Dobro |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 13 Lis 2008 |
Posty: 609 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Ankh-Morpork Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 19:03, biuro wydziału TK-31
Trzykrotne pukanie do drzwi przerwało ciszę, która od kilku minut towarzyszyła agentom z wydziału TK-31. Po chwili do środka weszła kobieta, o przenikliwym spojrzeniu i okładkowej urodzie; a zaraz za nią mężczyzna, który mimo ciężkich butów, wszedł bezszelestnie do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Halina Zimmermann, a to jest Klaus Schmit. Podobno potrzebujecie naszego wsparcia - odezwała się kobieta, do której zaraz doskoczył sir James, całując ją w grzbiet dłoni. Klaus tymczasem stanął w rogu pomieszczenia i obserwował po kolei agentów, wytrzymując długie spojrzenie polaka.
- Po wymianie uprzejmości, myślę, że możemy zabrać się do roboty - stwierdził z nieukrywaną ironią złodziej, po czym podszedł do biurka Ulricha.
- Jaki macie plan? - zapytała Halina, przysiadując na rogu biurka anglika i biorąc do ręki jedną z leżących wokół teczek. - Mieliśmy mało czasu zapoznać się z dokumentacją, a major Kazakov po prostu odesłał nas do was.
Sir James na przemian z Stefanem po krótce opowiedzieli wydarzenia i ślady znalezione w "Tulipanie", starając się nie wdawać w niepotrzebne szczegóły.
- Rozumiem, że Franz Kaiser jest podejrzany, i chcecie, byśmy go śledzili. Mamy być jego cieniem. I tylko tyle? Przecież to każdy frajer potrafi - Klaus skrzyżował ręce i opierając się o ścianę rzucił Stefanowi kolejne wyzwanie wzrokowe.
- ... ale nie każdy frajer potrafi zebrać o ludziach tyle informacji, co wy - odciął się natychmiast polak. - Chcemy wiedzieć o nim wszystko. Gościu kręci, nie mówi nam prawdy. O jego ojcu niema ani jednej wzmianki w aktach, oprócz tego, że umarł pod Stalingradem.
- W każdym bądź razie, plan jest prosty. Idziemy go wypuścić. Klaus, ty będziesz go śledził. Halina - ty ruszysz w miasto i spróbujesz się czegoś o nim dowiedzieć. Potem się zmienicie, bo podejrzewam, że macie różnych znajomych. Zaczynamy od teraz - sir James Felswick był w swoim żywiole, kiedy władczym tonem oznajmiał kolejne elementy planu akcji.
- My tymczasem będziemy niedaleko was, jako wsparcie. Gdyby coś sie działo, od razu dajcie nam znać przez krótkofalówkę.
Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 19:45, Aleja Stalina
Siedzący w służbowym mercedesie agenci zacierali ręce, próbując je nieco ogrzać. Podejrzany nie starał się nawet kluczyć po mieście, jakby nieświadomy był ogona. Po opuszczeniu aresztu od razu kierował się na na Aleję Stalina; jedną z dłuższych ulic w strefie radzieckiej. Właśnie wchodził do jednego z pobliskich budynków: dużej budowli na kształt XIX wiecznych szpitali.
- ...szszszsz... - Klauszszszzsz... biór - krótkofalówka strasznie trzeszczała, odkąd tylko agenci opuścili teren PAPu. Przez chwilę nastąpiły kolejne trzaski, aż urządzenie zamilkło na amen.
- Scheisse! - zaklnął Ulrich, uderzając pięścią w odbiornik. Najwyraźniej Klaus też miał problemy, bo podszedł po chwili do samochodu i wsiadł na tylnią kanapę.
- Obiekt wszedł do szpitala psychiatrycznego imienia Cesarza Wilhelma. Jak dobrze sięgam pamięcią, tutaj trafiała cała śmietanka niemieckiej hołoty. Brakowało tu tylko Hitlera.
- Jak z twoją krótkofalówką? - spytał Neumann, siedzący z przodu pojazdu.
- Kaput.
- Nasza też - mruknął Stefan, siedzący za kierownicą. Wolał, żeby niemiec zajął się komunikacją.
- Nie podoba mi się to... mruknął Ulrich.
- Hm... To oznacza, że straciliśmy kontakt z Haliną. W razie komplikacji byliśmy umówieni w bezpiecznym miejscu na mieście, w restauracji "Zefir" - James zamyślił się na chwilę, spuszczając wzrok na podłogę mercedesa.
- To jakie są dalsze rozkazy? - spytał złodziej. |
|