymi krokami do kadłuba leżącego na brzuchu Bluebirda, zaczął iść wzdłuż maszyny szukając jakiegoś przejścia do wnętrza wahadłowca. Znalazł je zaledwie kilka minut później, poniżej smukłego nosa promu straszącego widokiem roztrzaskanych szyb kokpitu. Element trakcji paliwowej uderzył w kadłub Bluebirda wyłamując z zawiasów jeden z bocznych włazów i dosłownie wpychając go do wnętrza pokiereszowanej maszyny razem ze sporym fragmentem burty.
Mikael wślizgnął się do ciemnego środka maszyny, dokładając wszelkich starań, by poszarpane nierówne krawędzie dziury nie rozdarły mu przypadkiem kombinezonu. Nie był ekspertem od pracy w beztlenowym otoczeniu, ale domyślał się jaki los czekał go w przypadku dehermetyzacji skafandra.
Drzwiczki kokpitu były szeroko otwarte, w środku zaś przeczuwający już najgorsze mężczyzna nie znalazł żadnych ciał. Westchnął z autentyczną ulgą, bo bał się przez chwilę, że zastanie przypasane do foteli zwłoki zabitych w trzęsieniu ziemi członków załogi Bluebirda. Szafka skrywająca wyposażenie awaryjne była zamknięta zamkiem kodowym, toteż Zarros wycofał się za próg kokpitu, a potem przyłożył lufę śrutowego automatu do zamka szafki i oddał trzy szybko następujące po sobie strzały, rozbrzmiewające głuchym echem wewnątrz kabiny pilotów.
Rozwalony w drobny mak zamek ustąpił odsłaniając wnętrze szafki. Mikael gwizdnął przez zęby zaglądając do środka i rozpoznając z miejsca kształty większości ukrytych tam przedmiotów. Na wąskich, ale funkcjonalnie zaprojektowanych półeczkach o kształtach dopasowanych do kształtów sprzętu leżały dwie miniaturowe kapsuły sygnałowe, dwa pakiety pierwszej pomocy z wbudowanymi modułami autodoków, latarki, gogle infrawizyjne, syntetyczne kulki do uszczelniania przebitych kombinezonów i dwa karabinki automatyczne M41A1 ze sporym zapasem amunicji.
Oraz dwa starannie zwinięte i ściągnięte paskami skafandry. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 18:58, 11 Maj 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
8 lutego 2309, godz. 10.31, punkt zasilania kontroli lotów
- Boże! – jęknęła zrozpaczona Anna upadając na kolana i grzebiąc rękawicami wśród kawałków gruzu, nieporadnie próbując uwolnić zasypanego szczątkami tunelu człowieka – Pomóżcie mi! Może on jeszcze żyje!
Przygnębiona wyobrażeniem katastrofy jaka dotknęła Mariposę i wyczulona na ludzkie cierpienie, omal się nie rozpłakała widząc tę ubrudzoną krwią rękę, sterczącą pomiędzy metalowymi wspornikami pod nienaturalnym kątem.
- Dziewczyno, przestań! – Max znalazł się przy niej w ułamku chwili, zaalarmowany histerycznym tonem głosu Anny – Tu nie ma tlenu, on już nie żyje! Zostaw te pręty, bo jeszcze sobie rozedrzesz kombinezon!
Anna zwiotczała, pozwoliła się odciągnąć w tył korytarza trzymającemu ją za ramiona inżynierowi, nie odrywając wzroku od ręki ofiary. Po jej drobnej twarzy płynęły niemo łzy. Max przystawił swój hełm do jej kasku, spojrzał dziewczynie prosto w wilgotne oczy.
- Nie mogłaś mu pomóc, rozumiesz? – rzucił w eter interkomu – On nie żyje, ale są tutaj inni, których możemy jeszcze uratować. Weź się w garść, a będzie dobrze. Rozumiesz?
Nic nie odpowiedziała, odwzajemniając jego spojrzenie pustym wzrokiem.
- Frank, możesz tu zrobić coś jeszcze? – spytał towarzysza Max, pchając Annę jednocześnie w stronę drabinki włazu serwisowego.
- Raczej nie – odpowiedział pasażer rozglądając się uważnie wokół – Ci na górze mają teraz prąd, ogrzewanie i świeże powietrze. Spadajmy stąd, bo nie ręczę, że coś zaraz nie wybuchnie. To dość niestabilna aparatura, a wstrząsy mogły wiele elementów rozregulować. To, że teraz pracuje nie znaczy, że będzie pracować cały czas.
- Dobra, zwijamy się! – zdecydował Max – John, John, jak mnie słyszycie?
W słuchawkach hełmu coś syczało i trzaskało, ale dźwięki te w niczym nie przypominały ludzkiej mowy.
- Może na zewnątrz będzie wyraźniejszy odbiór! – mruknął do towarzyszy Blunt – Frank, wspinaj się przodem, Anna za tobą.
Karina, Stan, Freeks – co zamierzacie dalej? Obsada wieży została uratowana, przynajmniej chwilowo. Po wyjściu na powierzchnię ziemi będziecie mogli wrócić do Waszego promu albo przejść przez śluzę wieży do jej wnętrza, by spotkać się z kontrolerami lotu. Ewentualnie możecie też ruszyć dalej w głąb toru kolejki, obchodząc inne lądowiska (bo jeśli Trihikilius będzie musiał sam zatroszczyć się o przeniesienie kapsuł, a przy tym splądrować jeszcze, co się da, to nie zdąży z tym wszystkim nawet do przylotu wojskowych z Bazana II), a zegar dalej tyka! |
|
|
|
|