Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Kreptin, chata naczelnika Miłosza, noc
Naczelnik urwał na dłuższą chwilę i wszyscy zadrżeli mimowolnie, kiedy zza obciągniętego rybią błoną okienka wśliznął się do izby złowieszczy wilczy zew, niosący się daleko w mrok nocy.
- Rzeknijcie nam tedy, jako to z tymi goblinami przed laty było - poprosił Gusłek - Ten starzec, com go z ran uleczył, Grzybek... prawił on cosik o tym, że stary naczelnik i paru innych śmiałków gobliny precz popędziło. Gdzie przy Żółwim Kamieniu to było?
- Ano tak - przyznał niechętnie Miłosz - Wiosce przewodził jeszcze wtenczas Wąsacz, z pomocą czcigodnego Wężysplota. Wiele tam aby nie pamiętam, bo to roków osiem prawie temu było, ale co pamiętam, to wam rzeknę. Goblińska banda wtenczas nam na pola wjechała, wilczarze, ogień podłożyli, a o jadło wrzeszczeli i napitki... i o dziewki też paru gardłowało, ani chybi na chędożenie.
Słuchająca słów naczelnika Bławatka syknęła coś cicho pod nosem, zaczęła się bawić wyciągniętym spod kapotki nożem.
- Czcigodny Wężysplot wielce się wzburzył i grozić tamtym poganom począł gniewem boskim, a inszymi srogimi karami piekielnymi, ale ichny wódz nic, a nic się nie przejął, jeno toporem tak posługacza przy kaplicy w łepetynę zdzielił, że mu ją całkiem na poły rozrąbał, na śmierć ubił nieszczęśnika. I rzekł jeszcze, że jak mu wioska się nie opłaci, to wszystkich tak jak posługacza ubije, a baby zarżnie, a bydło wychędoży!
Miłosz pokiwał głową widząc znienacka uniesione brwi swych słuchaczy.
- Jako żywo wam prawię, że tak rzeknął, bom to na własne uszyska słyszał, jeno tera se myślę, że to pewnikiem po temu dziwaczne, że on straszniście niedobrze we wspólnej mowie prawił, ten gobliński kurwi syn. Było ci to przed wieczorem, a następnego dzionka mieli my trybut zapłacić i wielce się wszystcy troskali, co uczynić nam trza.
- I coście uczynili? - zapytał Roch, wraz z bratem chłonąc słowa ojca z równą uwagą, co goście z Burataru - Nigdyście nie chcieli o tym rozprawiać, ociec, a wielce to szkoda, bo to iście niezwykła historyja!
- Nie opowiadali my o tym, bo nie było o czym - odrzekł nieco szorstko Miłosz - Niczym się chlubić nie było i tyle. Wąsacz się w chacie zawarł z Wężysplotem i z Perzykiem i tam długo się cosik naradzali, a potem kapłan nam rzekł, że daniny nie zapłacimy, bo i z czego nie było, jeno on się do wodza tych goblinów uda, a mu na łeb klątwę strasznistą spuści i nam spokój dają te potwory. I poszli do lasa w małej kompaniji: Wężysplot, Wąsacz, Perzyk i jego córa Kruczka i jeszcze kowal Miechoduj. Całą noc ich nie było, a strasznista to noc była, bo ulewa się zerwała iście jak kara jaka boska. Lało jakby się niebo urwało, a pioruny waliły wszędzie dookoła. Ustało nad rankiem, a krótko potem tamci z lasa wrócili, a Wężysplot rzekł, że gniew Seta na gobliny spadł, a klątwa boska i że kurwie syny tak się przelękli, że uciekli na drugi świata kraniec.
- I to wszytko? - burknął z leciutkim rozczarowaniem Trzęsikęsek - Nic nie rzekli jako tam wojowali abo co inszego czynili?
- Nic nie rzekli - zaprzeczył wzruszeniem ramion Miłosz - Wężysplot powiadał, że ci, co tam byli języki mieli klątwą związane i że kara by ich dosięgła z ręki Seta jakby parę z gęby puścili. Ale prawdę powiadał o tych goblinach, bośmy ich od tamtego czasu już ani razu nie widzieli, ani razu. Zwykłe wilki pewnie, zimą, i parę ogrów dwa roki temu z okładem i trolle się kiedyś w puszczy przy rzece kręciły, ale goblinów do tera nie było. |
|