Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Tego samego dnia, akademia sztuk magicznych w Orwin-garze
Venharr wydął usta uwydatniając jeszcze bardziej swe okazałe kły, potem podrapał się dziwnie nie pasującym do niego gestem po nasadzie nosa. Jego osobisty sekretarz, młody Kratesh, przystawił do wykaligrafowanego nader starannie pisma pieczęć arcymaga, po czym przesunął pergamin po blacie stołu w stronę swego pryncypała.
- Ilu naliczyłeś w sumie? - zapytał raz jeszcze Venharr, bardziej dla zasady, albowiem dyktując listę nazwisk poczynił w głowie stosowne rachunki.
- Równo czterdziestu, mistrzu - odpowiedział Kratesh zerkając kątem oka na niewielkie liczydło, wykonane z drogiego gatunku drewna i lśniące paciorkami wykonanymi z niewielkich klejnotów - Siedemnastu bokurów, dwunastu hogurów oraz jedenastu iluzjonistów. I prawie dwustu asystentów, uczniów, służących i osobistych strażników.
- Doskonale - kiwnął głową arcymag - Generał Hrantz powinien być zadowolony z naszego wsparcia. Mistrz Estril Vaghan to wyjątkowo utalentowany czarodziej, może się okazać bezcenną pomocą podczas walk z korsarzami.
Kratesh spojrzał na Venharra z ukosa, spodziewając się widać żartobliwego uśmiechu na ustach uruka, napotkał jednak wzrokiem nieprzeniknioną kamienną twarz, toteż z miejsca przeniósł spojrzenie z powrotem na liczydło.
- Jeśli wolno mi coś rzec, mistrzu...
- Mów, Kratesh, mów - Venharr podniósł się z krzesła i zaczął przemierzać gabinet wzdłuż rzędu wysokich kryształowych okien osadzonych w ścianie po słonecznej stronie budowli - Wielce doceniam szczerość, chociaż nie ukrywam, że czasami trzeba po niej pocierpieć. Co chciałeś rzec?
- Mistrz Vaghan będzie wściekły na wieść o tej ekspedycji - powiedział ostrożnym tonem - Wysyłasz z armią, mój panie, samych ludzi i elfów, w tym wszystkich czcicieli Dagonina Białego, jacy pracują w akademii. Jeśli zaczną podnosić głosy...
- Jeśli zaczną podnosić głosy, szybko stracą języki - przerwał sekretarzowi Venharr - Za moją decyzją stoi wola samego księcia-przedstawiciela. Vaghan porządnie się zastanowi, zanim zacznie kwestionować zasadność i skład tego kontyngentu, bo wie, że przed gniewem hyrtana nie ochroni go nawet jego biała magia. Wierz mi, będzie gryzł maszt flagowego okrętu Hrantza, ale ani słowem nie odważy się skrytykować tego przydziału. Zresztą pożegnamy go z wielką pompą i przy wszystkich uświadomimy podniosłą mową, jak wielki to zaszczyt dla magików tej akademii stanąć ramię w ramię z żołnierzami Imperium i walczyć w imię Najwyższego.
- Twa mądrość budzi mój zachwyt, panie - Kratesh pochylił nad stołem głowę, nie ważąc się spoglądać w stronę swego pryncypała - Lecz jeśli przez wzgląd na waszą niechęć mistrz Vaghan nie zechce dobrowolnie współpracować z generałem Hrantzem... jeśli będzie mu rzucał kłody pod nogi... czy wówczas...
- Synu, wówczas będzie to wyłącznie zmartwieniem generała Hrantza - Venharr uśmiechnął się protekcjonalnie, poklepał młodego uruka po ramieniu przechadzając się wokół biurka - Co z raportami naszych wywiadowców?
- Z Uzuaru przyszedł list wysłany gołębiem, to Usath. Zaraza wciąż zabija, podobno wystarczą cztery dni, by chory odszedł z tego świata. Wojsko trzyma kordon, chociaż coraz więcej żołnierzy dezerteruje. Wśród wieśniaków słychać coraz więcej o proroku, który przybył z łaski Katana i uzdrawia zarażonych. Z Karastanu żadnych wieści...
- A "Sherdush"? - Venharr sposępniał słysząc o niekompletnych meldunkach swych szpiegów, założył ręce za plecy przystając przy jednym z okien i wyglądając na zewnątrz, w stronę ogrodu - Odzywali się?
- Nie, mistrzu, ale to akuratnie dobra wieść. Kosuth miał złamać talizman tylko w razie poważnych kłopotów, jego milczenie nie winno budzić twego niepokoju.
- Będę się niepokoił, dopóki ten przeklęty kryształ nie dotrze do Ostrogaru - Venharr podniósł głos, być może niepotrzebnie, bo sekretarz z miejsca zgarbił się na krześle, ale arcymag nie poczuł z tego powodu wyrzutów sumienia. Gra szła o zbyt dużą stawkę, by miał się w niej liczyć z uczuciami swoich zauszników, nawet tych najbliższych - Żadnych wieści z Osmundu?
- Nie, mój panie - Kratesh wyczuł, że dobry humor arcymaga przeminął bez śladu, dlatego tkwił w krześle z wbitym w blat stołu wzrokiem, nie ważąc się podnieść głowy.
- A co z naszą cudowną rezerwą finansową?
- Cały ładunek zapakowany w skrzynie, wypełnione suknem i zabezpieczone przed wstrząsami. Kiedy zamierzasz dostarczyć je do pałacu hyrtana, mistrzu?
- Gdy przyjdzie ku temu czas - odparł enigmatycznie Venharr, uśmiechając się leciutko, wpatrzony w fantazyjnie przycięte owocowe drzewka w ogrodzie - Kiedy przyjdzie stosowny czas, sprawimy hyrtanowi małą niespodziankę. |
|