 |
|
 |
Wysłany: Wto 20:13, 29 Wrz 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Mistrz Hrobbak skłonił się hyrtanowi do posadzki, a potem odszedł śpiesznie, odprowadzony przezsześciu gwardzistów. Kiedy tylko zniknął za progiem sali audiencyjnej, książę-przedstawiciel poderwał się ze swego miejsca, władczym ruchem ręki przywołując generała Bleriha.
- Magiczne zabezpieczenia to jedno - oznajmił wskazując ręką na auktywniony zaklęciem runiczny detektor niebezpieczeństw – ale ostra stal w odwodzie nie zaszkodzi. Nie podoba mi się to wszystko i cieszę się widząc, że mój nadworny mag podziela ten wniosek.
Arcymag Venharr skłonił się Tshegojowi nieznacznie, splatając palce pod brodą i gotując się emocjonalnie na spotkanie z rzekomym katanickim prorokiem.
- Blerih, dwudziestu gwardzistów pod ściany, najlepsi z najlepszych, odpowiadasz za to głową! - sarknął książę-przedstawiciel, próbując jednocześnie, czy jego własna szabla gładko wychodzi z pochwy. Generał Hranz podniósł się z krzesła, podszedł do jednego z żołnierzy straży przybocznej domagając się niemym ruchem ręki oddania oręża. Uruk bez słowa rozpiął pas, oddał szablę generałowi ujmując oburącz noszoną jako główną broń włócznię.
- Dwudziestu wewnątrz, czterdziestu na zewnątrz, czcigodny panie! - huknął Blerih przykładając do czoła zaciśniętą pięść - Cały zamkowy garnizon w pełnej gotowości!
Generał gwardii okręcił się na pięcie i wypadł z sali innymi drzwiami, wykrzykując śpieszne rozkazy do depczącego mu po piętach adiutanta. Tshegoj parsknął cicho demonstrując w ten sposób swą dezaprobatę dla wszystkich zaskakujących wydarzeń, które nieoczekiwanie zburzyły porządek i tak już nerwowego dnia siejąc dziki zamęt w myślach księcia-przedstawiciela.
Pojawienie się proroka Katana było dla hyrtana gromem z jasnego nieba. Takie rzeczy się przecież nie zdarzały, przynajmniej nie za życia księcia-przedstawiciela! Owszem, Tshegoj bywał świadkiem cudownych rzeczy dokonywanych świętą mocą katanickich duchownych, zwłaszcza uzdrowień, toteż nigdy nie śmiałby podważyć boskiego majestatu Katana ani kwestionować sakralnych dogmatów orkowej wiary... lecz nadejście awatara Boga kompletnie zbiło go z tropu. Hyrtan spostrzegł nie dość starannie skrywany niepokój Venharra i stwierdził w myślach, że szczerze go podziela. Przybysz mógł być kimkolwiek: szaleńcem, samozwańcem, demonem w uruczej skórze. Chociaż książę-przedstawiciel musiał gorączkowo improwizować, nie zamierzał zaniechać najmniejszych kroków dla zachowania ostrożności: miał wrogów nie tylko pośród orwingarskiej szlachty, ale i poza Orkusem Małym, toteż jego paranoicznie podejrzliwa natura nakazywała szukać w pojawieniu się boskiego posłańca czegoś innego niż prawdziwego ucieleśnienia mocy Katana.
Do pomieszczenia wpadli pobrzękujący stalą gwardziści, rozstawieni natychmiast w równym szyku pod wszystkimi ścianami sali. Generał Blerih stanął po lewej stronie krzesła Tshegoja, z prawicą zaciśniętą na ciężkiej buławie.
- Na jedno twe słowo, panie, będziesz miał tutaj setkę zbrojnych w pięć uderzeń serca - oznajmił możnowładcy uruk, prostując się w swym ciężkim pancerzu i spoglądając z lekkim niepokojem na drzwi, przez które miał przejść lada chwila prorok.
W sali zapadła dzwoniąca w uszach cisza, w której hyrtan zdawał się wychwytywać słuchem bicie serc swych poddanych. Venharr i Lheobarr skończyli mamrotać coś pod nosami, bez wątpienia spalatając w swych umysłach jakieś mordercze zaklęcia mające w razie kłopotów ochronić czcigodną osobę księcia-przedstawiciela. Generał Hrantz siedział na własnym miejscu z szablą spoczywającą w przełożonej w poprzek kolan pochwie, gotów wyciągnąć ją na pierwszą oznakę zagrożenia. Wyraz kompletnego zaskoczenia znikał z oczu członków rady hyrtańskiej zastąpiony coraz większą ekscytacją, wszyscy bowiem w równym stopniu porażeni byli wizją autentycznego nadejścia proroka.
Jeśli to była prawda, życie obecnych w komnacie uruków miało ulec całkowitej odmianie. Jeśli nie... cóż, żaden kolejny dzień również nie miał już pozostać taki sam jak dotąd.
Zza głównych drzwi sali audiencyjnej dobiegł cichy odgłos zbliżających się kroków. Jeden z gwardzistów wychynął zza progu, wyprostował się niczym struna i zaanonsował gości.
- Dostojny mistrz Hrobbak i... i jego towarzysz proszą czcigodnego i wielkiego hyrtana o widzenie. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Wto 20:45, 29 Wrz 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pociągnięte przez gwardzistów drzwi rozwarły się na oścież i do wnętrza sali weszły dwie postacie. Pierwszą z nich był stary zgarbiony mistrz Hrobbak, szurający po kamiennej posadzce drewnianymi sandałami, uśmiechnięty radośnie w ekstatyczny wręcz sposób. Nikt z obecnych w komnacie nie zwrócił na wiekowego mnicha uwagi, wpijając się wzrokiem w drugiego gościa.
Postać była wysoka, okryta szarym płaszczem z kapturem, o skrywających dłonie rękawach. Założony na biodrach pas nabijany był guzami z ciemnego kamienia, ale nie on przyciągał uwagę członków rady, lecz wielka laska dzierżona w prawicy proroka, odlana z ciemnoniebieskiego metalu, który zdawał się skrzyć drobinkami światła. U szczytu tej laski znajdowała się masywna zaciśnięta pięść, uświęcony symbol Katana. Idąc poprzez salę prorok uderzał laską w kamienną posadzkę i powtarzający się dźwięk tych uderzeń zdawał się huczeć niczym spiżowy dzwon w uszach uruków.
Prorok zatrzymał się w połowie drogi dzielącej go od skamieniałego z wrażenia księcia-przedstawiciela. Towarzyszący mu krok w krok mnich padł na kolana oddając hyrtanowi pełen wdzięczności pokłon, ale sam boski posłaniec nie uczynił żadnego gestu, który mógłby być odebrany za oznakę służalczości. Naciągnięty na twarz kaptur skutecznie skrywał jego oblicze przed rozgorączkowanymi spojrzeniami uruków, a przeciągające się milczenie sprawiało, że wyczuwalne w sali napięcie zdawało się sięgać zenitu.
- Czcigodny i wielki panie - powiedział łamiącym się głosem mistrz Hrobbak - Oto prorok Katana, błogosławiony cudotwórca, posłaniec Najwyższego.
Przybysz w szarych szatach uniósł w górę lewą rękę, odciągnął w tył kaptur.
Z ust gwardzistów wydarło się stłumione westchnienie, Leobharr podniósł się mimowolnie z krzesła, które upadło z trzaskiem na podłogę, Venharr spróbował coś wykrztusić, ale ani jedno słowo nie przeszło mu przez gardło.
Książę-przedstawiciel siedział w milczeniu, z kamienną twarzą, nie wierząc swym oczom. Oczekując wejścia proroka próbował przekonać samego siebie, że to jakaś niebywale zuchwała mistyfikacja, jakiś świętokradczy podstęp uknuty przez jego politycznych wrogów, ale cząstką jaźni desperacko wierzącą w prawdziwość słów Hrobbaka wyobrażał sobie przybysza jako dumnego uruka o twardych rysach, wyniosłego i promieniującego boskim majestatem, porażającego swym niezwykłym wzrokiem.
Prorok miał dumne rysy twarzy i porażający dziwnym wyrazem wzrok, a z jego uduchowionego oblicza promieniowała aura niezwykłej świętości, ale w niczym nie przypominał otaczających go uruków.
Uruków całkowicie zbitych z tropu, bezgranicznie zdumionych i nie potrafiących uwierzyć w ten widok.
Prorok Katana - opiekuńczego boga orków, patrona ich potęgi i protektora gatunku - był człowiekiem. |
|
|
|
|
Wysłany: Sob 17:26, 03 Paź 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Cisza panująca w sali nabrała tak namacalnego wymiaru, że hyrtan mógłby przysiąc, że słyszy brzęczenie krążącej po przedpokoju osy. Wszyscy obecni w pomieszczeniu wwiercali się wzrokiem w noszącego laskę z symbolem Katana człowieka, spoglądającego niemo na równie milczącego hyrtana. Generał Blerih zaciskał palce na swej buławie tak silnie, jakby ją chciał zmiażdżyć, poszarzały po twarzy, wstrząśnięty na wskroś świętokradczym charakterem tej niezapowiedzianej wizyty. Prorok Katana nie mógł być człowiekiem, a przynajmniej żaden ze znajdujących się w komnacie uruków nigdy o takim przypadku nie słyszał! Boski protektor orków stanowił swą osobą odwieczny i wieczysty dowód supremacji tej rasy, dowodził naturalnego porządku świata, w którym wszystkie inne żywe istoty winne były giąć pokornie karki przed majestatem jego potomków. Generał wiedział, że nie tylko orki oddawały cześć Katanowi, wśród jego wyznawców było bowiem wielu zelotów nie posiadających w żyłach nawet kropli orkowej krwi, ale nigdy dotąd nie zdarzyło się, aby Najwyższy przelał cząstkę swej świętej mocy w niegodne takiego zaszczytu ciało pomniejszego śmiertelnika.
Arcykapłan Lheobarr stał za stołem z opuszczonymi rękami, wyprostowany na cała wysokość, zesztywniały pod wpływem szokującego przeżycia. Jego telepatyczne pytanie musiało dotrzeć do adresata, bo człowiek odwrócił znienacka głowę i spojrzał na twarz katanickiego duchownego. Miał szare oczy, niemalże tego samego koloru co barwa jego skromnej szaty.
- Jestem Marneus, niegdyś nędzny pył pod stopami wielkich tego świata, teraz naczynie woli Pana - oświadczył przybysz, ku zdumieniu obecnych przemawiając nie we Wspólnej Mowie, lecz w dialekcie uruków, tak płynnie i czysto jakby całe życie nie używał innego języka - Posłano mnie, bym wybawił od śmierci tych, których czas jeszcze nie nadszedł, bym głosił prawdę Pana tym, którzy jeszcze jej nie poznali, bym doradzał tym, którzy zbłądzili i potrzebują pomocy.
Jakby dla podkreślenia tych słów, mężczyzna uderzył okutym końcem swej laski w marmur posadzki, a ostry trzask metalu sprawił, że wszyscy obecni w komnacie wzdrygnęli się mimowolnie. Samozwańczy prorok przeniósł spojrzenie z powrotem na twarz księcia-przedstawiciela, stojąc z uniesioną dumnie głową, lecz nie czyniąc żadnych innych gestów, które Tshegoj mógłby uznać za wyzywające i obraźliwe.
On stawia się na równi ze mną, przemknęło przez myśl oszołomionemu hyrtanowi, nawet się nie pokłonił!
- Bądź pozdrowiony, ukochany synu Katana - przemówił ponownie Marneus, nadal przemawiając w doskonale akcentowanym urkashu - Przynoszę ci błogosławieństwo naszego pana w niebiosach. Ciesz się i dziękuj modlitwą, albowiem w swej nieopisanej wspaniałomyślności Katan wybrał to właśnie miejsce pośród całego świata, abym się mógł objawić. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 21:43, 05 Paź 2009 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Człowieczy samozwaniec nie zwrócił pozornie żadnej uwagi ani na kąśliwą uwagę Venharra ani na pytania Lheobarra, wciąż spoglądając uważnie w oblicze księcia-przestawiciela. Po dłuższej chwili milczenia Marneus drgnął i pochylił nieznacznie głowę, przykładając jednocześnie do czoła zaciśniętą prawą pięść.
- Zechciej wybaczyć to zaniedbanie, ukochany synu Katana - oznajmił prorok - Istota wyzwolona z okowów zwykłego życia szybko zapomina o ceremoniach i obyczajach, które dla innych stanowią tak ogromne znaczenie. Nie miałem zamiaru cię urazić ani okazać braku szacunku, hyrtanie, to było zwykłe... przeoczenie.
Marneus mówił w niezwykle uprzejmy sposób i słuchający go uważnie Tshegoj ani w jednym słowie nie wychwycił cienia ironii, toteż chcąc nie chcąc musiał przyjąć oświadczenie przybysza za szczere.
- Jeśli zaś o świadectwo mego posłannictwa idzie, jakich potrzeba ci dowodów, książę? - człowiek uniósł nieznacznie swą laskę i uderzył nią w marmurową posadzkę. Obserwujący czujnie gościa generał Hrantz drgnął nieznacznie, ale wciąż tkwił na swym miejscu, szukając wzrokiem śladu jakiejkolwiek ukrytej broni przybysza. Chociaż Marneus nie nosił przy sobie żadnego oręża, Hranz wiedział, że nawet pozornie niewinna laska mogła być morderczym narzędziem w rękach wprawnego zabójcy. Książę-przedstawiciel miał wielu wrogów, również pośród uruk-hai, toteż generał spozierał na proroka podejrzliwym wzrokiem, spodziewając się podświadomie jakiegoś rychłego aktu agresji z jego strony.
- Jam jest narzędziem Pana, instrumentem Jego woli, nie zaś wędrownym kuglarzem! - Marneus podniósł nieco głos, chociaż jego ton wciąż mieścił się w granicach uprzejmości - Cóż mam uczynić, skoro to Pan przelewa przez mnie swą moc? Życzysz sobie, bym zrównał z ziemią ten pałac, a potem odbudował go w jeden dzień? Bym spopielił puszczę i sprawił, że drzewa odrosną do następnego wschodu słońca? Jeśli boski Katan tego nie zechce, nic się nie stanie. Kim jesteśmy, ja i ty, by stawiać Najwyższemu żądania? Kim jesteśmy, by rozporządzać jego niebiańską mocą? Czy pragniesz zmusić mnie do świętokradztwa?!
Tshegoj zauważył kątem oka porozumiewawcze spojrzenia słane sobie wzajemnie przez Venharra i Lheobarra, a ponieważ rubinowe oczko jego pierścienia świeciło się znacznie silniej od chwili wejścia proroka do komnaty, hyrtan domyślił się, że obaj urukowie dawali sobie do zrozumienia, iż wyczuwają silną magiczną aurę przybysza. Rzut oka na rozpalający powierzchnię drzwi runiczny symbol nakreślony zaklęciem arcykapłana uspokoił księcia jedynie po części, bo chociaż znak ten pulsował białym światłem, świadczyło to tylko tyle, że w obecnej chwili prorok nie miał wobec zebranych w sali uruków żadnych złych zamiarów... lecz co mogło się wydarzyć, gdyby runa przybrała nagle barwę krwistej czerwieni?
- Leczyłem konających, którzy błagali o miłosierdzie z imieniem Katana na ustach - dodał Marneus - Nie ja ich wysłuchałem, lecz Najwyższy. Nie ja odpędziłem swymi rękami chorobę, lecz Bóg, który sięgnął do nich poprzez me członki. Jeśli więc zażądasz jakiego świadectwa, ukochany synu Katana, bacz byś nie okazał się zbyt zuchwały, bo nasz Pan daleki jest od pobłażliwości wobec bluźnierców. |
|
|
|
|