Dobro |
Elokwentny gracz |
|
|
Dołączył: 13 Lis 2008 |
Posty: 609 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Ankh-Morpork Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Mężczyzną złapanym w kamienicy okazał się tajemniczy Franz Kaiser. Dopiero w Sali przesłuchań ochłonął nieco, a po wypiciu kubka kawy i wypaleniu kilku papierosów zaczął mówić. Okazało się, że poprzedniej nocy upił się jak dzika świnia, bo był po ostrym dyżurze w szpitalu, więc dotarł do domu i położył się jak stał. Rano, koło godziny ósmej, obudził się z wysuszoną gębą i kacem mordercą. Podszedł do kuchni, by się napić wody z kranu, ale zobaczył, że leci jakaś dziwna ciecz zamiast wody, więc zdenerwowany poszedł do mieszkania obok, do pana Hansa – sympatycznego starszego mężczyznę, żyjącego w swoim świecie.
- Chciałem już zapukać do drzwi, ale zauważyłem, że były otwarte, więc wszedłem do środka. Zaniepokojony minąłem przedpokój, i widziałem, jak pan Hans leżał na ziemi, głośno oddychając. Podbiegłem więc do niego, i zobaczyłem, że ma dziwne sine plami. Na ziemi obok niego leżała w połowie stłuczona szklanka, a wokół szklanki ten dziwny płyn, który leciał z karnu. Przestraszyłem się jak cholera, a zwłaszcza, że na dworze ktoś przyjechał… wybiegłem na klatkę schodową… w oknie zobaczyłem wysiadających Stasi z aut… mieli broń… szybko zamknąłem się w swoim domu i schowałem do szafy, która ma podwójne dno… specjalnie je tatuś zrobił, na wypadek gdyby Hitler zaciągał do wojska całą ludność… I potem słuchałem, jak mnie szukają po domu… bałem się, że oskarżą mnie o morderstwo! Ale teraz już wiem, że to ta woda go zabiła… ja… ja zszedłem później, do sąsiadów, do… do państwa Roder… oni stali na schodach, na półpiętrze… i tak dziwnie wyglądali… też musieli wypić tą wodę, bo patrzyli się na mnie, jakby… jakby chcieli mnie zjeść! Rozumiecie? – spojrzał na twarz Volodi, która nie wyrażała dosłownie niczego. – przerażony pobiegłem do domu i się zamknąłem. Potem ktoś walił mi w drzwi, ale zastawiłem je kanapą i wróciłem do szafy. W schowku przesiedziałem tak długo, aż wy się pojawiliście… bo usłyszałem strzały i huk… uznałem, ze to jedyna szansa na ucieczkę z budynku…
Reszta mieszkańców była zarażona. Rosjanie wchodzili do domów i strzelali w głowę ludziom, z zimną krwią. Pomagał im Volodia, reszta agentów próbowała się skontaktować z kwaterą główną, ale zakłócenia uniemożliwiały jaką kolwiek komunikację. Ulrich razem z sir Jamesem udali się osobiście po nowe rozkazy, zostawiając polaka do pilnowania sowietów i kontrolowanie akcji.
Wszystkie zwłoki wyniesiono na zewnątrz i podpalono, a świadków brutalnie wyrzucano z miejsca zdarzenia. Dziennikarze pojawili się niczym muchy lecące do świeżego gówna, ale również zostali wyrzuceni, a aparaty skonfiskowane przez żandarmów. Po dwóch godzinach miejsce było oczyszczone a kamienica pilnie strzeżona przez policję.
Zbadanie studzienki kanalizacyjnej sir James zlecił kręcącemu się szeregowemu z rosyjskiej żandarmerii, który w koszarach już zdążył się upić, i teraz za karę zostawiono go na mrozie. Żołdak po dwudziestu minutach taplania się w ściekach wrócił i oznajmił, że woda jest normalna. Dalsze badania wykazały, że skażona woda została wlana bezpośrednio do zbiornika w piwnicy, pompującego wodę na górne piętra. Obecnie została wypompowana przez strażaków i zostanie odpowiednio oczyszczona i wylana w odpowiednie miejsce.
Do tej pory udało się potwierdzić obecność wszystkich mieszkańców, oprócz trzech:
Mark Brumber, Raman Patoh i Franz Kaiser. Pielęgniarka widocznie musiała wrócić wcześniej do domu. Czy też wypiła skażoną wode, tego już nie można było potwierdzić.
Szukanie dalszych śladów i badanie miejsca zdarzenia było bezowocne. Wszystkie ślady zostały już zatarte przez szwędających się dookoła wojskowych. Zdjęcie śladów z pompy w piwnicy również nic nie dało. Sprawca miał na sobie rękawiczki albo wytarł ślady.
*
Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 16.38, gabinet wydziału TK-31
Drobne płatki śniegu osiadały na szybie, roztapiając się i tworząc chaotyczne mozaiki z lodu. Ulrich Neumann siedział przy swoim biurku i od dwudziestu minut próbował naprawić krótkofalówkę. Od wydarzeń w kamienicy nie łapała żadnego sygnału, a inżynier nie mógł jasno stwierdzić, co tak właściwie uszkodziło urządzenie. Podniósł kubek z ciepłą herbatą, którą Laura przyniosła jakiś czas temu. Ręka zastygła w połowie drogi, gdy trzaskając drzwiami do środka wpadł Major Kazakov, rzucając zdjęcie na biurko Volodii, który przeglądał swoje papierzyska. Zaciekawieni agenci podeszli bliżej, by przyjrzeć się zdjęciu.
- Ten zaznaczony to nasza ofiara.
- Nazywa się Otton von Totenkampf. Może go kojarzycie. Zajmował się projektem "Niflheim" – wskrzeszaniem poległych żołnierzy i wysyłanie ich z powrotem do walki. Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów, projekt miał dużo wad, a jeszcze więcej skutków ubocznych. Sprawa przycichła zaraz po wojnie, a wszelkie ślady usunięto, stąd dostęp do akt mają nieliczni. Jak widać, ktoś postanowił kontynuować projekt, bo w skażonej wodzie ze wstępnych ustaleń występują te same bakterie, które zostały „wyhodowane” przez skutki uboczne. A to znaczy, że ktoś ma te bakterie. Wiecie co to znaczy?
Major rozejrzał się po twarzach słuchających go z napięciem agentów. Szczególnie długo przyglądał się polakowi. W końcu, po kilkunastu sekundach milczenia dokończył:
- To znaczy, że macie dwadzieścia cztery godziny na złapanie tego chuja i przejęcie całej jego kolekcji – rosjanin poprawił swoją wojskową marynarkę. Poklepał się po kieszeniach, jakby czegoś szukając. Zza okna dobiegł dzwon kościelny, wybijający godzinę 17:00. W piecyku kaflowym trzasnęło palone drewno, na chwilę przerywając ciszę. W końcu major podniósł swoją czapkę uszatkę, z czerwoną gwiazdką na środku (ponoć nawet w niej spał), i wyciągnął z niej niewielki kluczyk, schowany w ukrytej kieszonce we wnętrzu czapki. Rzucił niedbale kluczykiem na biurko, oznajmiając krótko:
- Dostajecie dostęp do tych akt. A niech kurwa zginie choćby kurz stamtąd, to was osobiście powieszę za jaja przed sztabem – obrócił się na pięcie i bez słowa zwrócił się do wyjścia. Zanim jeszcze trzasnął drzwiami, dodał już milszym tonem.
- Idźcie coś zjeść, bo zapowiada się dzisiaj długa noc.
I trzasnął drzwiami, aż śnieg spadł z zewnętrznej strony parapetu.
- Kiedyś rozpierdoli te drzwi, to ciekawe czym trzaśnie – mruknął polak, ku ogólnej uciesze agentów.
*
Reasumując. Epidemia póki co została opanowana. Wszyscy mieszkańcy kamienicy oprócz trzech osób nie żyją. Próbki wody i materiał znaleziony w krzakach dalej są w analizie, znacie tożsamość ofiary. Pozostaje wam znalezienie punktu zaczepienia między ofiarą a napastnikiem. Czas misji to równe 24h, natomiast teraz macie godzinną przerwę na obiad. Możecie iść razem, osobno albo postanowić coś innego. |
|