Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Kreptin, przy ziemnym nasypie, noc
Świstak odłożył na chwilę ściskaną kurczowo włócznię, otarł palcami zroszone zimnym potem czoło. Kucający obok Pszemyk spojrzał na rosłego sąsiada z błyskiem niepokoju w otwartych szeroko oczach, wymamrotał po raz kolejny z rzędu kilka wersów jedynej wyuczonej na pamięć modlitwy wzywając opatrzności dobrych i złych bogów pospołu.
- Długaśnie cosik tam radzą, prawda? – zapytał wieśniak opierając o ziemię swe widły i spozierając ku ledwie widocznej w głębi wioski chacie naczelnika – Pewnikiem nad tym, czy aby łepetyny cało uniesiemy tej nocki.
Świstak nie odrzekł nic w pierwszej chwili, spojrzał najpierw wzdłuż nasypu w obu kierunkach, lustrując wzrokiem innych trzymających straż ziomków i bacząc pilnie na to, czy aby który nie jest zbyt blisko, by usłyszeć coś, czego słyszeć nie powinien.
- Żabiskrzek tam z niemi siedzi, a on wie już, co gadać – powiedział w końcu ściszonym głosem, nachylając się w stronę niższego od niego Pszemyka – Naczelnikowe pachoły pewnikiem się do bitki rwą i gardłować będą, że mus nam w Kreptinie do ostatniego ludzia wyginąć, z babami, otrokami i kozami do kupy. My z Żabiskrzekiem se umyślili, coby Miłosza przekonać, że to strasznista głupota jest i że lepszyj by było całą kupą przedrzeć się przez las do przystani i na łodzie. W wodzie wilczarze mi nie straszni.
- Toć my przecie wszytcy na te łodzie nie wlezemy – odparł zdziwiony Pszemyk – A co ze zwierzyną? Toć ja kurów mam tuzin, jak je tera połapać?
- Głupiś jak para dziurawych łapciów, Pszemyk – warknął kreptiński milicjant – Ranka może nie dożyjesz jak na czas nogi nie dasz, a ty się o ptactwo troskasz? A że miejsca w łodziach braknąć może, to i mnie wiadome, ale chłopy, a młódki mogą przecie obok pływać, jeno się za burtę schycić.
- A możno to aby niepotrzebne? – bąknął z nadzieją w głosie Pszemyk – Wszak z Burataru bitne chłopy na ratunek przyszły, a z niemi i hogur podobno i przecie ich wioskowy kapłan! Takie gobliny pewnikiem się przed kapłanem pokłonią, toć inakszy kara boska by ich okrutnie doświadczyła! Przecie już z niemi w puszczy ten kapłan gadał, cały, a nie ukrzywdzony do wioski powrócił. Ani chybi się z goblinami dogadał i one już manatki pakowują!
Niczym na zawołanie, w tej samej chwili gdzieś w pobliskiej gęstwinie zawył w przerażający sposób jakiś warg, a jego ochrypły zew podchwyciły czające się wokół wioski inne wilki. Mrożący krew w żyłach koncert trwał przez dłuższą chwilę, budząc grozę w sercach skupionych przy nasypie wieśniaków.
- Iście manatki pakowują! – zadrwił głośno Świstak, kiedy wycie już ucichło – A możno pójdziesz tam w gęstwę, coby im po przyjacielsku z pakowaniem pomóc, co?
Pszemyk nic nie odpowiedział, oblizał jedynie szybko spierzchnięte wargi, strzelił oczami w stronę mrocznych łąk niczym płocha dziewoja na widok swego oblubieńca ściągającego bez zapowiedzi odzienie.
- Nie przeczę, że mocni po gębach są ci z Burataru, a niektórzy noszą się jak jakie wojaki urodzone, ale co tu może zdziałać sześciu ludziów, a baba? Chyba, że ten hogur iście mocnisty jest w magowaniu, ale jakby tak było, to by my chyba już dawno się o tym dowiedzieli, co? Przecie aż tak daleko ta ichna wioska od nas nie jest, żeby tam pod naszym bokiem jaki wielki czarownik pomieszkiwał, a my o tym nic nie wiedzieli.
Świstak ucichł, złapał ponownie za swoją włócznię, po czym obejrzał się z grymasem sceptycyzmu na chatę, w której okienkach pełgała padająca od wewnątrz poświata paleniska. |
|