Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Kreptin, w chacie naczelnika Miłosza, noc
Rozmiar cierpienia dźwięczącego w głosie Miechoduja przeraził wszystkich bez mała, z wyjątkiem może Maskacza, na którym ludzkie emocje nie wywierały większego wrażenia przez wzgląd na jego zazwyczaj obojętną wobec innych naturę. Roch i Pomścibor wychynęli bezgłośnie z kąta, wyraźnie zafascynowani mroczną opowieścią kowala, chłonąc każde jej słowo z otwartymi ustami.
- Poznał się na nim i Set, na tym przeklętniku! – Miechoduj zaczął się lekko kiwać, niczym dziecko doświadczone chorobą sierocą, wbił puste spojrzenie w drewniane belki gdzieś ponad ramieniem Gusłka – Kedy naszła chwila próby, bóg go nie wsparł! Żmijowy Bóg go opuścił, pewnikiem za wszytkie grzechy żywota ichnego!
- Pewnikiem kiedy jakiemu biednemu jałmużnę dał abo nakarmił sierotę, to i go Set pokarał – mruknęła cichutko Bławatka, tonem ociekającym jadem na wspomnienie setyckiego kapłana, Miechoduj nie zwrócił jednak na jej słowa żadnej uwagi, nawet ich chyba nie usłyszał.
- Stali my tam w deszczu, a wilczarów horda była tam strasznista, obozowali pod Żółwim Kamieniem, na wioskowy okup czekali. Wężysplot, tfu, obmyślił sobie, że jaki czar magiczny na ichnego wodza rzuci, tego samego, co Mysipiórka toporem ubił pod kaplicą na oczach wszytkich naszych i Wąsaczowi groził, że z nim to samo uczyni. A jak przyszło co do czego i my gębą w gębę stanęli z tymi kurwimi synami, począł Wężysplot gaciami trząść tak straszniście, że mu te wszytkie magiczne papierzyska w wodę rypsły.
- Zamoczył w wodzie pergaminy? – wtrącił stojący z boku Maskacz, oparty plecami o pobliską ścianę – Zniszczył je?
- Kto to tam wie? – wzruszył ramionami Miechoduj – Jam człek prosty, na magii się nie wyznaję. A zresztą nikomu tam do łeby nie przyszło o tym mędrkować jak nam setka goblinów w oczy zaglądała.
Gusłek nie zadał cisnącego mu się na usta pytania, bo słowa Maskacza w zasadzie utrwaliły go we własnych podejrzeniach. Prości ludzie nie wiedzieli – bo i wiedzieć nie musieli, do niczego im to potrzebne nie było – że śmiertelnym wrogiem magii była najzwyklejsza w świecie woda, a nawet wilgoć. Niechronione specjalnymi blokadami magiczne przedmioty zwykły tracić pod jej wpływem swój potencjał, w dodatku w zastraszającym tempie, a przygotowane z myślą o szybkim rzucaniu czarów pergaminy należały do tej grupy czarodziejskich akcesoriów, których obłożenie blokadą było niemożliwe przez wzgląd na ich specyficzną strukturę.
- I cóż on wtedy uczynił, ten wasz kapłan? – zapytał niecierpliwie Pchełek, rozgorączkowanym głosem.
- Zabił Kruczkę.
Chociaż większość zgromadzonych w izbie wieśniaków od pewnego czasu spodziewała się podświadomie usłyszenia tej właśnie odpowiedzi, słysząc wypowiedziane na głos słowa poczuli zimny dreszcz na plecach. Naczelnik Miłosz stęknął głucho i podniósł ręce ku głowie łapiąc się za skronie, jego synowie zaś zastygli w bezruchu niczym kamienne statuy, porażeni prawdą o mrocznej przeszłości niektórych ze swych ziomków.
- Zatem prawdziwie ludzie tyle lat po kątach szeptali... – powiedział powoli Miłosz – A myśmy temu posłuchu nie chcieli dawać, bośmy przez wzgląd na Wężysplota przysięgę milczenia uszanowali...
- Ze strachu żeście nic nie uczynili, ze strachu! – wybuchnął nagle Miechoduj, podnosząc zaciśnięte w pięści dłonie i grożąc nimi naczelnikowi – Baliście się go jak ognia, a zarazy!
- Bo był zarazą! – ryknął poczerwieniały po twarzy Miłosz – A jam ówczas jeszcze ani naczelnikiem nie był, jeno zwykłym chłopem! Mus mi było czynić, co Wąsacz rzekł, on tukej rządził!
- Bracia, pokój, pokój! – zakrzyknął Gusłek klaszcząc w dłonie – Ku żadnemu dobru tak nie dojdziemy, nie czas tera na spory, a żalów wylewanie. Miechoduju, racz nam rzeknąć, co się tam dokładnie stało i czemu Wężysplot tę nieszczęsną dziewkę uśmiercił.
Kowal milczał przez chwilę, myśli zbierając albo z wspomnieniami walcząc, potem westchnął żałościwie, począł się kiwać jeszcze mocniej.
- Poczemu to uczynił, tego mnie nie wiadome – powiedział cicho – Ale potem w kaplicy, już po wszytkim, jął nam tłumaczyć, że mus nam było ofiarę z żywej stwory złożyć Setowi, coby nas z opresyji wyratował, a krew dziewczęcia Zmijowi wielce jest oblubna. Tedy wyciągnął ten swój nóż do zarzynania kozów, a ptactwa zza pasa i stanął za Kruczką, co łuk naciągnięty miała, a celowała do ichnego wodza. I gardło jej przeciął, od ucha do ucha, na naszych oczyskach...
W izbie zapadła lodowata cisza przerywana jedynie trzaskiem drewna w palenisku i stłumionymi oddechami ludzi. Przez rybią błonkę okien do wnętrza chaty przedostał się ponury wilczy zaśpiew, podchwycony natychmiast przez inne ukryte w gąszczu bestie, niosący się złowróżebnym echem ponad czubkami drzew.
- I Set odpowiedział na tę ofiarę? – zapytał lekko struchlałym, ale i pełnym fascynacji głosem Gusłek, jako kapłan niezbyt przyjaznego Wężowemu Bogu Piana szczerze zaintrygowany szczegółami ewentualnej niebiańskiej manifestacji konkurencyjnego bóstwa – Zesłał ocalenie?
- Tego też mi nie wiedzieć – wzruszył niepewnie ramionami Miechoduj – Krzyk tam się podniósł, wrzask tak okrutny, że uszyska prawie pęcły! Wężysplot cosik śpiewał na całe gardło, Perzyk wyć począł niby pies, Wąsacz bluźnić, a Kruczka bez życia z nóg padła! Wilczarze jazgotali na ów widok jak szaleni, a ichny wódz nagle cały po pysku się zrobił czerwony, dyszał i sapał, a topór z łapska puścił, za piersi się począł łapać, a potem mu piana na wargi wylazła i trupem padł!
- Set go zabił?! – wykrztusił z niemałym trudem Miłosz, z wrażenia siadając z powrotem na ławie.
- To jeno bogowie wiedzą – odparł Miechoduj – Ale kapłan począł ku inszym wilczarzom wrzeszczeć, że to kara boska i że jak nas dalszi męczyć będą, to on takową karę na wszytkich ześle i oni też pomrą jako muszy ród. I widać wielce się przelękli, bo choć my zara w las się cofli, to nikto z nich za nami nie polazł. |
|