Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Kreptin, w chacie naczelnika Miłosza, noc
Na dźwięk słów Pchełka Miłosz zjeżył się nagle, zmarszczył gniewnie czoło i pacnął ręką w drewniany blat stołu.
- Żem zezwolił, co byście z Miechodujem rozprawiali, ale nie próbujcie go krzywdzić bez potrzeby! - wyrzucił z siebie naczelnik - Ręce od niego z daleka, bo to nieszczęsny jest człek, a ciężko przez los doświadczony! Niech ten wasz osiłek tknąć go nie próbuje!
- Nikt nikogo nie tknie, mości naczelniku, macie ku temu me słowo - odpowiedział natychmiast Gusłek, posyłając w stronę Pchełka napominające spojrzenie i unosząc jednocześnie pojednawczo dłonie - Wszelako wierzę, że ów Miechoduj pomoże nam rozwikłać tę straszną zagadkę, bo czas ucieka, a mnie cosik w myślach świta, że to klątwa Żółwiego Kamienia sprzed ośmiu roków za wszytko złe tukej jest winna.
- Jako czcigodny Wężysplot przepowiedział - jęknął głucho Miłosz - Och, co bym ja nieszczęścia jeszcze sroższego na naszą wioskę nie ściągnął jego słów nie przestrzegając! Może lepszyj by mi było was o pomoc wcale nie prosić?
- Jeśli tak myślicie, musicie się z tym pogodzić - odpowiedział Gusłek, który spochmurniał nieco wyczuwając nutę szacunku i poważania w głosie Miłosza, kiedy ten wypowiadał słowa "czcigodny Wężysplot" - Jakeśmy tu przyleźli, to już ostaniemy, teraz za późno, by do Burataru wracać.
- Wybaczcie tę złość, czcigodny kapłanie - zmitygował się natychmiast naczelnik - Nie chciał ja was urazić, jeno w łepetynie straszne myśli się kłębią, to i człek plecie, co mu jeno na język przyjdzie.
- Jeśli wam dobro wioski na sercu leży, mniej wiary w złych bogów pokładajcie - odrzekł wciąż urażonym głosem Gusłek - Set to Ciemność, Set to śmierć, cierpienie i rozpacz. Czcząc go ponad innych bogów nie kupujecie bezpieczeństwa i dostatku, jeno odsuwacie od siebie jego głodne spojrzenie, a przecie nie wiadomo na jak długo. Trza wam...
Gusłek urwał w połowie pouczenia, bo drzwi sąsiedniej izby skrzypnęły nagle donośnie i w progu stanął Maskacz, tym razem bez naciągniętego na głowę czarnego kaptura, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawał. Kapłan dostrzegł przystojną, chociaż mroczną twarz młodzieńca i jego czarne oczy, w których błyszczały jakieś iskierki emocji. Zager nie trzymał w dłoniach ani księgi Wężysplota ani pergaminów, ale zwisający mu z ramienia podróżny worek jednoznacznie zdradzał swym kształtem, gdzie powędrowały owe znaleziska.
- Dla waszej wiedzy, mości naczelniku, zatrzymuję księgę waszego kapłana - oznajmił wprost hogur, wbijając spojrzenie czarnych oczu w twarz zaskoczonego Miłosza - Wam nic tu po niej, zwłaszcza jeśli przyjdzie nam nie dożyć jutrzejszego zmierzchu. Co znaleźliście w drugiej kasetce?
- Jak to zatrzymujecie? - wybąkał Miłosz - Przecie tak nie lza? Jakim prawem?
Czarownik podszedł bliżej stołu spoglądając na wyciągnięte ze skrzyneczki flakony, potem obejrzał się ponownie w stronę poczerwieniałego po twarzy naczelnika.
- Raczcie spocząć, mości Miłoszu, boć to jeszcze nie koniec tego, com chciał rzeknąć. Mus wam jeszcze jedno uczynić i to żwawo, najlepszi o razu, wasze pachoły się w sam raz do tego zdadzą. Trza grób Wężysplota odkopać, bo mus mi się jego zwłokom przyjrzeć.
Naczelnik zerwał się z ławy z głuchym stęknięciem, wytrzeszczywszy oczy, z otwartymi szeroko ustami. Jego synowie zamarli w bezruchu z wyrazem równie głębokiego osłupienia na twarzach.
- Czyś ty pomyślunek postradał, poćpiego? - wykrztusił w końcu Miłosz, przerywając panującą w izbie grobową ciszę - Każesz nam otworzyć grób kapłana? |
|