Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Chociaż na smagłej twarzy księcia-przedstawiciela zagościł ponownie uśmiech, atmosfera w sali audiencyjnej przypominała ciszę przed burzą. Lheobarr sprawiał wrażenie silnie wzburzonego, Hrantz dostrzegał w jego zmrużonych oczach niebezpieczne błyski słane w kierunku uśmiechającego się kącikami ust Venharra. Generał odsunął krzesło jako pierwszy, pojął bowiem od razu, że czcigodny hyrtan nie znajdzie teraz czasu dla jego dodatkowych zapytań. Oficer wsadził pod pachę raport na temat aktywności troglodytów i wykaz strat garnizonu, po czym skłonił się głęboko swemu panu.
Hyrtan odpowiedział mu łaskawym gestem dłoni, spozierając jednocześnie ponaglająco w kierunku zwlekającego z odejściem arcykapłana.
Boczne drzwi sali otworzyły się dyskretnie, do środka wszedł śpiesznym krokiem uruk z przybocznej straży namiestnika, noszący na swym pozłacanym naramienniku insygnia kapitana. Tshegoj zmarszczył gniewnie czoło, protokół spotkań rady nie zezwalał bowiem na to, by ktoś postronny zakłócał naradę.
- Lepiej, żeby to było coś ważnego - sarknął książę-przedstawiciel. Hrantz zauważył, że kapitan miał dziwny wyraz twarzy, bardziej zdeterminowany niż zmieszany, to zaś świadczyło o bardzo ważkim powodzie jego przybycia.
Oficer zasalutował przykładając prawą pięść do czoła, potem zaś pochylił się nad uchem Kalamarsha i zaczął mu coś szeptać spoglądając przy tym uważnie na hyrtana. Im więcej sędziwy skarbnik słyszał, tym większe robiły się jego oczy. Kiedy kapitan skończył, odstąpił o kilka kroków od Kalamarsha i stanął wyprężony na baczność, czekając cierpliwie, aż ktoś odpowiednio wysoki rangą przedstawi jego wieści czcigodnej osobie hyrtana.
- Khe, khe... mistrz zakonny Hrobbak przybył właśnie do pałacu - oświadczył sztywno Kalamarsh, wbijając wzrok w wiszący na pobliskiej ścianie kobierzec - Domaga się spotkania z radą hyrtańską.
- On się... domaga? - powtórzył powoli Tshegoj, głosem całkowicie pozbawionym irytacji, gniewu czy złości, przesyconym wyłącznie nutą oszołomienia - Ten eremicki klecha... się domaga?
Kalamarsh pobladł na tyle, na ile było to dla skóry o naturalnie ciemnym pigmencie możliwe. Lheobarr zesztywniał dla odmiany, oczami wyobraźni widząc już mnicha wleczonego na wewnętrzny dziedziniec pałacu, gdzie hyrtan zwykł się przyglądać dla rozrywki egzekucjom wysoko postawionych więźniów. Mistrz Hrobbak był przełożonym klasztoru Żelaznej Pięści - ascetycznego zakonu czcicieli Kartana - i zasadniczo miał prawa równe szlachetnie urodzonym urukom, ale Tshegoj nie słynął z wyrozumiałości wobec osób, które rozmyślnie lub przypadkowo nie okazywały mu dość szacunku.
- Khe... - chrząknął Kalamarsh - On twierdzi, że przynosi wieści niezwykłej wagi i że rada musi mu natychmiast udzielić posłuchania, bez względu na konsekwencje, jakie miałby potem ponieść.
- Ale... on mógł przybyć z obszarów nękanych zarazą! - odezwał się nagle arcykapłan, w lot pojmując potencjalne zagrożenie, jakie niosła ze sobą wizyta przełożonego klasztoru w Orwin-garze - Jeśli jest chory, rozniesie ją wśród nas!
Kapitan straży przybocznej nawet nie drgnął słysząc słowa Lheobarra, ale Hrantz mógłby przysiąc, że w jego oczach pojawił się błysk irytacji.
- Kapitan Ahnar polecił zatrzymać mistrza pod zewnętrznymi wrotami, o czcigodny i wielki panie - oznajmił spoglądając w stronę hyrtana - Nikt do niego nie podchodził, okrzyknięto go jeno z blanków. Jeśli rozkażesz, zostanie przepędzony albo zastrzelony, ale sam zarzeka się, iż jest zdrów na ciele i umyśle. Zechcesz go wysłuchać, panie? |
|