Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Burat-ar, przy kaplicy Piana, wczesne popołudnie
- I kiedy się to stało, na Piana? - zapytał wstrząśniętym głosem Żłop, kurczowo ściskając swą drewnianą laskę. Stojący po jego prawicy Gusłek złapał swego mentora pod ramię, bo wiekowy kapłan gotów był pod wpływem przyniesionych wieści runąć z nóg w pylistą ziemię uliczki - Dzisiaj?
- Ledwie po świcie, czcigodny - odpowiedział zrozpaczonym tonem Miłosz, tarmosząc dziko trzymaną w dłoniach czapkę - Porwali ich jak tamci jeno pod las podeszli, po chrust. Wysadzili z chaszczów z wrzaskiem, starucha pobili okrutnie, a młodzików złapali i powlekli ze sobą precz. Jeno dwa pachoły w nogach żwawe dały im radę ujść, do wioski z bekiem przylecieli, alarm podnieśli. Skrzyknąłżem swoich zara, kto żyw za oszczep złapał, a do lasa, aleśmy tam za późno dobiegli. Stary Grzybek jęczał, a juchą się zalewał, strasznie go tamci poturbowali, a młodzików już nie było!
- Co się stało, mości Miłoszu?! - zakrzyknął Męczywór docierając w końcu do grupki gości i przepychając się pomiędzy nimi bezceremonialnie - Cóż to sprowadza was w nasze skromne progi? Wielceście na wzburzonych widni!
- Nieszczęście się stało, Męczyworze, wielgachne nieszczęście! - odkrzyknął Miłosz załamując ręce, zaś jego synowie jęknęli jednocześnie kiwając głowami - Gobliny nam czterech otroków porwały spod wioski, na łączce pod lasem! Jednego starego, co z nimi polazł okrutnie poturbowały, nie wiadomo nam, czy aby ducha nie wyzionie, o kapłana jakiego dobrego prosi, coby za niego modlitwę o boskie zmiłowanie odprawił!
- Straszne! - Męczywór wzniósł swój kostur ku niebu, a stojący obok Pasibrzuch natychmiast sposępniał po gębie - Od dwóch latów myśmy tu z goblinami kłopotów nijakich nie mieli, a teraz takie nieszczęście! Trza żwawo kogo na dwór elejata pchnąć z wieśćmi, może dostojny Mrukk wyśle w puszczę jakich zbrojnych dla otroków odnalezienia?
- Takem też uczynił, drogi Męczyworze - oznajmił Miłosz - Ale że do was droga krótsza niż do pana Mrukka, tedy on pewnikiem jeszcze nic o sprawie nie wie. Nie masz ci u nas nikogo z koniem w wiosce, byśmy biedni okrutnie, to i pieszego musiałżem tam wysłać. A my w te pędy do was pobieżeli, coby o kapłana pomoc prosić dla starego Grzybka, a i was błagać o jakowych zbrojnych do otroków szukania.
Męczywór umilkł na chwilę, wręcz przeszywany pełnymi rozpaczy spojrzeniami gości, potem wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Pasibrzuchem i potrząsnął przecząco głową.
- Choć mnie serce z żalu ściska tak, że ledwie samemu ducha nie wyzionę, nie mogę wam wiele pomóc, mości Miłoszu. Wiecie przecie sami, że u nas w Burat-arze zbrojnych tyle, co opas napłakał, a nie lza mi własnych milicjantów precz wysyłać jak po okolicy gobliny grasują. Wielce by to niebezpieczne było, a bez rozsądku. Jedno jeno uczynić mogę, a jest to kapłana posłanie, coby temu nieszczęsnemu staruchowi namaszczenia udzielił. Ale nakazać mu tego jam nie jest władny, tedy mus wam z czcigodnym Żłopem, a z czcigodnym Gusłkiem w tej kwestyji rozprawiać.
Słysząc słowa Męczywora stary Żłop chrząknął głośno, a potem wsparł się jeszcze mocniej na ramieniu sparaliżowanego wieściami przybyszów Gusłka.
- Rad bym ja wam pomógł, dobrzy ludkowie, alem w wieku jest takowym, że nie dla mnie już dalekie podróże, choćby i jeno pół dnia drogi od wioski - wyjąkał wiekowy kapłan - Sami widziecie...
- Sami my widzieli na własne oczyska, jakeście na wyświęceniu czcigodnego Gusłka trzy dni jak młody kozioł tańcowali, a pili za czterech! - wybuchnął jeden z synów naczelnika Kraptinu - Stary Grzybek tam kona, trza jego duszę dobrym bogom polecić, a wy się strachacie?!
- Milcz, młokosie, nie waż się tak do kapłana prawić! - warknął Pasibrzuch wyciągając do połowy ostrza szablę z pochwy. Metaliczny dźwięk broni przyprawił wszystkich o zimny dreszcz, a wyzbyty szacunku do kapłanów młodzian umilkł od razu.
- Czcigodny Gusłku, usłuchnijcie wy aby! - zakrzyknął zdjęty rozpaczą Miłosz - Pójdźcie z nami do Kraptinu! |
|