Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Obrzeża Kreptinu, godzina z okładem do wschodu słońca
Ziemny nasyp otaczający ciasnym kręgiem Kreptin był w kilku miejscach przerwany, a umocnione deskami przejścia w wale pełniły rolę wioskowych bram. Gusłek i towarzyszący mu Zager przeszli przez główną bramę, zbitą z wyjątkowo grubych kawałków drewna i zawieszoną na regularnie oliwionych żelaznych zawiasach. Pianicki kapłan stąpał z pewną miną, nie chcąc dać po sobie poznać, że i jego dręczył niepokój o powodzenie rozmów z goblińskim wodzem. Spora gromada uczestniczących chwilę wcześniej w modlitwie wieśniaków odprowadziła obu młodzieńców aż pod bramę, życząc im ściszonymi głosami powodzenia i prosząc dobrych bogów o łaskawość wobec posłów.
Ściskając w dłoniach łuczywa Buratarczycy ruszyli poprzez łąkę w kierunku czarnej linii lasu, uważnie rozglądając się wokół siebie. By nie budzić swym wyglądem wrogości, obaj uzbroili się jedynie w noże, schowane przezornie pod odzieniem; zresztą obaj szczerze wątpili w to, by w razie niebezpieczeństwa broń ta mogła im w jakikolwiek sposób pomóc – w obliczu kilkudziesięciu goblińskich jeźdźców nie uratowałyby ich zapewne nawet ciężkie zbroje i dwuręczne miecze.
Aż po skraj łąki szli w zupełnym milczeniu: Maskacz pogrążony w głębokiej zadumie, Gusłek wciąż nie potrafiący pogodzić się z niespodziewaną wizją Pomścibora, która w pewnym sensie nadszarpnęła autorytet pianickiego kapłana. Młody duchowny nie potrafił pojąć, dlaczego Pan Uciech nie odpowiedział na jego pokorne prośby pozwalając w zamian, by Katan nawiedził myśli prostego wieśniaka. Zdarzenie wstrząsnęło Gusłkiem do głębi i po części to dlatego Buratarczyk czuł się tak mocno rozgniewany na w gruncie rzeczy niewinną Bławatkę.
- Który pierwszy gębę otworzy? – przerwał ciężkie milczenie Maskacz, kiedy obaj młodzieńcy przystanęli na chwilę na krawędzi gęstej puszczy, próbując odnaleźć w chwiejnym blasku pochodni wydeptaną pośród chaszczy ścieżkę – Ja czy ty?
- Zostaw to mnie – odpowiedział Gusłek – Miejmy nadzieję, że Grughor aby trochę szacunku wobec kapłana okaże, wszak wcześniej też troszkę się obyczajnie zachował.
- Pewnie – parsknął chłodno czarownik – O ile dobrze pomnę, troszkę cię jeno wytarmosił, mało łepetyny nie urwał, a przy wrzeszczeniu jeno troszkę śliną opluł. Tedy rację masz całkowitą, bardzo był ten suczy syn obyczajny.
Gusłek nic nie odrzekł, zbyt zmartwiony swą niebezpieczną misją, by wdawać się w słowne utarczki z hogurem, obiecał sobie jednak solennie w myślach, że zajmie się Zagerem, kiedy tylko bezpiecznie wrócą do Burataru.
Kapłan zebrał się w sobie, a potem przeskoczył niewielki wykrot zagłębiając się pomiędzy kolczaste krzewy... i niemal natychmiast zatrzymał się w miejscu, zmrożony ostrzegawczym pomrukiem wydartym z wilczej gardzieli. W migotliwym blasku rzucanym przez jego pochodnię zalśniły dziesiątki wielkich ślepiów, przyczajonych wzdłuż krawędzi lasu.
Grughor nie zamierzał czekać w obozowisku czambułu aż do wschodu słońca.
Wataha obserwowała już głodnym wzrokiem pogrążoną w niepokoju wioskę, czekając zapewne jedynie na brzask i rozkaz do ataku. |
|