Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Książę-przedstawiciel milczał przez dłuższą chwilę, z kamienną miną wpatrując się w szare oczy równie niemego proroka. Generał Blerih poruszył się niespokojnie wyczuwając, że pozorne opanowanie hyrtana skrywa pod swą fasadą istną kipiel emocji. Oficer doskonale to rozumiał, sam ledwie radził sobie z pozbieraniem myśli w całość w obliczu tak niezwykłego wydarzenia. Serce uruka biło jak oszalałe w jego piersi na wieść o objawieniu posłańca Katana, ale umysł sprzeciwiał się z całych sił faktowi, iż prorok nie był orkiem.
Blerih nie należał do żołnierzy obytych w sprawach religijnych, sensem jego życia była walka pod sztandarem Katana, nie studia nad świętymi księgami. Wiedział, że na przełomie wieków w różnych miejscach Orchii pojawiali się błogosławieni mężowie głoszący słowo Boga i dowodzący tego, że Katan przelał w ich śmiertelne ciała cząstkę swej mocy, ale generał nigdy nie słyszał o tym, by któryś z tych proroków był człowiekiem. Ludzie należeli do gatunku podrzędnego, wprawdzie faworyzowanego przez uruk-hai, niemniej jednak nadal pełniącego rolę rasy służbitów. Owszem, nadawano im wiele przywilejów, przekazywano we władanie spore ziemie i zwalniano z rozlicznych uciążliwych obowiązków lenniczych będących jarzmem elfów, krasnoludów i reptillionów, ale ludzie nigdy nie mieli zrównać się w prawach z jedynymi prawowitymi władcami tego świata.
Generał nie pojmował, czym mógł się kierować boski protektor orków obierając za swego posłańca istotę tak mierną i niegodną szacunku jak ów odziany w szare szaty człowiek... lecz próba przejrzenia boskich zamiarów zdawała się Blerihowi na tyle świętokradcza, że gwardzista zaprzestał dalszych jałowych rozważań pozostawiając je autorytetom takim jak hyrtan Tshegoj czy arcykapłan Lheobarr.
Książę-przedstawiciel poruszył się w końcu, splótł palce obu dłoni wspierając na nich podbródek.
- Prosisz o wiele, Marneusie - oznajmił - I nie jestem gotów dać ci wszystkiego, póki bieg zdarzeń nie wyjaśni dokładniej moich wątpliwości. Otrzymasz zatem glejt do swobodnego przejazdu, który podpiszę własną ręką i opieczętuję hyrtańskim sygnetem, lecz nie wystawię go na osobę proroka, a jednego z moich zaufanych przybocznych, któren od teraz roztoczy nad posłańcem Jedynego opiekę. Otrzymacie też zaprzęg z zapasem żywności i trunków z moich osobistych spiżarni oraz eskortę konnych gwardzistów dobranych przez generała Bleriha.
Marneus nawet nie drgnął, za to mistrz Hrobakk poruszył się niespokojnie, podniósł głowę spoglądając żebraczym wzrokiem na osobę księcia-przedstawiciela.
- O wielki i czcigodny, twa hojność godna jest tego, aby ją opiewali bardowie, a wiara winna służyć za przykład innym czcicielom Katana - chociaż mnich wydawał się rozpływać w pochwałach, hyrtan wyczuł niezawodnie nutę rozczarowania pobrzmiewającą w tonie wiekowego uruka - Lecz czy w swej nieskończonej mądrości nie zechciałbyś raz jeszcze rozważyć pokornej prośby o dekret, który zamknie usta heretyckim podżegaczom, czcicielom pomniejszych bożków? Czy gotów jesteś stanąć w obronie swej wiary w tak doniosłej chwili? Asteriuszowcy i graamici burzą się przeciwko osobie proroka, nawołują chorych, by swe modły kierowali ku ich bożkom, a nie Jedynemu. Ich wyznawcy wciąż umierają, ci zaś, którzy nawrócili się na słuszną wiarę wracają do zdrowia. To znak naszego Pana! Kto czci Jego majestat, będzie żył! Ta straszna plaga została nam zesłana jako próba ognia, którego płomienie oczyszczą ten świat z innowierców i grzeszników!
Hyrtan uniósł lśniącą od pierścieni dłoń, bo dostrzegł kropelki śliny padające z ust starego mnicha i pojął, że mówca zaczyna wpadać w stan religijnego uniesienia. Hrobakk umilkł natychmiast, przywołany do porządku tym pozornie nieznacznym gestem możnowładcy.
- Chcę porozmawiać z moimi doradcami, na osobności - oznajmił Tshegoj - Proroku i ty, drogi przyjacielu, pozwólcie, że generał Blerih odprowadzi was teraz do pokojów dla gości, gdzie zaczekacie na powtórną audiencję. Dołożymy wszelkich starań, aby doszło do niej jak najszybciej, nie chcielibyśmy bowiem w żaden sposób wstrzymywać świętego Marneusa w czynieniu jego powinności.
Szarooki posłaniec Katana ukłonił się nieznacznie, pozdrowił hyrtana przyłożoną do czoła pięścią, potem zaś odwrócił się w miejscu i ruszył ku drzwiom komnaty prowadzony przez wyraźnie niespokojnego i spiętego generała Bleriha. Mistrz Hrobakk zerwał się z posadzki i podreptał starczym krokiem w ślad za swym towarzyszem, zgarbiony i głęboko zasmucony. Kiedy drzwi sali narad zamknęły się cicho za plecami gości, książę-przedstawiciel klasnął w dłonie tak donośnie, że stojący w pobliżu gwardziści niemal podskoczyli na ów dźwięk z wrażenia.
- Wszyscy precz! - huknął hyrtan - Zostaje tylko rada hyrtańska, reszta precz! Ty nie, Kalamarsh, ty też zostajesz.
Książę-przedstawiciel odczekał, aż żołnierze opuszczą pośpiesznie komnatę, a potem przeniósł swój wyraźnie poruszony wzrok na grono zaufanych doradców. |
|