Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Centralna część Kreptinu, poranek
Maskacz przebierał nogami iście niczym szlachecki chart, mknąc chyżo poprzez wioskę w stronę obmurowanej kamieniami studni. Biegnący za nim Łamignat z racji swej tuszy radził sobie nieco gorzej, dysząc na podobieństwo zgonionego bawoła opasa i wydając z siebie co chwila donośne charczenie budzące u hogura zimne ciarki na karku. Kreptin wydawał się zupełnie opustoszały, ponieważ wszyscy mieszkańcy prócz niedołężnych starców i niemowląt wylegli na ziemny wał śledząc negocjacje z orkiem dowodzącym odsieczą.
Nie mogąc się uwolnić od złych przeczuć względem prawdziwości ratunku ze strony orków czarownik zdecydował w myślach, że nie będzie dłużej wystawiał boskiej łaskawości na próbę, dość już ciężko doświadczonej tego poranka oraz wcześniejszej nocy. Ciągnąc Łamignata z niejakim trudem za ramię Zager zwlókł go z nasypu w chwili, gdy oficer podjeżdżał pod wał w otoczeniu swych zbrojnych, chcąc czym prędzej ukryć przed oczami przybyszów magiczny artefakt.
- Daj żesz dychnąć, Maskaczu! – wyrzucił z siebie Łamignat wpadając na błotnisty placyk przy kreptińskiej studni – Zara mnie od środka rozsadzi od tego zasapania! Pomiłuj!
- Nie stękaj, grubasie, jeno łapciami żwawiej przebieraj! – fuknął spocony hogur, oglądając się przez ramię w stronę wału, od którego dobiegły go znienacka ledwie słyszalne dźwięki poklaskiwania i pokrzykiwania – Pomnij, com ci rzekł. W Agatar-kirze z takowych, co łapska na cudzych magicznych cudasach kładą żywcem łój wytapiają i świece z niego robią, tedy żywo do studni, a się łapnąć nie daj!
- Ha! – słysząc powtórzoną już trzykrotnie straszną grośbę ledwie dyszący z wysiłku Łamignat zatrzymał się naraz w miejscu ryjąc stopami bruzdy w ziemi i marszcząc czoło w sposób, który w każdych innych okolicznościach zdałby się Zagerowi przeucieszny – Tera żem pomiarkował, coś ty se umyślił, krętaczu jeden! Ty mnie za głupiego masz jako but jakowyś, tak mi ociec razu jednego rzeknął, a to nieprawdziwa jest prawda! Mnie się ciężkawo myśli, a powolnie, ale się myśli! Tyś mi tego topora wcisnął w ręce, coby ze mnie łój wytopili jak nas capną, a nie z ciebie, co?
- Głupi żeś się urodził i głupi ostaniesz! – fuknął jeszcze głośniej rozzłoszczony Maskacz, widząc studnię o ledwie wyciągnięcie ręki – Pewnie, żem tobie kazał, bo przecie na mnie tłuszczu nie ma, to co by mieli wytopić? Na tobie dosyć, to się na świece lepiej nadasz ode mnie, ze mnie Agatarkirczykom nic by nie przyszło, jeno strata!
Postawiony w obliczu tak zasadnego argumentu Łamignat rozdziawił wpierw usta marszcząc czoło coraz bardziej, a potem rozpromieniając się znienacka uśmiechem sięgającym niemalże uszu.
- Ty to jednak masz pomyślunek jak mało kto, Maskaczu! – sapnął osiłek – Najprawdziwszą żeś prawdę rzeknął! Nic by z ciebie nie mieli, boś jak szczapa chudy, a ze mnie pociechę na parę beczków!
- Nie miel ozorem po próżnicy, jeno wrzucaj topora do studni! – hogur dopadł cembrowiny i obejrzał się ponownie za siebie bojąc się, że ujrzy sadzący już w stronę placyku pościg. Zoczył jedynie biegnącego na złamanie karku Pleciugę, machającego rękami i próbującego coś wrzasnąć przez ściśnięte wysiłkiem gardło. Łamignat złapał topór rodziciela Grughora oburącz, podniósł w górę, a potem cisnął z całej siły w dół, prosto w mroczną toń studni.
- Piękniście żeś to uczynił, grubasie – uśmiechnął się z ulgą Zager – Teraz to nam mogą orkowe poćpiegi naskoczyć! Chyba jeno jaki ostatni głupi by tam teraz po niego złaził albo ty, nie obrażając, tedy nas będą Miłosz z Gusłkiem po rękach całować z podzięki za ten pomysł albo i po zadku! |
|