Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Kiedy ciągnięty z zapałem wózek skręcił w mniej uczęszczaną boczną uliczkę gdzieś na obrzeżach Placu Karczemnego, Maskacz wstrzymał spoconego Łamignata i przywołał do siebie resztę towarzyszy, pilnujących czujnie strzelającego oczami na boki Wrzoda. Czarownik odczekał, aż obok dwukołówki przejdzie jakiś starszy wiekiem mieszczanin o rysach mieszańca, pogryzający jabłko i spozierający bez większego zainteresowania na grupkę kiepsko odzianych rybaków otaczających jakiegoś ciemnookiego młodzieńca w kaftanie i z mieczem przy pasie.
- Słuchaj teraz dobrze, parchu – powiedział do więźnia hogur, kiedy Ostrogarczyk z jabłkiem odszedł na kilkanaście kroków – Mówiłeś, że wiesz, gdzie mieszka ten cały Rumburak, tak?
- Tak – wyrzucił z siebie rzezimieszek, nie odrywając ani na chwilę swego spojrzenia od smolistych oczu Zagera – Wiem, panie.
- To się wyśmienicie składa – czarownikowi nawet brew nie drgnęła na dźwięk słów opryszka, ale w jego sercu rozlała się fala ciepła na samo wspomnienie zwrotu, jakiego użył wobec niego Wrzód. Więzień był pierwszym człowiekiem w życiu Maskacza, który nazwał go panem i już ten fakt sprawiał, że niezbyt na codzień litościwy czarownik gotów był darować brańcowi życie.
- Pójdziesz zatem do onego Rumburaka, jeno się nie wyzdradź, kto cię posłał. Powiesz mu, żeś od Odrzyskóry i że wielce pilnie potrzebujesz onego więźnia rybaka odkupić, coście go na walki sprzedali – Maskacz mówił przyciszonym głosem, ustawicznie rozglądając się przy tym na boki, niby od niechcenia, ale bardzo czujnie. By cała grupka nie rzucała się w oczy, Pchełek z Trzęsikęskiem jęli przesuwać na wózku niektóre worki, co to się niby przypadkiem źle ułożyły wymuszając nieoczekiwany postój w tym akurat miejscu.
- Ile tu się daje za zdrowego niewolnego? – spytał hogur marszcząc czoło – Za chłopa?
- Jak zdrowy i krzepki, to i ze sto katanów, miłościwy panie – Wrzód wzruszył ramionami, a potem skulił się na widok gniewnego grymasu Zagera.
- Sto katanów? – czarownik aż zgrzytnął zębami – To nas chwacko chciał ten kurwi syn Odrzyskóra wyruchać! Po pięćdziesiąt złotych obiecywał za jednego brańca, a sam pewnie dwa razy tyle od głowy od Rumburaka dostał! Ech, że też mu po gębie przed wyjściem nie nakładłem...
- Za takiego do walki to mniej żądają, panie – wybąkał nieśmiało Wrzód, z wszelkich sił starając się być pożytecznym – Sto katanów to za niewolnika, co przez resztę życia za służbitę robił będzie, chociaż są też dużo drożsi. Ci, co na arenę iść mają, a na jedną abo dwie walki i do piachu, to pewnikiem za pół setki się dostanie, bo to zwykle łachmyty, co ani bronią robić nie umią, w sam raz do bitki z goblinem albo w dziesięciu na ogra. Oni to jeno gawiedź mają rozochocić, zanim mocni woje na piasek wyjdą.
- Lepiej, żebyś miał rację – burknął wciąż poirytowany czarownik – Zatem pójdziesz do tego Rumburaka i powiesz mu, że pan Odrzyskóra zdanie zmienił i chce swój towar z powrotem. I żadnych więcej gadek, co i jak. Zmienił zdanie i basta! Powiesz mu, że za fatygę szef chętnie da osiemdziesiąt katanów...
Hogur urwał na moment, bo Trzęsikęsek jęknął żałościwie słysząc wymienioną przez Zagera kwotę i złapał się mimowolnie za skronie.
- Cichaj, Kęsek, bo mi jeszcze parch instrukcyj nie zapamięta – skarcił myśliwego Maskacz – Osiemdziesiąt złotych, rzekłem. Niech wyśle kogoś dziś z wieczora na Plac Karczemny, będziemy czekali z dutkami pod domem naprzeciwko faktorii Michelona. Wiesz, gdzie jest faktoria Michelona?
- Nie, panie, tutaj tyle rozmaitych kupców...
- Miastowy, a wieśniak pełną gębą – żachnął się Maskacz – Żyjesz tu bogowie wiedzą jak długo, a nawet nie wiesz, gdzie Michelon kupczy. Lepiej zatem dla ciebie, żebyś o to dobrze umiał wypytać, bo jak już się z tym Rumburakiem rozmówisz, to też tam będziesz musiał wrócić, coby relacyję zdać ze spotkania. I niech ci nawet myśl o daniu nogi po łbie nie chodzi, bo masz tam w tej łepetynie czar, co cały czas działa i wysmaży ci dynię od środka, jak jeno zaczniesz coś kombinować.
Wrzód zbladł przybierając kolor świeżego śniegu, nogi ugięły się pod nim zauważalnie.
- Nie łam się, patałachu – Maskacz spróbował przybrać nieco bardziej przyjacielski ton głosu, niezbyt mu to jednak wyszło – Jak wszytko dobrze pozałatwiasz, nie tylko łepetynę na karku wyniesiesz, ale może i co na boku przyrobisz. Odrzyskóra jest skończony w tej okolicy, bardzo wielu miejscowych pewnie go tera zacznie szukać, to i u jego boku nie za bezpiecznie. Kto wie, może przyda mi się ktoś łebski w tym mieście, na kogo się będzie można kiedyś zdać w potrzebie...
Rzezimieszek westchnął z nieskrywaną ulga, poweselał nieco po gębie.
- Panie, niech cię bogowie w opiece zachowają! – Maskacz odniósł wrażenie, że Wrzód szykuje się do tego, by mu paść do stóp, więc przezornie osadził opryszka w miejscu stanowczym ruchem ręki.
- Będę czekał obok faktorii Michelona, aż wrócisz z wieściami – dokończył wydawanie instrukcji czarownik – Rumburak ma tam posłać kogoś z brańcem tuż przed zmrokiem. Odda człowieka, dostanie osiemdziesiąt katanów, wszytcy będą zadowoleni. Rozumiesz? Tak? To już cię tu nie ma!
Gnąc się w ukłonach Wrzód wysadził wielkim susem spośród gromadki rybaków i nie szczędząc sił w nogach popędził na złamanie karku w stronę najbliższego skrzyżowania ulic. |
|